-
Tym razem moim celem jest "disnejowski" kościółek w leżącym 10 kilometrów na południe od Biskupca Raszągu. Naprawdę warto go zobaczyć, bo jest to świątynia pełna uroku i ogólnie przecudnej urody.
-
Do tej wyprawy sprowokował mnie film „Lincz” z niesamowitą rolą Wiesława Komasy, który opowiada o samosądzie we Włodowie. To wydarzenie wstrząsnęło Polską, bo pokazało, że obywatele nie mogą liczyć na swoje własne państwo.
-
Tym razem moim celem jest Guzowy Piec. Chcę tam zobaczyć drewniane chałupy. A za Naterkami chcę chwilę przystanąć przy przydrożnym grobie.
-
Bardzo lubię jeździć po szutrach. Kiedy słyszę chrzęst piasku pod oponami, to mam wrażenie, że rower ze mną rozmawia. Tym razem jednak wybrałem asfalt. Bo trochę czas mnie gonił.
-
Najstarszą w naszym regionie kapliczkę z Dobrąga (1601) zapisałem na mojej rowerowej liście do odwiedzenia jeszcze w czasach starej "16". Ale jakoś zawsze było nie po drodze. Aż w końcu droga się znalazła.
-
Kajny już od jakiegoś czasu zajmowały jedno z czołowych miejsc, które chciałem zobaczyć. No i w końcu się udało. Teraz czas na Dobrąg.
-
Tym razem muszę się poskarżyć na Google Maps. Amerykanie zaproponował mi jazdę na rowerze przez Łynę po drewnianych słupach. Ale i tak nie żałuję bo w końcu zobaczyłem na własne oczy jezioro Limajno.
-
Tym razem wybrałem się zobaczyć co zostało z budynku Mazurskiego Uniwersytetu Ludowego. Właściwie to już nic nie zostało. Jak po Mazurach.
-
Plan był taki, żeby pojechać do Pasymia i stamtąd przez Łajs wrócić do Olsztyna. Nie dało jednak rady, więc skorzystałem z usług Przewozów Regionalnych (pozdrawiam przemiłą p. konduktorkę) i za 15,20 do Pasymia dojechałem pociągiem. Moim celem była symboliczna granica pomiędzy Warmią i Mazurami w Łajsie.
-
Tym razem wyruszyłem na poszukiwanie piasku. A konkretnie kopalni piasku w Węgajtach. Chciałem sobie popatrzeć na ten ponoć największy dół w naszym mazursko-warmińskim regionie.