Pani Regina wygrała w programie "The Voice Senior". Jest inspiracją do podążania za marzeniami
2024-02-24 16:55:49(ost. akt: 2024-02-24 12:43:23)
Regina Rosłaniec-Bavcevic pochodzi ze Szczytna, choć od 40 lat mieszka w Chorwacji. Seniorka dotarła do finału 5. sezonu popularnego programu „The Voice Senior”, gdzie zaśpiewała piosenki: „Caruso” Lucia Dalli oraz „Tylko mnie poproś do tańca” Anny Jantar. Wygraną zapewniły jej pełne pasji i emocji wykonania. — Teraz czuję się spełniona, szczęśliwa, otulona miłością znanych i nieznanych mi ludzi… — mówi wzruszona zwyciężczyni.
Śpiewać kochała od dziecka
Regina Rosłaniec-Bavcevic ma 61 lat. Urodziła się w Wielbarku, ale mieszkała tam krótko. Wraz z rodziną przeprowadziła się do Szczytna i tam mieszkała do 15 roku życia. Już od dziecka wykazywała wrażliwość na dźwięki. Ukończyła szkołę muzyczną pierwszego stopnia w Szczytnie, a w Olsztynie ukończyła szkołę drugiego stopnia.
— Rodzice opowiadali mi, że od urodzenia byłam głośna — śmieje się pani Regina. — Podobno aż do roku cały czas płakałam. Próbowali mnie uspokoić, bujali, nosili w rękach, ale ja nie przestawałam. Moje pierwsze próby śpiewania były związane z kablem od żelazka, który służył mi za mikrofon. Kochałam muzykę i śpiew. Nie wiem, jak w domu ze mną wytrzymywali. Swoją starszą siostrę traktowałam jak swego rodzaju mentorkę. Ona uczęszczała do szkoły muzycznej, ja poszłam w jej ślady i też rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej do klasy skrzypiec. I tak w wieku 7 lat zaczęła się moja przygoda ze skrzypcami, potem z gitarą i wokalem.
Kariera i wyjazd do Jugosławii
Kariera pani Reginy rozpoczęła się na dobre na studiach w Krakowie, gdy wzięła udział w jednym z konkursów piosenki. W jury zasiadły wówczas uznane w świecie muzyki osobistości, jak Wojciech Młynarski i Marek Grechuta. Po występie pan Reginy nie mieli wątpliwości, że to ogromny talent wokalny.
— Na konkurs do Krakowa pojechała jako reprezentantka Olsztyna. Grałam na gitarze i śpiewałam — opowiada. — Zaśpiewałam na przesłuchaniach. Byłam zdenerwowana i myślałam, że źle mi idzie. Jednak poprosili mnie, żebym zaśpiewała jeszcze jeden utwór, więc zaśpiewałam. Miałam jechać już do domu, bo to było chwilę przed moimi egzaminami w szkole muzycznej i miałam się nauczyć grać Bacha na skrzypcach. Okazało się, że zdobyłam wyróżnienie, muszę zostać i wystąpić. Trzy tysiące ludzi na widowni. Wyszłam, ale chciałam stamtąd z nerwów uciec. To był mój pierwszy wielki występ. Wtedy Wojciech Młynarski wstał i powiedział: „Pani Reniu, jeszcze raz, od początku” i zaczęłam śpiewać. Potem tak się już dobrze na scenie poczułam, że śpiewałam wszystkie piosenki: i cenzurowane, i niecenzurowane. Po występie Młynarski i Grechuta przyszli do mnie i powiedzieli mi, że jestem na bardzo dobrej drodze i to nią muszę iść. Bardzo się ucieszyłam z ich słów.
Krótko po tym konkursie podpisała kontrakt w Jugosławii i zaczęła występować w hotelach.
— W Splicie zaczęłam grać w operze na skrzypcach. Potem dorabiałam, bo czasy były ciężkie. Każdy pracował na kilku etatach — wspomina. — Śpiewałam też w zespole. Pewnego dnia dołączył do nas pianista. To był Josko…
Regina Rosłaniec-Bavcevic ma 61 lat. Urodziła się w Wielbarku, ale mieszkała tam krótko. Wraz z rodziną przeprowadziła się do Szczytna i tam mieszkała do 15 roku życia. Już od dziecka wykazywała wrażliwość na dźwięki. Ukończyła szkołę muzyczną pierwszego stopnia w Szczytnie, a w Olsztynie ukończyła szkołę drugiego stopnia.
— Rodzice opowiadali mi, że od urodzenia byłam głośna — śmieje się pani Regina. — Podobno aż do roku cały czas płakałam. Próbowali mnie uspokoić, bujali, nosili w rękach, ale ja nie przestawałam. Moje pierwsze próby śpiewania były związane z kablem od żelazka, który służył mi za mikrofon. Kochałam muzykę i śpiew. Nie wiem, jak w domu ze mną wytrzymywali. Swoją starszą siostrę traktowałam jak swego rodzaju mentorkę. Ona uczęszczała do szkoły muzycznej, ja poszłam w jej ślady i też rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej do klasy skrzypiec. I tak w wieku 7 lat zaczęła się moja przygoda ze skrzypcami, potem z gitarą i wokalem.
Kariera i wyjazd do Jugosławii
Kariera pani Reginy rozpoczęła się na dobre na studiach w Krakowie, gdy wzięła udział w jednym z konkursów piosenki. W jury zasiadły wówczas uznane w świecie muzyki osobistości, jak Wojciech Młynarski i Marek Grechuta. Po występie pan Reginy nie mieli wątpliwości, że to ogromny talent wokalny.
— Na konkurs do Krakowa pojechała jako reprezentantka Olsztyna. Grałam na gitarze i śpiewałam — opowiada. — Zaśpiewałam na przesłuchaniach. Byłam zdenerwowana i myślałam, że źle mi idzie. Jednak poprosili mnie, żebym zaśpiewała jeszcze jeden utwór, więc zaśpiewałam. Miałam jechać już do domu, bo to było chwilę przed moimi egzaminami w szkole muzycznej i miałam się nauczyć grać Bacha na skrzypcach. Okazało się, że zdobyłam wyróżnienie, muszę zostać i wystąpić. Trzy tysiące ludzi na widowni. Wyszłam, ale chciałam stamtąd z nerwów uciec. To był mój pierwszy wielki występ. Wtedy Wojciech Młynarski wstał i powiedział: „Pani Reniu, jeszcze raz, od początku” i zaczęłam śpiewać. Potem tak się już dobrze na scenie poczułam, że śpiewałam wszystkie piosenki: i cenzurowane, i niecenzurowane. Po występie Młynarski i Grechuta przyszli do mnie i powiedzieli mi, że jestem na bardzo dobrej drodze i to nią muszę iść. Bardzo się ucieszyłam z ich słów.
Krótko po tym konkursie podpisała kontrakt w Jugosławii i zaczęła występować w hotelach.
— W Splicie zaczęłam grać w operze na skrzypcach. Potem dorabiałam, bo czasy były ciężkie. Każdy pracował na kilku etatach — wspomina. — Śpiewałam też w zespole. Pewnego dnia dołączył do nas pianista. To był Josko…
Spotkała miłość swego życia
Chorwat Josko, który grał na pianinie, stał się miłością jej życia. Ale jak opowiada, nie zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia…
— To nie była strzała amora i nie miłość od pierwszego spojrzenia, przynajmniej z mojej strony — śmieje się. — Mąż zawsze mówi, że on pokochał mnie od razu. Dziś jest dla mnie jak powietrze…
— Bo to prawda — zapewnia mąż pani Reginy. — Ja się zakochałem od razu, jak ją zobaczyłem. Trochę musiałem „powalczyć” o jej uczucie, ale było warto! Jesteśmy już małżeństwem tak długo, a kochamy się wciąż jak w dniu ślubu.
Dla swojego małżonka pani Regina porzuciła Polskę i przeniosła się do tego bałkańskiego kraju. Pokochała nie tylko tego mężczyznę, ale i to miejsce. Cały czas tworzyła tam muzykę i śpiewała.
Życie nie zawsze rozpieszcza
Z różnych powodów osobistych pani Regina przerwała muzyczną ścieżkę kariery. W swoim życiu musiała zmierzyć się z cierpieniem i traumą. Ponad dekadę temu przeżyła też ciężki wypadek samochodowy. Jeszcze niedawno jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Jej ciało trawiła choroba, całkowicie błędnie zdiagnozowana przez lekarzy. Uratowali ją dopiero polscy medycy. Wszystko z powodu wypadku sprzed dekady. W 2013 roku zmierzała akurat na koncert do Słowenii. Wtedy wydarzyła się koszmarna historia.
— Jedna osoba zginęła w tym wypadku, więc to był straszny wypadek. Ale to nie była nasza wina. Nie mówmy o karze. Oni byli tak samo poturbowani jak i my — opowiada. — Na nowo się urodziłam. To był 2013 rok o godzinie 13… Jechałam na koncert do Słowenii. Same trzynastki. To widocznie jest szczęśliwa liczba dla mnie, bo żyję… Moja sytuacja, moje życie było już dramatyczne. Groziła mi nawet amputacja nóg… Bywało, że nie mogłam zrobić kilku kroków…
Kiedy pani Regina przyjechała do Polski na nagrania do programu, poddała się badaniom. Początkowo chciała je zrobić na koniec pobytu, ale okazało się, że wszystko należało zrobić wcześniej. Dużo wcześniej, a niestety lekarze w Chorwacji źle postawili diagnozę.
— Okazało się, że mam niebanalną chorobę i że muszę się długo leczyć na nią. Częściowo już jestem po zabiegach, choć kolejne przede mną — mówi. — Cała ekipa oddziału naczyniowego w Olsztynie bardzo i pomogła. Byli bardzo mili dla mnie. Myślę, że oni też głosowali, bo wiedzieli, że jestem w programie „The Voice”. Może dlatego tak dobrze mnie leczyli, żebym jednak doszła do tego finału! Jestem im bardzo wdzięczna!
„The Voice Senior”
Przełomem i wielki powrotem na scenę był dla niej właśnie udział w „The Voice Senior”… Widzowie oraz jurorzy programu nie mieli wątpliwości, że to pani Regina Rosłaniec Bavcevic jest najlepszym głosem wśród dojrzałych osób, które stanęły na tej scenie. Podczas przesłuchań w ciemno wykonała utwór „Śpij kochanie, śpij”. Swoje fotele obrócili wszyscy jurorzy, ale ostatecznie pani Regina trafiła do drużyny Haliny Frąckowiak. Podczas Nokautów zaśpiewała piosenkę „Remedium”, a w półfinale: „Caruso”.
— Jesteś królową. Wszystko w timingu, świetny włoski, a twój głos to otwiera niebiosa. Dziewczyno, po prostu wow. To była twoja interpretacja, ale tak logiczna, tak zgodna z tekstem w języku włoskim… — komentowała Alicja Węgorzewska.
— Perfekcyjny włoski, a moje włoski były w górze. To było coś… Jako trener tego programu mam tak wielka przyjemność bycia tutaj, że mogłem cię poznać. To jest największa przyjemność artystyczna, jaką mogłem sobie wymarzyć — dodał Tomasz Szczepanik.
— Regino, jesteś muzyką, ty jesteś muzyką. Każdy dźwięk, który wydobywałaś, był tobą. To jest tak nieprawdopodobna spójność. Od pierwszego dźwięku jesteś wielka — podsumowała Halina Frąckowiak.
Regina Rosłaniec Bavcevic dała się poznać jako kobieta z niezwykłą, silną osobowością i pasją. Kobieta postanowiła zawalczyć o marzenia.
Udało jej się: w finale „The Voice Senior 5” nie miała sobie równych! Jak się okazuje, dla zwyciężczyni była to bardzo symboliczna chwila – dzięki temu na nowo uwierzyła w siebie.
— Do udziału w programie namówili mnie przyjaciele i rodzina. To mój powrót na scenę po paru latach — mówiła szczęśliwa podczas finału. — Odzyskałam wiarę w siebie i w to, że muzyka nie zna lat. I dopóki mamy tego świadomość, podążajmy za tym głosem. Mimo wszystko, mimo różnym przeciwnościom losu. Teraz czuję się spełniona, szczęśliwa, otulona miłością znanych i nieznanych mi ludzi… Dostałam tyle pięknych słów, myśli, opinii od wielu z nich. Niektóre wzruszały mnie do łez. Dziękuję wam za nie!
Chorwat Josko, który grał na pianinie, stał się miłością jej życia. Ale jak opowiada, nie zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia…
— To nie była strzała amora i nie miłość od pierwszego spojrzenia, przynajmniej z mojej strony — śmieje się. — Mąż zawsze mówi, że on pokochał mnie od razu. Dziś jest dla mnie jak powietrze…
— Bo to prawda — zapewnia mąż pani Reginy. — Ja się zakochałem od razu, jak ją zobaczyłem. Trochę musiałem „powalczyć” o jej uczucie, ale było warto! Jesteśmy już małżeństwem tak długo, a kochamy się wciąż jak w dniu ślubu.
Dla swojego małżonka pani Regina porzuciła Polskę i przeniosła się do tego bałkańskiego kraju. Pokochała nie tylko tego mężczyznę, ale i to miejsce. Cały czas tworzyła tam muzykę i śpiewała.
Życie nie zawsze rozpieszcza
Z różnych powodów osobistych pani Regina przerwała muzyczną ścieżkę kariery. W swoim życiu musiała zmierzyć się z cierpieniem i traumą. Ponad dekadę temu przeżyła też ciężki wypadek samochodowy. Jeszcze niedawno jej życie wyglądało zupełnie inaczej. Jej ciało trawiła choroba, całkowicie błędnie zdiagnozowana przez lekarzy. Uratowali ją dopiero polscy medycy. Wszystko z powodu wypadku sprzed dekady. W 2013 roku zmierzała akurat na koncert do Słowenii. Wtedy wydarzyła się koszmarna historia.
— Jedna osoba zginęła w tym wypadku, więc to był straszny wypadek. Ale to nie była nasza wina. Nie mówmy o karze. Oni byli tak samo poturbowani jak i my — opowiada. — Na nowo się urodziłam. To był 2013 rok o godzinie 13… Jechałam na koncert do Słowenii. Same trzynastki. To widocznie jest szczęśliwa liczba dla mnie, bo żyję… Moja sytuacja, moje życie było już dramatyczne. Groziła mi nawet amputacja nóg… Bywało, że nie mogłam zrobić kilku kroków…
Kiedy pani Regina przyjechała do Polski na nagrania do programu, poddała się badaniom. Początkowo chciała je zrobić na koniec pobytu, ale okazało się, że wszystko należało zrobić wcześniej. Dużo wcześniej, a niestety lekarze w Chorwacji źle postawili diagnozę.
— Okazało się, że mam niebanalną chorobę i że muszę się długo leczyć na nią. Częściowo już jestem po zabiegach, choć kolejne przede mną — mówi. — Cała ekipa oddziału naczyniowego w Olsztynie bardzo i pomogła. Byli bardzo mili dla mnie. Myślę, że oni też głosowali, bo wiedzieli, że jestem w programie „The Voice”. Może dlatego tak dobrze mnie leczyli, żebym jednak doszła do tego finału! Jestem im bardzo wdzięczna!
„The Voice Senior”
Przełomem i wielki powrotem na scenę był dla niej właśnie udział w „The Voice Senior”… Widzowie oraz jurorzy programu nie mieli wątpliwości, że to pani Regina Rosłaniec Bavcevic jest najlepszym głosem wśród dojrzałych osób, które stanęły na tej scenie. Podczas przesłuchań w ciemno wykonała utwór „Śpij kochanie, śpij”. Swoje fotele obrócili wszyscy jurorzy, ale ostatecznie pani Regina trafiła do drużyny Haliny Frąckowiak. Podczas Nokautów zaśpiewała piosenkę „Remedium”, a w półfinale: „Caruso”.
— Jesteś królową. Wszystko w timingu, świetny włoski, a twój głos to otwiera niebiosa. Dziewczyno, po prostu wow. To była twoja interpretacja, ale tak logiczna, tak zgodna z tekstem w języku włoskim… — komentowała Alicja Węgorzewska.
— Perfekcyjny włoski, a moje włoski były w górze. To było coś… Jako trener tego programu mam tak wielka przyjemność bycia tutaj, że mogłem cię poznać. To jest największa przyjemność artystyczna, jaką mogłem sobie wymarzyć — dodał Tomasz Szczepanik.
— Regino, jesteś muzyką, ty jesteś muzyką. Każdy dźwięk, który wydobywałaś, był tobą. To jest tak nieprawdopodobna spójność. Od pierwszego dźwięku jesteś wielka — podsumowała Halina Frąckowiak.
Regina Rosłaniec Bavcevic dała się poznać jako kobieta z niezwykłą, silną osobowością i pasją. Kobieta postanowiła zawalczyć o marzenia.
Udało jej się: w finale „The Voice Senior 5” nie miała sobie równych! Jak się okazuje, dla zwyciężczyni była to bardzo symboliczna chwila – dzięki temu na nowo uwierzyła w siebie.
— Do udziału w programie namówili mnie przyjaciele i rodzina. To mój powrót na scenę po paru latach — mówiła szczęśliwa podczas finału. — Odzyskałam wiarę w siebie i w to, że muzyka nie zna lat. I dopóki mamy tego świadomość, podążajmy za tym głosem. Mimo wszystko, mimo różnym przeciwnościom losu. Teraz czuję się spełniona, szczęśliwa, otulona miłością znanych i nieznanych mi ludzi… Dostałam tyle pięknych słów, myśli, opinii od wielu z nich. Niektóre wzruszały mnie do łez. Dziękuję wam za nie!
Wygrała program!
Nagrodą w show była statuetka dla „Najlepszego Głosu” oraz 50 tys. zł. Po ich odebraniu zwyciężczyni postanowiła zwrócić się do tych, na których bezwarunkowe wsparcie mogła liczyć w każdej sytuacji, od początku swojej przygody w muzycznym programie TVP.
— Dziękuję mojemu kochanemu mężowi Josko za cierpliwość, bo przez ostatnich 6 miesięcy nie widywaliśmy się zbyt często, bo ja byłam w Polsce, a mąż w Chorwacji — mówi. — Dziękuję mojej najbliższej rodzinie, która dbała o mnie i wspierała mnie. Dziękuję pani Halinie Frąckowiak, mojej mentorce, którą nazywam „Aniołem Stróżem”, dziękuję wszystkim, którzy mi kibicowali. Dziękuję też moim lekarzom.
Dociera do serc ludzi
W śpiewie pani Reginy słychać ogromne emocje, traumę i trudne, pełne bólu wspomnienia. Ucieczka w piosenkę w trudnych chwilach ratuje ludzi od depresji. To jest lepsze niż tabletki i pomoc medyczna.
— To najlepszy lek na depresję, smutek, cierpienie — przyznaje pani Regina.
Jej śpiew porusza tych, którzy ją znają, ale i tych, którzy po raz pierwszy mieli okazję ją usłyszeć w programie. Dla znajomych i rodziny jej wygrana nie była dużym zaskoczeniem. Kibicowali jej.
— Regina od dziecka była gwiazdą. Żywiołowa, przebojowa, pełna emocji — mówi o pani Reginie siostra Anna Rosłaniec-Łachacz. — Od dziecka miała swój temperament i robiła rewolucje w domu. Jesteśmy muzykującą rodziną, wszystkie cztery siostry uczyłyśmy się w szkole muzycznej, a teraz nasze dzieci idą w nasze ślady. W naszym rodzinnym domu zawsze było pełno ludzi, gwarnie, radośnie i było w nim dużo muzyki. Renia śpiewa pięknie, przejmująco, jej dźwięk płynie prosto z serca. W jej wykonaniach jest tyle emocji… Poruszają i sprawiają, że łzy same płyną po twarzy. Rena to wspaniała siostra, bardzo kochana, pomocna. Zawsze nas wspierała, jej mąż również. Stanowią cudowną parę, uzupełniają się. Ja i reszta rodziny jesteśmy z niej bardzo dumni. Dla nas zawsze była numerem 1. Wspieraliśmy i kibicowaliśmy jej w programie, ale też w walce o jej wyzdrowienie. Renia wie, że zawsze może na nas liczyć!
— Reni nie da się nie lubić, to wyjątkowa osoba o ogromnym talencie — mówi Krzysztof Mańkowski, burmistrz Szczytna i znajomy pani Reginy. — Jesteśmy z tego samego rocznika, mam ją zawsze przed oczami, jak śpiewa i gra na gitarze. Program z żoną oglądaliśmy i kibicowaliśmy Reni. Na poniedziałek 26 lutego zaprosiłem Renię do ratusza na spotkanie. Będzie okazja do pogratulowania jej i rozmowy. Zdradzę, że mamy nadzieję, że uda nam się ustalić termin jej koncertu w Szczytnie. Bardzo cieszy mnie, że w końcu jej marzenia się spełniają, bo na to zasługuje!
Nagrodą w show była statuetka dla „Najlepszego Głosu” oraz 50 tys. zł. Po ich odebraniu zwyciężczyni postanowiła zwrócić się do tych, na których bezwarunkowe wsparcie mogła liczyć w każdej sytuacji, od początku swojej przygody w muzycznym programie TVP.
— Dziękuję mojemu kochanemu mężowi Josko za cierpliwość, bo przez ostatnich 6 miesięcy nie widywaliśmy się zbyt często, bo ja byłam w Polsce, a mąż w Chorwacji — mówi. — Dziękuję mojej najbliższej rodzinie, która dbała o mnie i wspierała mnie. Dziękuję pani Halinie Frąckowiak, mojej mentorce, którą nazywam „Aniołem Stróżem”, dziękuję wszystkim, którzy mi kibicowali. Dziękuję też moim lekarzom.
Dociera do serc ludzi
W śpiewie pani Reginy słychać ogromne emocje, traumę i trudne, pełne bólu wspomnienia. Ucieczka w piosenkę w trudnych chwilach ratuje ludzi od depresji. To jest lepsze niż tabletki i pomoc medyczna.
— To najlepszy lek na depresję, smutek, cierpienie — przyznaje pani Regina.
Jej śpiew porusza tych, którzy ją znają, ale i tych, którzy po raz pierwszy mieli okazję ją usłyszeć w programie. Dla znajomych i rodziny jej wygrana nie była dużym zaskoczeniem. Kibicowali jej.
— Regina od dziecka była gwiazdą. Żywiołowa, przebojowa, pełna emocji — mówi o pani Reginie siostra Anna Rosłaniec-Łachacz. — Od dziecka miała swój temperament i robiła rewolucje w domu. Jesteśmy muzykującą rodziną, wszystkie cztery siostry uczyłyśmy się w szkole muzycznej, a teraz nasze dzieci idą w nasze ślady. W naszym rodzinnym domu zawsze było pełno ludzi, gwarnie, radośnie i było w nim dużo muzyki. Renia śpiewa pięknie, przejmująco, jej dźwięk płynie prosto z serca. W jej wykonaniach jest tyle emocji… Poruszają i sprawiają, że łzy same płyną po twarzy. Rena to wspaniała siostra, bardzo kochana, pomocna. Zawsze nas wspierała, jej mąż również. Stanowią cudowną parę, uzupełniają się. Ja i reszta rodziny jesteśmy z niej bardzo dumni. Dla nas zawsze była numerem 1. Wspieraliśmy i kibicowaliśmy jej w programie, ale też w walce o jej wyzdrowienie. Renia wie, że zawsze może na nas liczyć!
— Reni nie da się nie lubić, to wyjątkowa osoba o ogromnym talencie — mówi Krzysztof Mańkowski, burmistrz Szczytna i znajomy pani Reginy. — Jesteśmy z tego samego rocznika, mam ją zawsze przed oczami, jak śpiewa i gra na gitarze. Program z żoną oglądaliśmy i kibicowaliśmy Reni. Na poniedziałek 26 lutego zaprosiłem Renię do ratusza na spotkanie. Będzie okazja do pogratulowania jej i rozmowy. Zdradzę, że mamy nadzieję, że uda nam się ustalić termin jej koncertu w Szczytnie. Bardzo cieszy mnie, że w końcu jej marzenia się spełniają, bo na to zasługuje!
Joanna Karzyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez