Michelin zainwestuje w Olsztynie miliard. Linia produkcji opon zostanie zmodernizowana i unowocześniona
2024-04-27 13:00:00(ost. akt: 2024-04-26 15:19:12)
Fala zwolnień przelewa się przez Polskę. Firmy tną koszty, przenoszą produkcję do innych krajów. Cięcia dotykają też Olsztyn, ale nie zawsze oznacza to zwolnienia. Tak jest w przypadku fabryki Michelin.
W biznesie wiadomość, że największy pracodawca w mieście i w całym regionie zamyka jeden ze swoich zakładów i przenosi produkcję do innego kraju, jest jak tsunami. Wyostrza zmysły kontrahentów, czasem nawet rewiduje plany potencjalnych inwestorów.
— W biznesie jest bowiem coś takiego jak klimat inwestycyjny — zauważa dr Waldemar Kozłowski, ekonomista z UWM.
Nic dziwnego, że informacja, że Michelin zamyka w Olsztynie jeden ze swoich zakładów – a konkretnie Zakład Opon Ciężarowych – i przenosi produkcję do Rumunii, jak podała większość mediów, wywołała konsternację. W zakładzie, który ma być zamknięty do końca roku, pracuje 430 osób. Co z nimi? Tu na szczęście mamy dobre wiadomości: ludzie nie stracą pracy, będą pracować dalej, ale w innych zakładach olsztyńskiej fabryki, a ci, którzy są przed emeryturą, dostaną godne odprawy. Takie informacje mniej przebiły się do opinii publicznej niż ta, że Michelin przenosi produkcję do Rumunii, bo tam jest taniej.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Wojewoda warmińsko–mazurski spotkał się z żołnierzami 16 Dywizji Zmechanizowanej [ZDJĘCIA]
Tyle że nie tylko do Rumunii, a główny powód tych decyzji jest inny, co już w ogóle jakoś nie przebiło się w większości mediów.
Fabryka dywersyfikuje bowiem swoją produkcję, dostosowując ją do potrzeb rynkowych, stawiając mocniej na segment opon samochodowych. Dlatego dotychczasową produkcję opon ciężarowych w Olsztynie przejmą trzy inne fabryki Michelin w Europie: w Rumunii, Włoszech i Hiszpanii. Mają wystarczające moce, aby wyprodukować dodatkowo tyle opon, ile powstawało w Olsztynie. Natomiast w stolicy warmińsko-mazurskiego Michelin chce jeszcze mocniej postawić na produkcję opon do samochodów osobowych, wyspecjalizować fabrykę w ich produkcji, aby sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu rynku.
— Fabryka w Olsztynie jest w procesie transformacji i jest objęta programem inwestycyjnym na poziomie miliarda złotych — mówi Piotr Staszałek, rzecznik Michelin. — Ta ogromna inwestycja pozwoli zmodernizować i unowocześnić linię produkcji opon do samochodów osobowych.
Jak zapewnia rzecznik Michelin, fabryka bez problemu zagospodaruje 430 osób, które pracowały w zakładzie opon ciężarowych, proponując im nowe stanowiska w fabryce.
— Każdy pracownik, który jest zatrudniony w zakładzie opon ciężarowych, otrzyma indywidualną propozycję kontynuacji pracy w olsztyńskiej fabryce w innym zakładzie, na innym wydziale, zgodnie ze swoimi kompetencjami, wiedzą — podkreśla Piotr Staszałek, dodając, że chodzi o pracę oczywiście w Olsztynie. A pracownicy w wieku przedemerytalnym będą objęci specjalnym programem socjalnym.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Senior z powiatu mrągowskiego stracił przez oszustów blisko 400 tys. zł
Tak więc w przypadku Michelin trudno nawet mówić o zwolnieniach, a raczej o transformacji fabryki, dostosowania produkcji do potrzeb rynku. Ale czasem powody zmian są zgoła inne. Niedawno o zamknięciu swojego zakładu produkcyjnego w Olsztynie poinformował Schwarte Group Milfor. Powodem są straty finansowe, które przynosił. Stąd decyzja o przeniesienia produkcji do najnowocześniejszego zakładu produkcyjnego spółki macierzystej w Chorwacji. Fala zwolnień dotyka nie tylko Olsztyn, ale całą Polskę, np. do czerwca produkcję w Płocku wygasi Levi Strauss, zwolnienia planuje Nokia, nie mówiąc już o tym, że Poczta Polska chce w tym roku zredukować zatrudnienie o prawie 5 tys. osób.
— Takich sygnałów jest dużo więcej z całej Polski — zauważa dr Kozłowski. — Widać, że firmy reagują na schładzanie, spowolnienie gospodarki. Przenoszą swoją produkcje do Azji, Afryki, kierując się się kosztami pracy, ale też bliskością rynków zbytu.
— W kapitalizmie dwa czynniki decydują o lokalizacji biznesu: rynki zbytu i tania siła robocza — podkreśla ekonomista. — A w Polsce koszty pracy wzrosły, bo bardzo wzrosła płaca minimalna. Wzrost płac spowodował wzrost cen towarów, ale gdy sprzedaż stanęła, to trzeba ciąć koszty. I pierwsze, co się u nas robi, zgodnie zresztą z modelem amerykańskim, to zwalnia pracowników. W modelu japońskim to ostatnia rzecz, jaką się robi.
Jednak to, że część firm wycofuje się z Polski, by obniżyć koszty działalności nie jest czymś nowym, choć tu nadal jesteśmy konkurencyjni w porównaniu z Zachodem. Z danych Eurostatu wynika, że w Niemczech średnia stawka godzinowa dla pracownika jest trzykrotnie wyższa niż w Polsce, zaś średnia unijna jest dwukrotnie wyższa. Ale dużo taniej jest w Azji czy nawet w Rumunii czy Bułgarii, do których niektóre firmy przenoszą produkcję. Nie ma tam też problemu braku pracowników, tak jak w Polsce, co widać po niskim bezrobociu, które nadal jest jednym z najniższych w krajach UE.
Andrzej Mielnicki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez