Czy to koniec dodatkowych emerytur?
2024-07-08 09:19:00(ost. akt: 2024-06-27 11:09:57)
Polskę i 6 innych krajów unijnych czeka procedura nadmiernego deficytu. Co to oznacza dla budżetu, ale też kieszeni przeciętnego Kowalskiego? Bo już słychać głosy, że mają zniknąć 13. i 14. emerytura, a o rencie wdowiej to seniorzy mogą zapomnieć.
Komisja Europejska postanowiła objąć Polskę i sześć innych krajów procedurą nadmiernego deficytu. Wprawdzie ostateczną decyzję o uruchomieniu procedury podejmie w lipcu Rada UE, ale już dziś cała siódemka może szykować plan działań naprawczych, by obniżyć deficyt. Nad Wisłą politycy szukają winnych tej sytuacji, ale mleko już się rozlało, to bardziej chyba trzeba tłumaczyć Polakom, jakie będą tego konsekwencje dla budżetu państwa i co ważne, dla ich budżetów domowych. Bo zaczęły pojawiać się w przestrzeni publicznej niepokojące głosy, że teraz rząd będzie ciął wszystkie wydatki socjalne. Bez wątpienia unijna procedura jest okazją, by zrestrukturyzować wydatki z budżetu, np. wprowadzić próg dochodowy przy 800 plus albo ściąć dodatkowe dwie emerytury. Czy przerwać prace nad ustawami o rencie wdowiej, czy emeryturach stażowych, które wygenerują z budżetu kolejne wydatki. To są miliardy złotych, których brakuje dziś w budżecie państwa.
Nie tylko Polska
Zgodnie z wytycznymi UE deficyt finansów publicznych nie powinien przekraczać w roku 3 proc. PKB danego kraju. W Polsce w 2023 roku wyniósł 173,8 mld zł, co stanowi 5,1 proc. naszego PKB wobec 3,4 proc. w 2022 r. I na podstawie ubiegłorocznych danych wdrażana jest procedura nadmiernego deficytu. Choć w kilku krajach deficyt jest jeszcze wyższy, bo we Włoszech, które są wśród tych siedmiu krajów objętych procedurą, jest to aż 7,4 proc. Taką procedurą objęta jest od 2019 roku Rumunia, ale bez specjalnych efektów, bo na koniec ubiegłego roku deficyt sięgnął tam 6,6 proc.
Co konkretnie oznacza procedura nadmiernego deficytu, która nie jest przecież też dla Polski nowością, bo byliśmy nią objęci w 2009 roku, kiedy nasz deficyt wynosił 7,3 proc.? Wtedy cała procedura trwała 6 lat i ostatecznie w 2015 roku deficyt spadł do 2,6 proc. W największym uproszczeniu oznacza, że teraz polski rząd będzie musiał przedstawić KE plan działań naprawczych, które mają obniżyć deficyt. Czy więc zagrożone są rzeczywiście duże programy socjalne, jak 800 plus, 13. i 14. emerytura albo renta wdowia, na którą tak czekają tysiące wdów i wdowców, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej po śmierci współmałżonka?
Co konkretnie oznacza procedura nadmiernego deficytu, która nie jest przecież też dla Polski nowością, bo byliśmy nią objęci w 2009 roku, kiedy nasz deficyt wynosił 7,3 proc.? Wtedy cała procedura trwała 6 lat i ostatecznie w 2015 roku deficyt spadł do 2,6 proc. W największym uproszczeniu oznacza, że teraz polski rząd będzie musiał przedstawić KE plan działań naprawczych, które mają obniżyć deficyt. Czy więc zagrożone są rzeczywiście duże programy socjalne, jak 800 plus, 13. i 14. emerytura albo renta wdowia, na którą tak czekają tysiące wdów i wdowców, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji finansowej po śmierci współmałżonka?
Co dane, to zostanie
Na razie płyną uspokajające wieści.
— Żadnych takich gróźb, takiego straszenia nie usłyszałam, więc mogę w tym względzie uspokoić — zapewniła minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w Polsat News.
— Oczywiście, że sytuacja, którą odziedziczyliśmy po rządach Zjednoczonej Prawicy, to, że ta procedura jest wprowadzona za poprzedni rok, za ostatni rok rządów PiS, to jest ogromne wyzwanie dla całego rządu, nie tylko ministra finansów — mówiła, dodając, że dotychczasowe rozmowy z ministrem finansów przyniosły pozytywne skutki i żadne świadczenia typu 800+ czy trzynaste emerytury nie będą ucinane.
— Nic takiego nie leży na stole — zapewniła, dodając: — Była deklaracja, że nic, co dane, nie zostanie odebrane; zostajemy przy tej deklaracji — podkreśliła.
— Żadnych takich gróźb, takiego straszenia nie usłyszałam, więc mogę w tym względzie uspokoić — zapewniła minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk w Polsat News.
— Oczywiście, że sytuacja, którą odziedziczyliśmy po rządach Zjednoczonej Prawicy, to, że ta procedura jest wprowadzona za poprzedni rok, za ostatni rok rządów PiS, to jest ogromne wyzwanie dla całego rządu, nie tylko ministra finansów — mówiła, dodając, że dotychczasowe rozmowy z ministrem finansów przyniosły pozytywne skutki i żadne świadczenia typu 800+ czy trzynaste emerytury nie będą ucinane.
— Nic takiego nie leży na stole — zapewniła, dodając: — Była deklaracja, że nic, co dane, nie zostanie odebrane; zostajemy przy tej deklaracji — podkreśliła.
Co z nowymi wydatkami?
Jednak pytania o konieczność cięcia wydatków socjalnych nie są bezpodstawne, bo to ogromny wydatek z budżetu. Tylko 800+ to wydatek 70 mld zł. Dwie dodatkowe emerytury to kolejne 45 mld zł. Ale to są prawa nabyte, o wiele łatwiej byłoby nie wprowadzać nowych wydatków, jak np. renta wdowia, która według szacunków resortu rodziny kosztować będzie rocznie ok. 8-10 mld zł. Tu też minister rodziny uspokaja.
— Jeżeli chodzi o rentę wdowią, jeżeli chodzi o emerytury stażowe, to mówimy o projektach obywatelskich. To są projekty, które znajdują się w Sejmie, które przechodzą przez ścieżkę legislacyjną. Renta wdowia, tak jak zasiłek pogrzebowy, są zapisane w umowie koalicyjnej, więc nie wyobrażam sobie, żeby z tego rząd miał zrezygnować. Zresztą piłka już jest w grze, te procesy się już toczą, a ludzie na te świadczenia czekają — stwierdziła minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
— Jeżeli chodzi o rentę wdowią, jeżeli chodzi o emerytury stażowe, to mówimy o projektach obywatelskich. To są projekty, które znajdują się w Sejmie, które przechodzą przez ścieżkę legislacyjną. Renta wdowia, tak jak zasiłek pogrzebowy, są zapisane w umowie koalicyjnej, więc nie wyobrażam sobie, żeby z tego rząd miał zrezygnować. Zresztą piłka już jest w grze, te procesy się już toczą, a ludzie na te świadczenia czekają — stwierdziła minister Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
Czas zacisnąć pasa
Ekonomiści nie mają wątpliwości, że czeka nas wyboista ścieżka dojścia do obniżenia deficytu.
— Procedura nadmiernego deficytu może oznaczać, że okres intensywniejszego zaciskania budżetowego pasa przed nami — podkreśla w komentarzu do decyzji KE Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Lewiatana. — Z punktu widzenia rządzących będzie to poważny problem wizerunkowy, bo o ile unijne procedury nie robią specjalnego wrażenia na obywatelach, to odczuwalne obniżenie wydatków państwa np. na cele socjalne może przynieść poważną redukcję poparcia społecznego.
Dlatego zdaniem wielu do wyborów prezydenckich niewiele się wydarzy. Dopiero po nich poznamy, jak dokładnie rząd chce uzdrowić finanse publiczne. Zresztą nie ma się też co spieszyć, bo jak dotychczas żaden kraj nie poniósł skutków opieszałego wdrażania unijnej rekomendacji, czego konsekwencją byłaby utrata środków unijnych. To, że trzeba będzie oszczędzać, pokazuje już wieloletni plan finansowy państwa na lata 2024-2027, który zakłada, że w 2024 roku deficyt wyniesie 5,1 proc., a w 2025 roku — 4,4 proc. PKB. W latach 2026-2027 spadnie do odpowiednio 3,8 i 3,3 proc. PKB, i to głównie dzięki wzrostowi PKB. Bo oszczędności w wydatkach to jedno, a zwiększenie dochodów do budżetu poprzez wzrost gospodarczy to klucz do sanacji finansów publicznych, chyba że ktoś chce płacić wyższe podatki.
Choć na pewno teraz łatwiej będzie rządzącym się wytłumaczyć, że czegoś nie ma, chociażby wyższej kwoty wolnej od podatku, która KO obiecała w kampanii wyborczej. No, nie ma, bo Unia kazała nam zaciskać pasa.
Andrzej Mielnicki
— Procedura nadmiernego deficytu może oznaczać, że okres intensywniejszego zaciskania budżetowego pasa przed nami — podkreśla w komentarzu do decyzji KE Mariusz Zielonka, ekspert ekonomiczny Lewiatana. — Z punktu widzenia rządzących będzie to poważny problem wizerunkowy, bo o ile unijne procedury nie robią specjalnego wrażenia na obywatelach, to odczuwalne obniżenie wydatków państwa np. na cele socjalne może przynieść poważną redukcję poparcia społecznego.
Dlatego zdaniem wielu do wyborów prezydenckich niewiele się wydarzy. Dopiero po nich poznamy, jak dokładnie rząd chce uzdrowić finanse publiczne. Zresztą nie ma się też co spieszyć, bo jak dotychczas żaden kraj nie poniósł skutków opieszałego wdrażania unijnej rekomendacji, czego konsekwencją byłaby utrata środków unijnych. To, że trzeba będzie oszczędzać, pokazuje już wieloletni plan finansowy państwa na lata 2024-2027, który zakłada, że w 2024 roku deficyt wyniesie 5,1 proc., a w 2025 roku — 4,4 proc. PKB. W latach 2026-2027 spadnie do odpowiednio 3,8 i 3,3 proc. PKB, i to głównie dzięki wzrostowi PKB. Bo oszczędności w wydatkach to jedno, a zwiększenie dochodów do budżetu poprzez wzrost gospodarczy to klucz do sanacji finansów publicznych, chyba że ktoś chce płacić wyższe podatki.
Choć na pewno teraz łatwiej będzie rządzącym się wytłumaczyć, że czegoś nie ma, chociażby wyższej kwoty wolnej od podatku, która KO obiecała w kampanii wyborczej. No, nie ma, bo Unia kazała nam zaciskać pasa.
Andrzej Mielnicki
Minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zapewnia, że nic, co dane, nie zostanie odebrane
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez