Houseboat zatonął na Śniardwach
2024-07-19 12:05:39(ost. akt: 2024-07-19 12:09:56)
Czeska załoga w okolicach wyspy Czarci Ostrów na jeziorze Śniardwy wpłynęła na kamienie i tak bardzo uszkodziła housebota, że ten zatonął. Załogantów podjęli z wody ratownicy MOPR, a miasto Mikołajki zapewniło rozbitkom nocleg.
— To pierwsza w tym roku taka sytuacja, byśmy musieli rozbitkom zapewniać nocleg — powiedział burmistrz Mikołajek Piotr Jakubowski.
Dodał, że taka pomoc była konieczna, bo czeska załoga straciła wszystko co miała: ubrania, pieniądze, dokumenty.
— Na dokładkę nie można się było skontaktować z armatorem łodzi, który w takich sytuacjach też powinien pomóc załodze. Musieliśmy tych ludzi otoczyć opieką — podkreślił Jakubowski.
Gmina Mikołajki ulokowała rozbitków na noc w starej szkole w Tałtach, gdzie są pokoje noclegowe dla potrzebujących turystów. Są one używane 2-3 razy w roku.
Czesi – dorośli i dzieci – pływali houseboatem po jeziorze Śniardwy. W okolicach wyspy Czarci Ostrów wpłynęli na płyciznę z kamieniami i tak bardzo uszkodzili łódź, że ta zatonęła.
— Ponieważ Czesi, poza czeskim, nie znali żadnego języka, był problem, by się z nimi porozumieć. Nasz dyżurny używał translatora, by zlokalizować tę załogę — powiedział prezes Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego (MOPR) Jarosław Sroka.
Miejsce, w które wpłynęli Czesi jest oznaczone czarno-żółtymi tyczkami, tzw. znakami kardynalnymi. Przed 20 laty ratownicy MOPR ze swojej inicjatywy i dzięki wsparciu sponsorów kupili takie tyczki i w porozumieniu z Wodami Polskimi oznakowali na Szlaku Wielkich Jezior niebezpieczne miejsca. Mimo to nie wszyscy żeglarze wiedzą, co oznaczają te tyczki.
— Ustawodawca dopuścił możliwość pływania bez uprawień, co powoduje, że ludzie widzą znaki, ale ich nie znają. Stąd takie sytuacje jak ta wczorajsza. Dobrze, że nikomu nic się nie stało — podkreślił burmistrz Mikołajek.
Zdaniem Sroki brak wiedzy nie usprawiedliwia żeglarzy.
— Dziś każdy nosi przy sobie telefon. Jest bardzo wiele aplikacji, które pokazują, gdzie są niebezpieczne miejsca. Każdy, kto jeździ po drodze, musi znać znaki, tak samo każdy, kto decyduje się na pływanie, musi znać znaki – to rzecz bezdyskusyjna. Houseboaty i niektóre łodzie mają na pokładzie elektroniczne mapy, które pokazują im, gdzie są i jak jest głęboko. Naprawdę przy obecnym stanie techniki trzeba się starać, by wpłynąć na kamienie czy mieliznę. Na wodzie trzeba używać rozumu, techniki, obserwować otoczenie – nie ma innej opcji — podkreślił prezes MOPR.
Sroka przyznał, że niestety rośnie liczba korzystających z wody, którzy nie mają najmniejszego nawet pojęcia, gdzie są. Od dwóch dni na Śniardwach trwa akcja poszukiwawcza 32-letniego mężczyzny, który wyskoczył z roweru wodnego.
— Kolega, który z nim płynął, tak spanikował, że nie wiedział ani skąd wypłynęli, ani dokąd płynął. Wiedział tylko, że jest na zielonym rowerze. Nasz ratownik musiał z tym człowiekiem ponad 40 minut rozmawiać, by ten trochę doszedł do siebie, a dyżurny prowadził już akcję. Gdy ratownicy dopłynęli na miejsce, okazało się, że zielonych rowerów wodnych jest w pobliżu pięć — powiedział Sroka.
Akcję poszukiwawczą na Śniardwach prowadzi straż pożarna.
Na początku wakacji na północy szlaku utonął mężczyzna, który wskoczył do wody z łodzi – jego załoganci także nie umieli powiedzieć ratownikom, gdzie są.
(PAP)
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez