"Drugi okres warunkowy", czyli najnowsza Gawęda Wodza [FELIETON]

2024-09-18 09:26:57(ost. akt: 2024-09-18 10:16:16)

Autor zdjęcia: Wawa.info

Wdzięczny byłbym Jarosławowi Kaczyńskiemu – politykowi wybitnemu oraz doświadczonemu – ale, jednocześnie, apodyktycznemu i trudnemu, by grubym kijem rozgonił szczelny kordon partyjnych pochlebców, odcinający go od głosów społeczeństwa.
Założę się o okrągłą sumkę, że większość nauczycieli i wykładowców języka angielskiego używa frazy „If I were a rich man”, jako sztandarowego przykładu do wytłumaczenia swoim uczniom czy słuchaczom gramatycznych meandrów drugiego okresu warunkowego. Zapewne dodają też, że warunek ma bardzo niewielką szansę, aby zaistnieć, podobnie jak fakt nagłego i potężnego wzbogacenia się przez Tewjego mleczarza. No, ale jeśli ubogi i pobożny Żyd mógł wyśpiewywać frazę „Gdybym był bogaczem”, to ja – prosty, polityczny chłopek-roztropek – pozwolę sobie pofantazjować o tym, że mam wpływ na cokolwiek mogącego wydarzyć się w polityce i w duchu zakrzyknąć z całych sił: „Gdybym był doradcą Prezesa!”, choć, jak wszyscy wiemy, nigdy nim nie zostanę. Mam jednak prawo pomarzyć i, dodatkowo, pokornie prosić mych wspaniałych Czytelników, aby surowo ocenili owe imaginacje, za co byłbym Państwu dozgonnie wdzięczny.

Wdzięczny byłbym Jarosławowi Kaczyńskiemu – politykowi wybitnemu oraz doświadczonemu – ale, jednocześnie, apodyktycznemu i trudnemu, by grubym kijem rozgonił szczelny kordon partyjnych pochlebców odcinający go od głosów społeczeństwa. Wiem, że to realnie niemożliwe, stąd – nieprzypadkowo – nadałem niniejszemu tekstowi taki tytuł i zaznaczyłem na wstępie, że będzie on bardziej moją fantasmagorią, niż czymś w rodzaju zbioru dobrych rad. Pomimo powyższych obwarowań i zastrzeżeń, marzę o tym, by do ucha szefa największego ugrupowania opozycyjnego przedarł się pomysł utworzenia zorganizowanej służby społecznej, mającej dopilnować przestrzegania demokratycznych reguł gry w czasie elekcji prezydenckiej roku 2025. Naturalnie, nie jest to nic odkrywczego, bowiem istniała w Polsce wspaniała formacja pod nazwą „Ruchu Kontroli Wyborów”(RKW), między innymi dzięki staraniom której, w 2015 roku nie wydarzył się żaden „cud nad urną”, a Andrzej Duda został głównym lokatorem Dużego Pałacu i to aż na dwie kadencje. Wbrew pozorom, powtórzenie tamtego wyczynu łatwe nie będzie, bowiem dekada to bardzo długo i, niestety, swoje zrobiły czas wespół z biologią.

Czas wespół z biologią zabrały z tego padołu łez ludzi oddanych, którzy mieli wiedzę i doświadczenie, jak taka organizacja powinna funkcjonować. Dokładnie trzy lata temu zmarł profesor Jerzy Targalski, wiosną 2024 roku odszedł Tomasz Hubert Cioska, a zaraz po nim żywota dokonał Maciej Kublikowski. Ludzie ci – pełni wiedzy, ofiarności i zaangażowania – byli w stanie skomponować oddolną inicjatywę, wyszkolić wolontariuszy oraz koordynować ich poczynania na terenie całego kraju i to przez dłuższy czas. Obawiam się, że nie pozostawili oni po sobie godnych następców i posiadane umiejętności zabrali do grobu, więc – jak to zwykle w Polsce bywa – zamiast wykorzystać już zdobyte eksperiencje, trzeba będzie rozpocząć wszystko od nowa, a to może okazać się niezwykle trudne.

Niezwykle trudne może okazać się namówienie do współpracy choćby Ewy Stankiewicz, dziennikarki, publicystki, osoby znamienitej, aktywnej na niwie zgłębiania przyczyn katastrofy smoleńskiej, która – jak stugębna plotka niesie – weszła na kurs kolizyjny z innymi badaczami owej tragedii, dzięki czemu została zmarginalizowana i wypchnięta z głównego nurtu komentatorsko-politycznego. Niemniej jednak – i tutaj znów uparcie powtórzę – gdybym był doradcą Prezesa, to rekomendowałbym mu nawiązanie kontaktu z tą osobistością, albowiem Ewa Stankiewicz, jako koordynator krajowy RKW, była zaangażowana w prace tej organizacji od lat i teraz jest, najprawdopodobniej, jedną z najbardziej kompetentnych osób mogących udźwignąć realizację podobnego przedsięwzięcia. W tym miejscu należy koniecznie wyeksponować tezę, że animozje, chore ambicje i zaszłości nie powinny mieć znaczenia, bowiem już teraz widać, iż strona przeciwna nie cofnie się przed niczym, aby pozyskać pełnię władzy.

Pełnię władzy i możliwość dokonywania wszelkich zmian, z ustrojowymi włącznie, da obozowi liberalno-lewicowemu zwycięstwo w wyborach prezydenckich. Tajemnicą poliszynela jest, że Donald Tusk i jego totumfaccy przeprowadzą brutalną ofensywę medialną, pozwalającą im na uzyskanie przewagi sondażowej swojego kandydata. Oni nie popełnią błędów z 2015 roku, kiedy to leniwemu Bronisławowi Komorowskiemu nie chciało się jeździć na przedwyborcze wiece, więc wożono w autokarach jego tekturowe konterfekty. Obóz rządzący jest dziś na fali wznoszącej, posiada środki pieniężne, zorganizowane struktury w terenie i przychylność brukselsko-berlińską, toteż tak uskrzydlony ochoczo rzuci się w wir walki elekcyjnej. Osobiście oceniam, że liczba postawionych w kratkach krzyżyków – szczególnie w drugiej turze – będzie niezwykle wyrównana, więc nie należy wykluczyć, iż ktoś przypomni sobie starą maksymę Józefa Stalina, obwieszczającą: „Nieważne, kto głosuje, ważne, kto liczy głosy” i postanowi pomóc swojemu kandydatowi, choćby poprzez wpisanie innych danych do protokołu komisji. I właśnie w celu zapobieżenia podobnym wydarzeniom, uzbrojony w odpowiednią wiedzę wolontariusz z RKW winien znajdować się w każdym lokalu wyborczym. Jednak, by tego dokonać, należy zmienić listę aktualnie obwiązujących priorytetów.

Priorytetem winno stać się obecnie odpowiednie sprofilowanie kandydata do Kancelarii Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, przygotowanie go do kampanii wyborczej i zapewnienie mu komfortu udziału w elekcji. Tym nie może zająć się najbliższe otoczenie Jarosława Kaczyńskiego, bowiem ludzie ci – głównie ze względu na bariery mentalne i wiekowe – nie są w najmniejszym stopniu gotowi do zaplanowania, zorganizowania i skutecznego przeprowadzenia podobnego przedsięwzięcia. W niniejszym felietonie pozwoliłem sobie przywołać postać Ewy Stankiewicz, ale ona sama to też o wiele za mało. Nowogrodzka potrzebuje zastrzyku świeżej krwi i koncepcji, aby wciąż myśleć o pozostaniu w grze. Obawiam się, że – podobnie jak w drugim okresie warunkowym – nikłe są szanse, by coś takiego się wydarzyło i w przyszłym roku znów będziemy liczyć na cud, a ja zanucę sobie pod nosem: „Ya ba dibba dibba dibba dibba dibba dibba dum…”.

Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 18 września 2024 r.

Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Miłośnik kawy w dużym kubku ceramicznym – takiej czarnej, parzonej, słodzonej i ze śmietanką. Samotnik, cynik, szyderca i czytacz politycznych informacji. Dawniej nerwus, a obecnie już nie nerwus.