Kto się boi prawdy? Rządzący zamierzają uciszyć niezależne media
2024-09-21 11:46:08(ost. akt: 2024-09-21 12:05:09)
Rząd Koalicji Rządzącej zabiera się za „porządkowanie ładu medialnego w Polsce”, co obwieścił dziś w Sejmie podsekretarz stanu w MKiDN Sławomir Rogowski. W nowej ustawie medialnej władze zamierzają zaimplementować Europejski Akt o Wolności Mediów (EMFA), a częścią założeń byłaby likwidacja Rady Mediów Narodowych i opłat abonamentowych, jak również wprowadzenie finansowania budżetowego mediów
W grudniu ubiegłego roku, zaledwie tydzień po objęciu władzy, rząd Donalda Tuska dokonał siłowego przejęcia mediów publicznych. Czy po tym, co zrobiono chociażby z Telewizją Polską (ogromne spadki oglądalności) można być spokojnym, kiedy przedstawiciele tej ekipy zapowiadają „poprawę ładu medialnego w Polsce”?
Obowiązująca ustawa to dla wiceministra kultury „dzieło historyczne”
Obowiązująca ustawa to dla wiceministra kultury „dzieło historyczne”
W piątek sejmowa Podkomisja stała do spraw mediów i polityki audiowizualnej zajmowała się omówieniem założeń nowej ustawy medialnej na podstawie założeń implementacji Europejskiego Aktu o Wolności Mediów (EMFA) do polskiego prawodawstwa.
Zdajemy sobie sprawę, że społeczeństwo, jak i środowisko medialne, dziennikarskie, od dłuższego czasu dyskutuje o tym, jak poprawić ład medialny w Polsce, jak mu nadać odpowiedni kształt prawny, tak żeby media publiczne pełniły swoją społeczną rolę — powiedział wiceminister kultury.
Przypomniał, że obecnie obowiązująca ustawa o radiofonii i telewizji (potocznie ustawa medialna) jest z 29 grudnia 1992 r.
Ten sam fakt pokazuje, jakież to dzieło historyczne, a zatem wymagające stosownych zmian, które dopasują je do czasów, do wyzwań, do zmiany, jakie w mediach przez te lata zaszły — ocenił.
Likwidacja RMN i inne propozycje
Powiedział, że wdrożenie do polskiego porządku prawnego Europejskiego Aktu o Wolności Mediów przewiduje likwidację Rady Mediów Narodowych, nowe zasady dotyczące trybu wyboru rad nadzorczych mediów publicznych, tj. powoływanie członków rad nadzorczych przez KRRiT i MKiDN „w oparciu o ustawowe kryteria w jawnych i przejrzystych procedurach”.
Zależy nam tutaj, żeby efekt tego był taki, iż te media, władze mediów będą uspołecznione. Całość tego przedsięwzięcia oczywiście ma ten wielki wymiar społeczny, ale przechodząc do wyboru władz ten tryb musi być przejrzysty i poddany kontroli społecznej, od początku do końca procesu wyboru władz mediów na różnych szczeblach - rad nadzorczych, zarządów i rad programowych — podkreślił Rogowski.
Jak mówił, „w ramach tej transparentności i przejrzystości wyboru władz mediów musi też być podany pewien katalog warunków, kiedy będzie następowało odwołanie prezesa władz danej spółki mediów publicznych”.
Nie z przysłowiowego sufitu, z jakichś mrzonek, tylko w oparciu o realne fakty — zaznaczył.
Nie z przysłowiowego sufitu, z jakichś mrzonek, tylko w oparciu o realne fakty — zaznaczył.
Wskazał także na konieczną reformę rad programowych - rozszerzenie kompetencji i odpolitycznienie zasad wyboru członków rad programowych, mające na celu zapewnienie realnej możliwości reprezentacji interesu społecznego.
Jak finansowane będą media publiczne?
Rogowski mówił także o systemie finansowania mediów publicznych.
Zależy nam, żeby media publiczne docierały do wszystkich i miały dobrą kondycję finansową — podkreślił.
Dodał, że w założeniach do wdrożenia aktu znalazł się postulat likwidacji abonamentu radiowo-telewizyjnego i wprowadzenie finansowania budżetowego mediów „przy wprowadzeniu gwarancji jego stabilności i wysokości (0,09 proc. PKB) zapewniającej spółkom realizację misji publicznej wysokiej jakości”.
Jak mówił, „skoro pojawia się postulat zlikwidowania abonamentu, wprowadzenia finansowania budżetowo, należy myśleć poważnie o zmniejszeniu liczby godzin, minut reklamy w programach mediów publicznych”.
To jest kluczowe — ocenił.
Rogowski przyznał, że chciałby także, żeby KRRiT była „rzeczywiście takim realnym, prawdziwym regulatorem, a nie jakimś ciałem politycznym”.
Krajowa Rada musi reagować na sygnały rynku i obywateli, a nie na dyspozycje polityczne. Co do tego jesteśmy głęboko przekonani — zaznaczył.
Przekazał, że jest propozycja przywrócenia 9-osobowego składu KRRiT oraz mechanizmu rotacyjności składu KRRiT.
Gazety, telewizje i radia samorządowców
Prezes Rady Wydawców Stowarzyszenia Gazet Lokalnych Andrzej Andrysiak odniósł się do zakazu prowadzenia działalności medialnej przez jednostki samorządowe, jednostki powiązane. Wskazał, że w założeniach do ustawy jest możliwość dopuszczenia wydawania biuletynów.
Samorządowcy wydają gazety, prowadzą telewizje i radia nie dlatego, żeby poinformować społeczeństwo, tylko żeby albo z jednej strony spróbować wypchnąć z rynku niezależne media, które tam działają albo uprawiać propagandę na swoją korzyść (…) Dlatego ta uwaga wydaje nam się kluczowa, czyli zakazanie bądź określenie, że taki biuletyn może wychodzić dajmy na to dwa razy w roku — mówił.
Samorządowcy wydają gazety, prowadzą telewizje i radia nie dlatego, żeby poinformować społeczeństwo, tylko żeby albo z jednej strony spróbować wypchnąć z rynku niezależne media, które tam działają albo uprawiać propagandę na swoją korzyść (…) Dlatego ta uwaga wydaje nam się kluczowa, czyli zakazanie bądź określenie, że taki biuletyn może wychodzić dajmy na to dwa razy w roku — mówił.
Dominika Bychawska-Siniarska z Civil Society Center wskazała na „patologię wydawania gazet przez samorządy”.
Zastępca dyrektora Kancelarii Marszałka województwa mazowieckiego ds. komunikacji zewnętrznej w urzędzie marszałkowskim Marta Milewska zaznaczyła, że kwestia likwidacji prasy samorządowej spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem nie tylko samorządu województwa.
W pełni popieramy wzmocnienie mediów lokalnych, rozumiemy i doceniamy ich wagę, natomiast likwidacja prasy samorządowej niczego nie poprawi — mówiła.
Zwróciła uwagę na fakt „zbytniego obarczania winą samorządów za kryzys mediów lokalnych”. Wskazała, że z analiz medioznawców wynika, że „prasa samorządowa nie funkcjonuje w miejscach gdzie nie ma mediów niezależnych, ale właśnie tam, gdzie jest bardzo rozwinięty rynek tych mediów” i w jej ocenie przekłada się więc to na pluralizm.
Likwidacja „prasy samorządowej” spowoduje „analfabetyzm wtórny”?
Jej zdaniem skutki wprowadzenia takiego zakazu mogą prowadzić do „wtórnego analfabetyzmu”, ponieważ nawet w 40 proc. naszego kraju nie występują media informacyjne. Wśród innych skutków wymieniła wykluczenie informacyjne osób starszych, które nie korzystają z internetu i zagrożenie dezinformacją.
Według niej media samorządowe są gwarantem, że sprawdzona i wiarygodna informacja w sytuacjach kryzysowych dotrze do mieszkańców. Oceniła też, że wykluczenie prasy samorządowej będzie poszerzało „pustynie informacyjne”. Zaapelowała również o rozważenie powołania Funduszu Wsparcia Mediów Lokalnych, które powinny być traktowane jako „dobro narodowe”.
Prezes Izby Wydawców Prasy Marek Frąckowiak wskazując na pluralizm opinii także w ich środowisku zaznaczył, że samorządy nie powinny wydawać prasy w znaczeniu medium, gdzie są „materiały publicystyczne, reklamy”, natomiast mogą wydawać biuletyny informacyjne ściśle informujące o działalności samorządowej.
Chodzi o to, żeby te biuletyny nie udawały prasy i nie konkurowały z nią — mówił.
Wojciech Klicki (Fundacja Panoptykon) zwracał uwagę z kolei na to, że przepisy EMFA nakładają na państwa członkowskie „obowiązek zapewnienia skutecznej ochrony źródeł”.
Pytanie jest takie, czy Polska te zabezpieczenia gwarantuje. Moim zdaniem odpowiedź jest absolutnie jednoznaczna tzn. nie gwarantuje. Wiemy to na przykład z doniesień na temat Pegasusa, które pokazały jak wadliwy, dziurawy i podatny na nadużycia jest system nadzoru i kontroli nad służbami specjalnymi w Polsce. Nie ma też zabezpieczeń w polskim prawie przed nadużyciami tymi, o których mówi wprost EMFA tzn. EMFA mówi, że państwo może przyznać służbom pewne uprawnienia np. stosowanie oprogramowania do inwazyjnego nadzoru, jeżeli daje osobom, których to dotyczy, skuteczny środek prawny np. prawo do infomracji, że byli przedmiotem inwigilacji. Nie ma tego w polskim prawie — zwrócił uwagę Klicki.
Spytał, czy MKiDN planuje zmiany w tym elemencie założeń koncepcji wdrożenia Europejskiego Aktu o Wolności Mediów i czy planuje włączenie do prac nad tym elementem - MSWiA, z drugiej strony organizacji społecznych, niezależnych ekspertów.
Działalność mediów publicznych w stanie klęski żywiołowej czy zagrożenia
Doradca zarządu Polskiego Radia Juliusz Kaszyński mówił o istocie działalności mediów publicznych podczas np. powodzi.
Nie każdy może sobie zdaje sprawę z tego, ale Polskie Radio nadaje na falach długich z nadajnika w Solcu Kujawskim na całą Polskę i pół Europy. W sytuacji realnego zagrożenia to sygnał Polskiego Radia ma być i jest sygnałem, który informuje obywateli o tym, co mają robić, jak mają się zachowywać — wyjaśnił.
Nie każdy może sobie zdaje sprawę z tego, ale Polskie Radio nadaje na falach długich z nadajnika w Solcu Kujawskim na całą Polskę i pół Europy. W sytuacji realnego zagrożenia to sygnał Polskiego Radia ma być i jest sygnałem, który informuje obywateli o tym, co mają robić, jak mają się zachowywać — wyjaśnił.
Kaszyński wskazał, że „w sytuacji powodziowej również odegrali taką rolę, ponieważ prąd został wyłączony tam, gdzie pojawiła się woda, nie działał internet i sygnał radiowy nadawany przez Polskie Radio i rozgłośnie regionalne PR był dla tych ludzi jedynym źródłem informacji”. Wskazał, że w wytycznych przygotowanych odnośnie przygotowania plecaka ewakuacyjnego, radio na baterie jest stałym elementem.
To znaczy, że sygnał radiowy jest postrzegany jako element bezpieczeństwa państwa— podkreślił.
Ocenił, że „to, co KRRiT robi ze środkami abonamentowymi postrzega jako igranie z tym bezpieczeństwem”.
Powódź pokazała, że kiedy wyłączymy prąd, nie ma internetu, to radio jest jedynym źródłem informacji — dodał.
Kaszyński przypomniał, że dług Krajowej Rady wobec Polskiego Radia obecnie wynosi 125 mln zł.
W skali tego roku to powinno być ok. 151 mln — wyjaśnił.
Przypomniał, że ostatnio KRRiT przekazała mediom środki.
Pana Świrskiego ruszyła powódź, taki odruch serca, a może właśnie świadomość, że igra z bezpieczeństwem społecznym — powiedział.
Jako przykład podał sytuację sprzed kilku miesięcy w Radiu Kielce, gdzie zamilkł nadajnik.
Był on w złym stanie technicznym. Likwidator miał świadomość, co się dzieje z tym nadajnikiem, ale nie mógł go naprawić, ponieważ nie pozwalają na to reguły dotacji, bo jest to inwestycja — przypomniał Kaszyński.
Był on w złym stanie technicznym. Likwidator miał świadomość, co się dzieje z tym nadajnikiem, ale nie mógł go naprawić, ponieważ nie pozwalają na to reguły dotacji, bo jest to inwestycja — przypomniał Kaszyński.
Proszę sobie wyobrazić, że mamy powódź na Kielecczyźnie, mieliśmy ją w 2010 r. i Radio Kielce akurat wtedy zamilkło. I oczywiście pewnie byłaby to wina likwidatora, który problem rozpoznał, ale nie może go zgodnie z prawem go naprawić, bo Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nie wysłała pieniędzy, bo tak uważa i już — podkreślił Kaszyński.
Cóż, Kaszyński „zapomniał” o czymś, co przewodniczący KRRiT Maciej Świrski wielokrotnie powtarzał chociażby w rozmowach z naszym portalem:
Prosiłbym, żeby zamiast robić konferencje prasowe i inne sabaty na mój temat, państwo likwidatorzy zgłosili się po odbiór transz abonamentowych we właściwych dla ich lokalizacji sądach. Niech okażą przy tym swój dokument powołania na likwidatora oraz prawomocny wpis do KRS. Jeśli sąd uzna, że są odpowiednimi osobami do odbioru tych pieniędzy, to sąd na pewno to uzna i pieniądze wypłaci — podkreślał w czerwcu. Obecna decyzja KRRiT w sprawie środków abonamentowych dla mediów publicznych była podyktowana spoczywającym na państwowych nadawcach obowiązkiem informowania obywateli o zagrożeniach.
Co do „uspołeczniania” mediów publicznych i „przywracania ładu medialnego”, to od drugiej połowy grudnia widzimy, jak wygląda to w praktyce. Najpierw użyto siły, aby następnie dziennikarzy „pisowskich” wymienić na tych bliższych obecnej władzy, z których wielu pracowało w TVP, PAP czy PR przed 2016 r. i odeszło lub zostało zwolnionych za rządów PiS. Niektórzy byli natomiast związani z takimi mediami, jak „Newsweek”, TVN24 czy „Gazeta Wyborcza” i przekształcili TVP w kopię TVN. Prezentowane w neo-TVP treści pozostawiają wiele do życzenia (reporter podczas relacjonowania sytuacji powodziowej dotykający przemokniętych kabli, aby pokazać, że prąd nie działa, propagandowy materiał o wiatrakach, zapraszanie do mediów publicznych takich ludzi jak Piątek, Pytel czy Dukaczewski jako „specjalistów” od Rosji, oddawanie głosu zadymiarzom pokroju Arkadiusza Szczurka czy chociażby przedstawianie anegdotki o rzekomym „egzorcyzmowaniu salcesonem” przez ks. Michała Olszewskiego jako informacji o faktycznej działalności tego kapłana to tylko nieliczne przykłady).
A za wymianą dziennikarzy „pisowskich” na „swoich” i całkowitym brakiem profesjonalizmu idą oczywiście zajadłe ataki na konserwatywne media, które w ostatnim czasie uzyskały koncesję i poszerzyły swój format z myślą o widzach, którzy po wydarzeniach z grudnia 2023 r. przestali być zainteresowani TVP.
Tekst ukazał się na portalu wPolityce.pl
bm
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez