Wody Polskie odpowiadają za powódź? Kukiz: powstanie pozew zbiorowy [WIDEO]
2024-10-06 20:15:00(ost. akt: 2024-10-06 20:31:43)
Blisko trzy tygodnie po fali powodziowej, która dotknęła Polskę południowo- zachodnią, poszkodowani z zalanych terenów mierzą się ze skrajnie trudną rzeczywistością. Brak odpowiedniej komunikacji, koordynacji pomocy ze strony rządu, przenosi ten ciężar na samorządy, ale przede wszystkim na służby, wojsko, wolontariuszy, oddziały ochotniczej straży pożarnej i WOT. Mieszkańcy zadają pytanie, czy można było uniknąć tragedii, a przynajmniej ograniczyć jej skalę?
W Głuchołazach, Bodzanowie, Lądku Zdroju, Stroniu Śląskim a także Lewinie Brzeskim i okolicznych miejscowościach ekipa portalu wm.pl trzy tygodnie po powodzi spotyka zrozpaczonych mieszkańców, którym woda zabrała często dorobek życia. Sytuacji nie poprawia nadchodząca zima i chaos informacyjny związany z tym kto i jaką pomoc otrzyma ze strony rządu. Mieszkańców niejednokrotnie czeka także przeprawa z firmami ubezpieczeniowymi, które piętrzą trudności. Jedno z najczęstszych pytań pada o to, kto zawinił i czy można było uniknąć skali tragedii.
Wody Polskie głównym winowajcą?
Jednym z miast mocno dotkniętych przez powódź jest Nysa. Woda powodziowa wdarła się do miasta i oszczędziła tylko część śródmieścia. Burmistrz Nysy Kordian Kolbiarz uważa, że miasto mogło uniknąć takiego scenariusza, a jako głównego winowajcę wskazuje Wody Polskie.
Burmistrz zaznaczył, że zarząd Wód Polskich we Wrocławiu przed zalaniem miasta zapewniał o utrzymaniu zrzutu z tamy na bezpiecznym poziomie 600 metrów sześciennych na sekundę. Zarówno władze Nysy jak i mieszkańcy byli zatem przekonani, że posiada duża rezerwę magazywnową i wytrzyma jeszcze duże ilości wody.
Burmistrz zaznaczył, że zarząd Wód Polskich we Wrocławiu przed zalaniem miasta zapewniał o utrzymaniu zrzutu z tamy na bezpiecznym poziomie 600 metrów sześciennych na sekundę. Zarówno władze Nysy jak i mieszkańcy byli zatem przekonani, że posiada duża rezerwę magazywnową i wytrzyma jeszcze duże ilości wody.
Kilka godzin później zrzut wody, bez konsultacji z samorządem i odpowiednimi instytucjami, został podniesiony do poziomu 1000 metrów sześciennych na sekundę. Kolbierz w rozmowie z portalem wm.pl zanzaczył, że ta decyzja należała wyłącznie do Wód Polskich z siedzibą we Wrocławiu.
“Ten zrzut wody do poziomu tysiąca metrów spowodował wiele szkód. Po pierwsze przelanie się rzeki wprost do miasta to było to spotęgowanie fali, która przyszła ze strony Głuchołaz” - powiedział samorządowiec.
Poza znacznymi zniszczeniami infrastruktury, jakie wyrządziła fala powodziowa, jej zrzut spowodował także wyrwę w wale rzeki.
Według relacji Kolbierza kontakt z Wodami Polskimi był niezwykle trudny a te nie reagowały na błagania o zmniejszenie wypływu wody z tamy.
“Komunikacja była bardzo trudna, wręcz czasami niemożliwa. Próba komunikacji w momentach trudnych, kiedy dochodziło już do tego podwyższania wody do tysiąca metrów sześciennych wody na sekundę, to była już walka na emocje, argumenty, krzyki” - relacjonował Kolbierz.
“Komunikacja była bardzo trudna, wręcz czasami niemożliwa. Próba komunikacji w momentach trudnych, kiedy dochodziło już do tego podwyższania wody do tysiąca metrów sześciennych wody na sekundę, to była już walka na emocje, argumenty, krzyki” - relacjonował Kolbierz.
Dopiero po bezpośredniej interwencji szefa MSWiA udało się zmniejszyć poziom zrzutu, dzięki czemu mieszkańcy mogli wejść na wał i go wzmocnić.
“Ruszyły też nocne śmigłowce i to sprawiło, że Nysa się uratowała, ale mogło być dużo, dużo lepiej i w tym jest dużo winy Wód Polskich” - podkreślił.
“W ‘97 uszło im na sucho”
O winie i zaniechaniach Wód Polskich jest przekonany także Marek Karaś, przedsiębiorca z Lewina Brzeskiego, który ucierpiał w powodzi.
“Całe lato Nysa Kłodzka była tak płytka, że można było dziecko wziąć za rękę i przejść na drugą stronę” - wskazuje przedsiębiorca w rozmowie z portalem wm.pl.
“Wielu mieszkańców zadaje sobie to pytanie: dlaczego nie zrzucano wody co najmniej kilka dni wcześniej. Informacje meteorologiczne były, były informacje dla rządu polskiego, dla premiera - dlaczego tej wody nie zrzucano? - pyta Marek Karaś.
“Jeśli zrzuty rozpoczęłyby się kilka dni wcześniej, jeziora byłyby puste i czekałyby na przyjęcie wody z gór - z Kłodzka, z Głuchołaz itd” - dodaje.
Wytyczne ministerstwa ochrony środowiska?
Paweł Kukiz, który od lat mieszka w pobliżu Lewina Brzeskiego i innych zalanych miejscowości przekazał w rozmowie z naszym portalem, że “coraz bardziej wiarygodne są te informacje, że (...) Ministerstwo Ochrony Środowiska wydało dyspozycję, by nie spuszczać wody ze zbiorników retencyjnych ze względu na złote algi i przyduchę ryb”.
W związku z tym mieszkańcy terenów powodziowych planują wystosować pozew zbiorowy przeciwko Wodom Polskim.
“Powstał pomysł o pozwie zbiorowym, by na początku ustalić winnego, a jeśli potwierdzi się winę Wód Polskich, potem można ruszyć z pozwami odszkodowawczymi” - przekazał Kukiz.
Poseł zwrócił również uwagę, że Wody Polskie na swoich stronach internetowych zamieściły informację o możliwości zgłaszania roszczeń powodziowych. Zdaniem Kukiza to dowód na to, że instytucja przewiduje, że mieszkańcy i przedsiębiorcy dołączą się do pozwu zbiorowego.
“Wody Polskie czują winne i pojedynczymi pozwami chcą spacyfikować pozew zbiorowy. W poniedziałek mamy spotkanie z burmistrzem i samorządem Nysy i podmiotami zainteresowanymi pozwem zbiorowym i będziemy ten temat drążyć aż do skutku” - zapewnił polityk.
Marek Karaś podkreślił natomiast, że tym razem nie można tej sprawy zostawić bez rozstrzygnięcia.
“W ‘97 uszło im to na sucho. Dziś tego tak nie zostawimy, bo to 40 lat pracy - mojej i mojej rodziny. Jakbym zrobił krzywdę Skarbowi Państwa, to komornik zlicytował by mnie do zera. Skarb Państwa musi wiązać ciężar na siebie i będą nam musieli te odszkodowania wypłacić - powiedział mieszkaniec Lewina Brzeskiego.
“Chcemy rzetelnej wyceny, (...) żebyśmy mogli dostać takie pieniądze, by móc się wyremontować” - dodaje.
Zaniedbane wały zagrożeniem dla kolejnych miejscowości
Powódź oszczędziła kilka miejscowości wokół Lewina Brzeskiego z uwagi na to, że tym razem ciężar fali powodziowej był m.in. na Nysie Kłodzkiej, a nie na Odrze jak podczas powodzi w 1997 roku. Stan wałów, za które odpowiadają Wody Polskie jest jednak często fatalny. Przykładem jest ten, znajdujący się w miejscowości Zwanowice na Odrze, gdzie mieszkańcy sami wykarczowali część terenu wokół wału i wzmacniali go workami. Zamierzają robić to nadal w obawie o swoje domy. Paweł Kukiz wskazuje, że stan wału w przypadku zagrożenia powodziowego jest realnym zagrożeniem dla mieszkańców.
“Te wały są rozmoknięte, to są jeszcze poniemieckie wały, które do tej pory dawały radę, ale w każdej chwili mogą przestać dawać radę i wtedy nawet niemieckie wojsko nie pomoże” - podkreśla.
Polityk prowadzi nas na wał, wzmocniony przez mieszkańców, bez udziału Wód Polskich, które jak zaznaczył, nie reagują na wezwania jednostek samorządu terytorialnego. Jego zdaniem to kolejny dowód na indolencję Wód Polskich i podstawa do złożenia pozwu zbiorowego.
“Wielokrotne składane były petycje ze strony sołtysów do Wód Polskich o wykarczowanie tych chaszczy. Na logikę przecież korzenie rozwalają ten wał. Mieszkańcy, kiedy dowiedzieli się o zagrożeniu powodziowym sami, własnym sumptem, zrobili przecinkę drzew, żeby można było się tu dostać, sami układali worki i zamierzają układać dalej, bo Wody Polskie nie reagują”- relacjonuje.
Wał w Zwanowicach ma za zadanie zadanie chronić miejscowości Zwanowice, Kruszyny i Kopanie.
“Teraz głównie rzeka Nysa Kłodzka była winowajczynią zalania Lewina Brzeskiego i okolicznych miejscowości, ale gdyby ciężar poszedł na Odrę, a brakowało niewiele to te miejscowości byłyby “pozamiatane” - alarmuje Kukiz.
“Nie mam wątpliwości, że ogromną winę za tę sytuację ponoszą Wody Polskie” - mówi.
“Mam nadzieję, że to nie będzie materiałem dowodowym w przypadku zalania miejscowości, które wymieniłem” - dodaje.
Słowa bez konsekwencji
Czy powodzi można było uniknąć i co jej skutki mówią o stanie państwa w obliczu kryzysu. Dyskusję nad tymi pytaniami należy zapewne przeprowadzić. Czy odrobiono lekcję z powodzi roku 1997? Ci, którzy zostali zalani przez powódź tysiąclecia i tę z roku 2024, odpowiadają na to pytanie przecząco. Wszyscy, których spotykamy na terenach dotkniętych powodzią mówią jednak zgodnie - poza patologiami w gospodarce wodnej, zawiódł system ostrzegania na najwyższych szczeblach.
Słowa premiera Donalda Tuska i niezbyt alarmujących prognozach uśpiły czujność wielu ludzi. Przypomina o tym m.in. Paweł Kukiz. Jego zdaniem szef rządu także powinien ponieść za to konsekwencje.
“To nie jest moja złośliwość, ale jest dla mnie nie do pojęcia, że za tak nieodpowiedzialne słowa szef państwa nie ponosi żadnych konsekwencji. Uspokoił ludzi, a ludzie mówili, że żadnej powodzi nie będzie (...), i to ludzie dostali, jak zawsze, w tyłek - mówi Paweł Kukiz.
WIĘCEJ W MATERIALE WIDEO
Anna Nartowska
Źródło: wm.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez