Urszula Dubejko: w areszcie miałam dużo myśli samobójczych

2024-10-26 09:14:18(ost. akt: 2024-10-26 09:20:42)

Autor zdjęcia: screen x.com

Urszula Dubejko, była urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości, która - podobnie jak ks. Michał Olszewski - od marca przebywała w areszcie w związku ze śledztwem dotyczącym Funduszu Sprawiedliwości, po wyjściu z aresztu podzieliła się z widzami Telewizji Republika wspomnieniami z pobytu za kratami.
- Widywałam przede wszystkim funkcjonariuszy, a jeżeli chodzi o osadzone, to byłam w całkowitej izolacji. Dlatego ten pobyt w areszcie to były dla mnie siedmiomiesięczne rekolekcje, spotkałam się z Bogiem, Matką Najświętszą. Ksiądz Kapelan polecił mi zawierzenie się Matce Najświętszej - powiedziała.

- To była walka dzień za dniem, przez pierwsze trzy miesiące codziennie płakałam. Była taka życzliwa pani oddziałowa i powiedziała, że nie może patrzeć, jak tak płaczę. Wierzę w to, że to ma jakiś sens głębszy - podkreśliła Urszula Dubejko.

Była urzędniczka MS podziękowała wszystkim, którzy ją wspierali w tym trudnym czasie. - To jest taka wdzięczność dla wszystkich osób, które przychodziły na protesty, które się modliły. W ostatnich dniach dowiedziałam się, że panowie prowadzili protest głodowy. To było dla mnie tak poruszające, bo to już jest heroiczny krok, na który bardzo ciężko sobie pozwolić. Oni nie wiedzieli, jak długo będę protestować - mówiła Urszula Dubejko.

"Miałam dużo myśli samobójczych"

- To jest takie zobowiązanie i kredyt zaufania, bo teraz nie mogę zawieść. Te chwile były czasem trudne. Trochę wstyd się do tego przyznać jako osobie wierzącej, ale miałam dużo myśli samobójczych. Były takie momenty, kiedy myślałam sobie, że nie mogę się powiesić na spodniach od pidżamy, bo tyle osób się za mnie modli. Więc jakkolwiek to brzmi, ta modlitwa dawała namacalne rezultaty, czasami drastyczne, za to jestem wdzięczna. Czuję zobowiązanie, żeby o tym świadczyć, mówić - podkreśliła była urzędniczka MS.

- Bardzo wiele zawdzięczam księdzu kapelanowi, który w takich najtrudniejszych momentach pomagał mi. Na początku odwiedzał mnie rzadko, ale potem się udało, może dzięki nagłaśnianiu tej sprawy, że umożliwiono mi co dwa-trzy tygodnie mszę świętą, spowiedź. Musiałam być sama w kaplicy. W ogóle żebym przeszła z pustej celi do kaplicy w innym budynku, to cały teren musiał być "oczyszczony" z innych osób. Czułam się, że jestem kimś wyjątkowo groźnym, że kiedy chcę przejść do kaplicy, nie mogę spotkać się z nikim - zaznaczyła.

"Czułam się czasami jak śmieć"

- Czułam się czasami jak śmieć. To jest silniejsze, jak człowiek jest tak traktowany, to tak zaczyna się czuć. Nie miałam wiele widzeń z rodziną, co było bardzo trudne, także ze względu na nastoletniego syna - można powiedzieć, że jest w spektrum. Ta sytuacja była jeszcze cięższa dla niego. Nawet przychodząc na widzenia ze mną, przez siedem miesięcy widziałam się z nim cztery razy po godzinie, mąż był oczywiście z nim. Widziałam się z synem przez szybkę, jak w filmach o seryjnych mordercach - relacjonowała Urszula Dubejko.

Była urzędniczka MS opowiedziała również, w jaki sposób została zatrzymana. - To było jak z klasycznego filmu gangsterskiego. Były to moje urodziny i nagle taki hałas, stukanie i krzyki i że proszę otworzyć, bo wyważymy drzwi. Wpadło kilkunastu funkcjonariuszy ABW, ale niestety syn poszedł za mną i zostałam skuta na jego oczach. Od razu po wejściu funkcjonariuszy do domu zostałam skuta w kajdanki i to jeszcze na oczach dziecka. Mogli naprawdę nam tego oszczędzić. Zaniemówiłam, to był strach, strach o rodzinę. Przez pierwszy moment było agresywnie i natarczywie. Potem ta sytuacja trochę się uspokoiła - wskazała.

"Byłam tak upokorzona"

Urszula Dubejko mówiła również o kilkudniowym pobycie w izbie zatrzymań po aresztowaniu. Przedstawiła przy tym w jak drastyczny i skandaliczny sposób była tam traktowana. - Byłam tak upokorzona, zmaltretowana. Nie wiedziałam, czego chce prokurator. Po tej rozmowie zostałam odwieziona do izby zatrzymań. Muszę powiedzieć, że dopiero wtedy doświadczyłam koszmaru. Dla mnie to był koszmar upokorzenia i odczłowieczenia. Cela to było małe pomieszczenie, gdzie byłam zamknięta, gdzie było słabe światło jarzeniowe. Na jedną noc udało się uprosić funkcjonariuszy, by zgasić to światło. Mówili, że są kamery i muszą mnie obserwować. W celi siedziałam w ubraniu, które miałam. Nic nie mogłam mieć więcej. Nawet zabrano mi sweter - wspominała była urzędniczka.

- Żeby skorzystać z toalety musiałam dzwonić po funkcjonariuszy. Zdarzało się, że funkcjonariusz nie pojawiał się. To był mężczyzna. Sytuacja, w której on mnie odprowadzał do tej toalety, ona miała takie okienko w drzwiach. Ja się zaczynałam załatwiać, a funkcjonariusz patrzył się do środka. Myślałam sobie, dlaczego mężczyźni się na mnie patrzą. Byłam tak stłamszona, przerażona, że nie zaprotestowałam. Pytałam, czy mogę się umyć, był prysznic obok. Stałam przed wyborem: spocona, brudna po całej nocy na dołku umyć się czy siedzieć taka brudna. Jeśli miałam się umyć, oznaczało to, że funkcjonariusz będzie się na mnie patrzył - powiedziała Urszula Dubejko.

Urszula Dubejko po siedmiu miesiącach spędzonych w areszcie, została z niego zwolniona za kaucją, którą wpłacił redaktor Michał Rachoń. Była urzędniczka Ministerstwa Sprawiedliwości, która jest podejrzana o nieprawidłowości dotyczące funkcjonowania Funduszu Sprawiedliwości, opuściła areszt w piątek 25 października 2024 roku.

wpolityce.pl/red.