Gawęda Wodza i „Bolesna lekcja polityki realnej” [FELIETON]
2024-10-30 09:26:49(ost. akt: 2024-10-30 09:29:59)
Mój wredny i podstępny umysł – z bliżej nieznanych nikomu powodów oraz przy stopniu prawdopodobieństwa graniczącym z pewnością – połączył ukraińską ofensywę w obwodzie kurskim z niedawną peregrynacją Wołodymyra Zełenskiego do Stanów Zjednoczonych.
Wiem, że mogą być Państwo zdumieni czytając podobne tezy, ale – gdy podumać nad nimi głębiej – to niekoniecznie muszą one wynurzać się z szuflady przeznaczonej dla kompletnych absurdów. Dodatkowo, jeśli uświadomić sobie fakt, że wykoncypowano je w gabinetach polityków i ich doradców, to każda głupota może uchodzić za prawdopodobną, albowiem selekcja negatywna obowiązująca przy kooptacji do szczytów władzy na całym świecie spowodowała, iż możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego. Nie byłbym specjalnie zaskoczony, gdyby za kilka lat ukazały się drukiem jakieś wstrząsające pamiętniki jednego z najbliższych współpracowników prezydenta Ukrainy, w których opisze on genezę powstania pomysłu wtargnięcia nacierających wojsk na teren Rosji – pierwszy raz od czasów II Wojny Światowej – po to, aby pokazać głównym graczom międzynarodowym militarną potęgę Kijowa, co mogłoby wspomóc pozycję negocjacyjną delegacji spod niebieskożółtego sztandaru. Moim Czytelnikom jestem winien przypomnienie, że oddziały zmechanizowane i czołgów zaatakowały Rosjan – bezsprzecznie czyniąc duże postępy i dokonując znacznych zdobyczy terytorialnych – 6 sierpnia 2024 roku, czyli na niecałe dwa miesiące przed nowojorskim spotkaniem Biden-Zełenski. Jeśli odłożyć te dwa wydarzenia na osi czasu i przyjrzeć się bliżej wysiłkowi propagandowemu, jaki włożono w podkreślenie ważności i sukcesu ofensywy, to trudno oprzeć się wrażeniu, że manewr ów miał być falą niosącą naszych wschodnich sąsiadów podczas pertraktacji z Amerykanami. Niestety, także dla nas, Kijów otrzymał w Wielkim Jabłku bolesną lekcję polityki realnej i, najprawdopodobniej, zostanie zmarnowana danina żołnierskiej krwi.
Żołnierska krew jest bezcenna, o czym – co przykre – politycy pamiętać nie chcą, szczególnie wtedy, kiedy realizują jakieś swoje, często mirażowe cele. Obawiam się, że podobnie stało się latem roku 2024, kiedy świat obiegła wiadomość o postępach ukraińskiego pochodu w głąb Rosji. Nie ukrywam, że także byłem zdumiony łatwością, z jaką atakujący przełamali opór broniących. Dopiero po jakimś czasie, kiedy wiadomości z frontu można było uznać za wiarygodne choć częściowo, wyszło, że zaprawione w bojach liniowe jednostki Ukraińców popędziły kota jakimś zmobilizowanym naprędce rosyjskim gwardzistom, czyli – w domyśle – odzianym w stare drelichy, obutym w kalosze, łysym i brzuchatym rezerwistom, którzy swoje apogeum fizyczne i psychiczne osiągnęli w czasach panowania na Kremlu Konstantina Ustinowicza Czernienki. Każdemu, kto choć trochę zna się na wojnie, dawała do myślenia bezradność Rosjan, a także fakt, że dali się tak zaskoczyć. Pomimo rozbudowanej agentury, posiadania wyspecjalizowanych wojsk rozpoznawczych na różnych szczeblach dowodzenia i intensywnego operowania samolotów szpiegowskich uwadze Moskwy umknęła koncentracja kilku tysięcy wojsk przeciwnika, które później ruszyły na, praktycznie niebroniony obszar. Trudno było znaleźć jakiś racjonalny powód takiego kroku naddnieprzańskich planistów, oprócz zbudowania morale narodu, dania mu kolejnej nadziei na ostatecznie zwycięstwo i pokazania światu, że Kijów łatwo może przenieść wojnę na terytorium agresora. Problem w tym, że prawdziwa gra wciąż toczyła się w Donbasie.
W Donbasie, skąd zabrano część ukraińskich wojsk i wysłano do walki pod Kurskiem, moskiewski walec – co prawda, powoli i brocząc obficie krwią – wciąż toczył się naprzód. Jeśli bezkrytycznie wierzyć doniesieniom agencyjnym, przez wrzesień Rosjanom udało się otoczyć i zdobyć miasto Wuhłedar i od 1 października 2024 roku rozpocząć jego okupację. Zerknięcie w kalendarz i prosta matematyka mówią jasno, że stało się to raptem kilka dni po spotkaniach Wołodymyra Zełenskiego z Joe Bidenem, Kamalą Harris i Donaldem Trumpem. Dodać trzeba, że żadna z rozmów nie przyniosła Kijowowi pozytywnych efektów, co pozwala na wysnucie wniosków, że ogromny, dwumiesięczny wysiłek operacyjny i logistyczny na jaki zdobyli się Ukraińcy uderzając na kierunku kurskim poszedł na marne. Ponadto, zaangażowanie tam wielu żołnierzy, bojowych wozów piechoty i czołgów osłabiło wojska ze znakiem tryzuba na uniformach w innych miejscach na tyle, że Moskwa zapisała na swoim koncie kolejną zdobycz terytorialną. Osobiście uważam, że to bardzo wygórowana cena, jaką przyszło zapłacić włodarzom z Kijowa za nierealistyczną, zbyt optymistyczną i życzeniową ocenę sytuacji międzynarodowej.
Sytuacja międzynarodowa jest zła dla całej Europy Środkowo-Wschodniej, a dla Ukrainy szczególnie. Ze stolic Starego Kontynentu gdzieś ulotniła się początkowa empatia, jaką darzono Zełenskiego i całą jego administrację. Podejrzewam, że walnie przyczynił się do tego sam prezydent, albowiem po odparciu pierwszego najazdu rosyjskich dywizji pancernych, człek ten uwierzył w swą nadzwyczajną moc i zaczął lekceważyć dotychczasowych partnerów. Największą ofiarą jego buty stał się infantylny i emocjonalny Andrzej Duda. Jednak pozostali gracze – z Berlinem na czele – podeszli do sprawy na zimno, obliczyli straty i zyski, po czym, spojrzawszy na wynik owych kalkulacji doszli do wniosku, że rosyjska ropa i gaz są cenniejsze od ukraińskich terytoriów. Tego, na nieszczęście dla własnych żołnierzy, nie dostrzegli kijowscy decydenci i kazali ruszyć na Kursk. Obawiam się, że efekt tych pomysłów będzie opłakany dla Ukrainy, a my powinniśmy wyciągnąć wnioski z tej bolesnej lekcji polityki realnej.
Howgh!
Tȟašúŋke Witkó, 30 października 2024 r.
Autor jest emerytowanym oficerem wojsk powietrznodesantowych. Miłośnik kawy w dużym kubku ceramicznym – takiej czarnej, parzonej, słodzonej i ze śmietanką. Samotnik, cynik, szyderca i czytacz politycznych informacji. Dawniej nerwus, a obecnie już nie nerwus.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez