Podejrzany o spowodowanie katastrofy na S7 wpłacił 100 tysięcy złotych poręczenia. Będzie mógł pozostać na wolności?
2024-11-15 16:01:28(ost. akt: 2024-11-15 16:04:08)
Podejrzany o spowodowanie katastrofy drogowej na S7 w Borkowie k. Gdańska, w której zginęło czworo dzieci, wpłacił 100 tys. zł poręczenia majątkowego. Mężczyzna jest pod dozorem policji i siedem dni w tygodniu musi stawiać się w komisariacie.
Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gdańsku Mariusz Duszyński powiedział, że w czwartek na konto depozytowe prokuratury wpłynęło 100 tysięcy złotych poręczenia majątkowego, o którym zdecydował sąd. Oznacza, to że podejrzany o spowodowanie katastrofy na S7 w Borkowie, może pozostać na wolności.
Sąd Okręgowy w Gdańsku rozpatrywał sprawę 7 listopada. Utrzymał wówczas w mocy postanowienie sądu pierwszej instancji i nie zastosował aresztu, ale zwiększył środki zapobiegawcze w ten sposób, że orzekł dodatkowo wobec podejrzanego poręczenie majątkowe w wysokości 100 tysięcy złotych.
37-letni Mateusz M. – kierowca tira, który 18 października o godz. 23.20 staranował auta na S7 w Borkowie k. Gdańska usłyszał zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu wielkich rozmiarów.
W jej wyniku śmierć poniosły cztery osoby, a 15 zostało rannych. Wszystkie ofiary katastrofy to dzieci w wieku 7, 9, 10 i 12 lat. Sprawcy grozi do 15 lat więzienia.
Do karambolu doszło na remontowanym odcinku trasy S7 w Borkowie k. Gdańska. W katastrofie uczestniczyło 21 pojazdów – 18 osobowych i 3 ciężarówki. Pojazdami poruszało się łącznie 56 osób.
Śledczy ustalili, że w miejscu, w którym doszło do katastrofy, ograniczenie prędkości wynosiło 50 km/h. "Oznacza to, że podejrzany znacznie przekroczył dozwoloną prędkość na tym odcinku drogi, bo przekroczył ją o 39 km/h” - podawała prokuratura.
Mateusz M. nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Odpowiadał jedynie na pytania obrońców.
Kierowca w chwili zdarzenia był trzeźwy i nie znajdował się pod wpływem środków psychoaktywnych. Badania telefonu podejrzanego wykazały, że nie był używany w trakcie wypadku.
Prokuratura chciała aresztować podejrzanego i złożyła wniosek do sądu o tymczasowe aresztowanie podejrzanego na trzy miesiące, ale sąd nie uwzględnił tego wniosku i 20 października br. zdecydował o dozorze policji.
Podejrzany siedem razy w tygodniu musi stawiać się we właściwym komisariacie policji.
(PAP)
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez