Nie milką echa po smutnej wiadomości. Filmowcy wspominają Davida Lyncha
2025-01-20 13:00:41(ost. akt: 2025-01-20 13:08:12)
Pierwszym populistycznym surrealistą nazwała niegdyś Davida Lyncha amerykańska krytyczka filmowa Pauline Kael. Radykalne eksperymenty mogą dać niezapomniane kino – ocenił po śmierci artysty reżyser Ron Howard.
Wybitna amerykańska krytyczka filmowa, Kael, pisała niegdyś, że Lynch był „pierwszym populistycznym surrealistą — Frankiem Caprą logiki marzeń”.
„Styl pana Lyncha często określano jako surrealistyczny, i rzeczywiście, dzięki niepokojącym zestawieniom, dziwacznym non sequitur (brakowi związku logicznego) oraz erotyzacji codzienności, styl Lynchowski wykazuje wyraźne pokrewieństwo z klasycznym surrealizmem. Surrealizm pana Lyncha był jednak bardziej intuicyjny niż programowy. Podczas gdy klasyczni surrealiści celebrowali irracjonalność i starali się wyzwolić fantastyczność w codzienności, pan Lynch wykorzystywał zwyczajność jako tarczę, by odeprzeć irracjonalność” – skomentował „New York Times”.
Na temat Lyncha wypowiadało się wielu przedstawicieli amerykańskiego środowiska filmowego.
„Uprzejmy człowiek i nieustraszony artysta, który podążał za sercem i duszą i udowodnił, że radykalne eksperymenty mogą dać niezapomniane kino” – uznał Howard, w poście na platformie X.
Według reżysera Stevena Soderbergha Lynch to jeden z filmowców, którzy byli wpływowi, ale niemożliwi do naśladowania.
„Ludzie próbowali, ale miał pewien rodzaj algorytmu, który działał dla niego, a ty próbowałeś go odtworzyć na własne ryzyko. Choć często wydawały się nieliniowe i nielogiczne, były wyraźnie wysoce zorganizowane w jego umyśle” - wspominał w AP Soderbergh.
Reżyserka Jane Schoenbrun sugerowała, że Lynch, podobnie jak Kafka i Bacon, poświęcił swoje życie na tworzenie dzieł, które otwierają nowe, surrealistyczne światy dla odbiorców.
„Jako pierwszy pokazał mi inny świat, piękny świat miłości i niebezpieczeństwa, który wyczuwałem, ale nigdy nie widziałem poza snem. Dziękuję David, twój dar będzie rozbrzmiewał przez resztę mojego życia” — zapewniała na platformie X reżyserka i scenarzystka horroru „I Saw the TV Glow”.
Kyle MacLachlan, odtwarzający ikoniczną rolę specjalnego agenta Dale Coopera w "Miasteczku Twin Peaks" postrzegał Lyncha jako „enigmatycznego i intuicyjnego człowieka, w którym krył się twórczy ocean gotowy do eksplozji”. Przypisał reżyserowi zasługę w budowaniu swojej kariery aktorskiej.
„Jego miłość do mnie i moja do niego wynikały z kosmicznego przeznaczenia dwóch osób, które dostrzegły w sobie nawzajem to, co najlepsze. Będę tęsknił za nim bardziej, niż pozwalają to wyrazić ograniczenia mojego słownictwa i znieść moje serce. Moje życie jest o wiele bogatsze, bo go znałem i o wiele uboższe teraz, gdy już go nie ma” – wyznał MacLachlan na Instagramie.
Billy Corgan główny wokalista, gitarzysta i autor tekstów piosenek zespołu rockowego The Smashing Pumpkins zaznaczył na Instagramie m.in., że praca z Lynchem była jak sen z jednego z jego filmów i ceni sobie chwile, kiedy mógł z nim porozmawiać i poznać z pierwszej ręki jego wizję filmu.
„Naprawdę zachęcam każdego, kto kocha filmy i telewizję, do obejrzenia wszystkiego, co wyprodukował David. Był prawdziwym artystą, w każdym calu” - dodał. Piosenka „Eye” Smashing Pumpkins znalazła się w ścieżce dźwiękowej filmu „Zagubiona autostrada”.
Hołd Lynchowi oddał na Instagramie także American Film Institute (AFI). „Przez dekady wpływ Davida na kino okazał się niezatarty w jego filmach i sztuce — i zawsze odwdzięczał się AFI — wspierając kreatorów historii, którzy tworzyli własne zasady i sięgali po coś innego” — podkreślił AFI.
Krzysztof Majchrzak o Lynchu
Zmarłego reżysera Davida Lyncha wspomniał także aktor, reżyser i wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, Krzysztof Majchrzak.
Zmarłego reżysera Davida Lyncha wspomniał także aktor, reżyser i wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, Krzysztof Majchrzak.
Majchrzak, wspólnie z Karoliną Gruszką i nieżyjącym już Leonem Niemczykiem zagrał jedną ze znaczących ról w ostatnim kinowym filmie Davida Lyncha "Inland Empire", do którego zdjęcia częściowo powstawały w Łodzi.
Jak wspominał w piątek w rozmowie z PAP aktor, był zachwycony propozycją kontaktu z Lynchem, którą otrzymał poprzez szefa Camerimage Marka Żydowicza. "Potem pamiętam spotkanie w Los Angeles w przedpokoju domu Lyncha, gdzie mi pokazał na dzień dobry, w dzień zdjęć zresztą, kilka przedmiotów - po pierwsze jakieś patyczki, kawałki drewna, po drugie - wyprawiony kawałek skórki z sierścią, a po trzecie - żarówkę. I zapytał co z tego wybieram. Nie wiedziałem w ogóle o co chodzi, więc pomyślałem sobie, że żarówka będzie najlepsza, więc ją wybrałem. I tak powstał cudownie zaimprowizowany przez Davida Lyncha motyw tego wibrującego światła w +Inland Empire+" - opowiadał.
"Pamiętam też jego takie intuicyjne podejście do samej natury pracy, które nazwałbym zgoła szamańskim. W tym sensie, że było głębokie, pełne nasłuchu i bliskie medytacji wschodniej, która jak wiadomo dąży do totalnego wglądu w naturę rzeczy, jak mówi wschodnia duchowość" - powiedział Majchrzak.
Jak zaznaczył, Lynch miał również bezpośrednie podejście do natury każdego projektu. "Był zresztą osobą, która oddawała się często medytacji, co stwarzało taką płaszczyznę wygodną dla niego, że mógł na każdym etapie pracy być po prostu blisko serca i mózgu drugiego człowieka, a nie zajmował się jakimś umieszczeniem swoich filmów na półkach albo z komercją albo z dziełami artystycznymi. Jego bliskość była totalna, przez co czegokolwiek by nie powiedział, mówił to w sytuacji bliskości drugiego człowieka. W związku z tym był osobą, która w gruncie rzeczy jest rzadkością w tym napuszonym świecie elity filmowej czy też elity dotyczącej sztuki. Zresztą bardzo tej elity nie lubił, co na początku od razu skradło moje serce" - wspominał aktor.
"Poza tym miał on również jedną jeszcze wspaniałą cechę. Wiadomo, że zajmował się malarstwem, razem ze swoim sąsiadem Dennisem Hopperem. I to sprawiało, że on nie był artystycznym nierobem i wypijaczem kawy i koniaczków, tylko człowiekiem codziennej ciężkiej roboty" - opowiadał Majchrzak.
Jak dodał, bardzo podziwiał tę pracowitość Lyncha. "A on powiedział, że +uwielbia pracować, bo praca jest warunkiem permanentnego rozwoju. Nie tylko rozwoju człowieka, ale i projektu+. I doszedł do tego, z czego mi się zwierzył, że nienawidzi zdjęć. Strasznie mnie to zdziwiło i zapytałem dlaczego. A on odpowiedział +bo zdjęcia zamykają okres permanentnego rozwoju. Ja nazywam zdjęcia pogrzebem idei+. To była druga rzecz, która mnie do niego zbliżyła. Ja mam też nawyk ciężkiej roboty - czy przy fortepianie, czy na sali treningowej i gardzę nierobami, za to lubię robotę. Ale nie dlatego żeby na śmierć się zachetać, tylko żeby przeżywać nieustanne uniesienie i radość z powodu pracy" - mówił Majchrzak.
Ujmował go także - jak wspominał - sposób w jaki reżyser podchodził do drugiego człowieka. "Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz podał mi rękę i powiedział +chłopie, ty wyglądasz jak milion dolarów+. I nie mogłem zrozumieć o co mu chodzi, ale to było niesamowite. A nie miałem na sobie drogich ciuchów od Versace. Nie był taki napuszony jak jego koledzy z Beverly Hills tylko miał swój własny świat pełen codziennej pracy, był takim jakby +drwalem, hydraulikiem+ kina. Robotę cenił nade wszystko, kochał ją i się w niej do oporu tarzał" - dodał Majchrzak.
Lynch
Przypomnijmy, że Lynch mawiał, że jeśli którykolwiek z artystów mógłby być jego bratem, to tylko Franz Kafka. Pisarz ten jest autorem najbardziej fascynujących fraz, jakie w życiu przeczytał. Gdyby kiedykolwiek napisał scenariusz filmu kryminalnego, David Lynch przeniósłby go na ekran. Tym, co łączyło amerykańskiego artystę z Kafką, była fascynacja złudą i tajemnicą. Jego kino - balansujące na granicy jawy i snu – brało się z eksploracji podświadomości. "Śnię, ale nie w nocy. Nocne sny bywają dobre, jednak to drzemki w ciągu dnia są tym, co kocham. Zatapiając się w wygodnym fotelu, możesz kontrolować myśli i kierować je to tu, to tam. W pewnym momencie sen przejmuje kontrolę i wydarzenia zaczynają rozgrywać się bez twojej interwencji. Wiele rzeczy może się w ten sposób unaocznić. Zdarzają się pomysły, w których się zakochujesz" – wspomniał reżyser, cytowany przez portal The Creative Echo.
David Keith Lynch urodził się 20 stycznia 1946 r. w Missouli w rodzinie naukowca Donalda Waltona Lyncha i nauczycielki Edwiny Lynch. Jako młody chłopak zaczął przejawiać zainteresowanie malarstwem i rysunkiem. Jego przewodnikiem po świecie sztuki był ojciec szkolnego kolegi, malarz Bushnell Keeler. To dzięki niemu podjął decyzję o studiach artystycznych. Lynch rozpoczął studia malarskie w Bostonie. Po pewnym czasie porzucił je i przeniósł się do Pennsylvania Academy of Fine Arts w Filadelfii. W tamtym okresie zaczął tworzyć filmy krótkometrażowe – "Sześciu mężczyzn, którym robi się niedobrze", "Absurd Encounter with Fear", "Alfabet". W 1970 r. twórca wyjechał do Los Angeles, by studiować reżyserię w American Film Institute. Osiem lat później światło dzienne ujrzał jego pełnometrażowy debiut fabularny "Głowa do wycierania". Surrealistyczna opowieść o parze, której rodzi się dziwny stwór – zaliczana dziś do klasyki kinematografii – zebrała mieszane recenzje. Zyskała jednak popularność dzięki pokazom o północy.
Obraz przykuł uwagę Stuarta Cornfelda i Mela Brooksa. Producenci zaproponowali Lynchowi realizację "Człowieka słonia" – historii mężczyzny cierpiącego na rzadką chorobę. Tytuł trafił do kin w 1980 r. i zachwycił branżę. Zebrał osiem nominacji do Oscarów, cztery szanse na Złote Globy i trzy statuetki BAFTA – m.in. w kategorii najlepszy film. Otworzył przed reżyserem możliwości pracy nad wysokobudżetowymi projektami. Na fali tego sukcesu George Lucas usiłował przekonać artystę, by wyreżyserował "Powrót Jedi", lecz ten nie był zainteresowany. Zamiast tego rozpoczął pracę nad adaptacją powieści Franka Herberta "Diuna". Film, który zadebiutował w 1984 r., zebrał bardzo krytyczne recenzje. W opinii samego Lyncha był to najgorszy film w jego karierze. Studio nie zapewniło mu jakiejkolwiek swobody twórczej. "Nie obejrzę nowej wersji +Diuny+ Denisa Villeneuve’a, ponieważ może przywołać ona zbyt wiele bolesnych wspomnień" – przyznał Lynch po latach.
W 1986 r. Amerykanin ponownie zachwycił środowisko filmowe. "Blue Velvet" zapewnił mu nominację do Oscara w kategorii najlepsza reżyseria. Jednak największy sukces miał dopiero nadejść. W 1990 r. Lynch zaprezentował w Cannes "Dzikość serca", za którą zgarnął Złotą Palmę. W tym samym roku stworzył "Miasteczko Twin Peaks", które stało się jednym z najbardziej kultowych seriali naszych czasów. Na ulicach miast na całym świecie zaczęli się pojawiać ludzie w koszulkach z napisem "To ja zabiłem Laurę Palmer". Zachęcony powodzeniem serialu, Lynch powrócił do niego w 1992 roku filmem kinowym "Miasteczko Twin Peaks. Ogniu krocz ze mną".
Pięć lat później światło dzienne ujrzał kolejny obraz reżysera - "Zagubiona autostrada". Nie został on jednak przyjęty tak dobrze jak poprzednie dzieła. W 2001 r. Lynch nakręcił "Mulholland Drive", a w 2006 - "Inland Empire". W 2017 r. zrealizował trzeci sezon "Twin Peaks". Serial znowu odbił się w mediach szerokim echem, ale twórca z konsekwentną niechęcią wypowiadał się na jego temat. "Gdy coś skończysz, ludzie chcą, byś o tym opowiadał. Dla mnie to prawie jak przestępstwo. Filmy i obrazy mają własny język i nie należy ujmować tego przekazu słowami" – podkreślił stanowczo, cytowany przez The Guardian.
W 2006 r. podczas festiwalu w Wenecji Lynch odebrał Złotego Lwa za całokształt osiągnięć. W 2019 r. jego kolekcja nagród powiększyła się o honorowego Oscara. W laudacji na cześć twórcy aktorka Isabella Rossellini zwróciła uwagę, że w swoich filmach stara się on uchwycić "tajemnicę naszych emocji, uczuć, pasji, życia". Przemowa reżysera zapisała się w historii jako jedno z najkrótszych oscarowych wystąpień. Trwała niespełna minutę. "Dziękuję Akademii i wszystkim, którzy pomogli mi w tej drodze. Gratuluję pozostałym nagrodzonym. Życzę wszystkim dobrej nocy" – powiedział. Następne słowa skierował do statuetki, wywołując wśród zgromadzonych salwy śmiechu: "Masz bardzo ładną twarz".
Reżyser wspierał budowę Europejskiego Centrum Filmowego Camerimage w Toruniu. Podarował twórcom tej inicjatywy kilkanaście kontenerów artefaktów z filmu i serialu "Twin Peaks", które docelowo mają być prezentowane w części muzealnej gmachu. Kilkakrotnie gościł w Polsce – po raz pierwszy w 2000 r., gdy otrzymał Nagrodę dla Reżysera za Szczególną Wrażliwość Wizualną podczas festiwalu Camerimage. Z kolei w 2017 r. otworzył w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej wystawę swoich dzieł malarskich, rysunków i fotografii. Nigdy nie ukrywał, że lubi czasami wracać do swoich prac. "Dobrze jest niekiedy ponownie na nie spojrzeć, ponieważ dzięki temu widzę, w jakim miejscu jestem teraz. Podobny efekt daje oglądanie moich starych filmów. Ale nie robiłem tego od dłuższego czasu" – przyznał w wywiadzie dla Vulture.
W 2024 r. twórca ogłosił, że lekarze zdiagnozowali u niego rozedmę płuc. Zapewnił, że nie zakończy artystycznej działalności i nigdy nie przejdzie na emeryturę. "Panie i Panowie, tak – mam rozedmę płuc z powodu długotrwałego palenia. Uwielbiałem tytoń – jego zapach, moment odpalania papierosa i zaciąganie się dymem. Ta przyjemność ma jednak swoją cenę, a w moim przypadku tą ceną okazała się być rozedma płuc. Rzuciłem palenie ponad dwa lata temu" – napisał na portalu X.
W kolejnych miesiącach stan zdrowia Lyncha pogorszył się. Informacja o jego śmierci pojawiła się w czwartek wieczorem na profilu artysty na Facebooku. Reżyser zmarł na kilka dni przed urodzinami - w najbliższy poniedziałek skończyłby 79 lat. "Z głębokim żalem my, jego rodzina, informujemy o odejściu człowieka i artysty Davida Lyncha. Będziemy wdzięczni za odrobinę prywatności w tym czasie. Teraz, gdy nie ma go już z nami, na świecie jest wielka dziura. Ale jak on by powiedział: +miej oko na pączka, nie na dziurę+" – czytamy.
PAP
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez