W życiu wszystko dzieje się po coś
2025-02-09 15:00:00(ost. akt: 2025-02-07 14:42:25)
Pani Małgorzata nie miała nigdy łatwego życia, a o swoim dzieciństwie wolałaby zapomnieć. W rodzinnym domu królowały alkohol i bieda. Nie było w nim miłości i czasu na rozmowy. W jej życiu jednak był promyk nadziei — starsza siostra, na którą dziewczyna mogła zawsze liczyć. To ona pokazała jej, że można żyć inaczej. Dziś pani Małgorzata jest szczęśliwą żoną, mamą i babcią.
Pani Małgorzata ma 57 lat, męża i 2 piękne córki. To jej cały świat... Pracuje jako listonoszka. Uwielbia swoją pracę, bo lubi ludzi i kontakt z nimi. Jej ogromną pasją jest ogród, który od wiosny do późnej jesieni rozkwita różnymi gatunkami kwiatów. Każdą wolną chwilę kobieta poświęca na upiększanie swojego miejsca na ziemi.
Nie zawsze jednak w życiu można mieć wszystko. Ważne jest to, by mieć oparcie w najbliższych nam osobach — rodzicach. Niestety nie każdy rodzi się w cudownej rodzinie, w której dziecko stawia się na pierwszym miejscu. Tak właśnie było w rodzinnym domu pani Małgorzaty.
Nie zawsze jednak w życiu można mieć wszystko. Ważne jest to, by mieć oparcie w najbliższych nam osobach — rodzicach. Niestety nie każdy rodzi się w cudownej rodzinie, w której dziecko stawia się na pierwszym miejscu. Tak właśnie było w rodzinnym domu pani Małgorzaty.
— W moim domu najważniejszy był alkohol. Rodzice bardzo się kochali i bardzo lubili pić razem — wspomina 57-latka. — Nie było dnia, żeby w naszym domu nie gościł alkohol. Nie było awantur, krzyków, sprzeczek. Niestety, jak rodzice wracali z pracy, siadali na kanapie i pili. Kiedy wracałam ze swoim rodzeństwem ze szkoły do domu, nikt na nas nie czekał, nie było ciepłego obiadu. Wstydziłam się zapraszać koleżanki, bo w domu był bałagan, wszędzie walały się puste butelki po wódce i piwie. Lubiłam chodzić do koleżanek, bo u nich, mimo biedy, zawsze mama czekała na dzieci z gorącą zupą czy smacznymi plackami. U nas nigdy tego nie było. Mama najczęściej kupowała jakiś kawałek kiełbasy i chleb. Siostra Kasia jest starsza o 6 lat, więc dość szybko nauczyła się gotować i piec. Choć czasem były to tylko placki z mąki, wody i cukru...
Pani Małgorzata często z rodzinnego domu uciekała z siostrą do babci. Tu czuły się bezpiecznie, otoczone miłością. Babcia zawsze czekała na nie z ciepłym obiadem oraz wypranymi i wyprasowanymi ubraniami. Dziewczynki przy wyjściu dostawała też kanapki i coś słodkiego.
— W domu babci było biednie i ciasno, ale tam czułyśmy się dobrze — wspomina. — To był nasz azyl. Niestety babcia miała tylko jeden pokój i mieszkała w nim ze swoim synem kawalerem. Nie mogła nas wziąć, ale te chwile spędzone u niej pozwalały nam uwierzyć, że kiedyś będzie lepiej. To babcia była naszym powiernikiem, przyjacielem i ostoją. To ona tłumaczyła nam, co jest dobre, a co złe, pocieszała w trudnych chwilach. Przeżywała z nami każde radości i smutki.
Dziewczyna skończyła szkołę podstawową, a potem szkołę gastronomiczną. Rodzice nadal tkwili w nałogu. Starsza siostra wyprowadziła się wcześnie z domu i wyszła za mąż. Pani Małgorzata została z rodzicami. Bardzo tęskniła za siostrą, ale dzieliło je ponad 100 kilometrów i widywały się rzadko. Kiedy miała 19 lat, zmarł jej ojciec. Miał problemy ze zdrowiem, ale przez lata nie przyjmował leków. Chorobę zapijał alkoholem. Matka po śmierci ojca załamała się... Coraz więcej piła, przestała chodzić do pracy. Do domu coraz częściej przychodzili obcy mężczyźni.
Dziewczyna skończyła szkołę podstawową, a potem szkołę gastronomiczną. Rodzice nadal tkwili w nałogu. Starsza siostra wyprowadziła się wcześnie z domu i wyszła za mąż. Pani Małgorzata została z rodzicami. Bardzo tęskniła za siostrą, ale dzieliło je ponad 100 kilometrów i widywały się rzadko. Kiedy miała 19 lat, zmarł jej ojciec. Miał problemy ze zdrowiem, ale przez lata nie przyjmował leków. Chorobę zapijał alkoholem. Matka po śmierci ojca załamała się... Coraz więcej piła, przestała chodzić do pracy. Do domu coraz częściej przychodzili obcy mężczyźni.
— Nie wiem, jak to się stało, ale przestało jej zależeć na życiu, nic jej już nie obchodziło — opowiada. — Patrzyłam na to wszystko z przerażeniem, ale ani rozmowy, ani awantury nic nie dały. Doszło do tego, że pijana matka potrafiła mnie uderzyć, wyzwać, a i bywało, że wyganiała mnie z domu. Czułam się taka samotna... Coraz częściej wychodziłam z domu i nie wracałam na noc. Zakochałam się w Tadeuszu, który miał podobną sytuację w domu. Tylko oni mieli duży dom i mogliśmy siedzieć u niego, bo nikt na nas nie zwracał uwagi. Często tam nocowałam.
Kiedy pani Małgorzata miała 20 lat, okazało się, że jest w ciąży. Nie planowała tego dziecka i nie oczekiwała go, tym bardziej, że jej partner, gdy dowiedział się o ciąży, powiedział jej, „że to jej problem i nie zamierza być ojcem”. Kiedy młoda kobieta powiedziała o ciąży swojej matce, ta tylko stwierdziła, że powinna pozbyć się problemu.
— Ciąża była dla mnie dużym zaskoczeniem. Współżyłam z Tadkiem, ale nie myślałam, że mogę zajść w ciążę — tłumaczy. — Przez kilka dni przyzwyczajałam się do myśli, że zostanę matką. Bałam się, myślałam nawet o samobójstwie... Zadzwoniłam jednak do siostry, jedynej osoby, na którą w każdej sytuacji mogłam liczyć. Nie odtrąciła mnie... Nie opuściła mnie. Kazała mi się cieszyć, bo dziecko jest cudem. Okazało się, że ona również spodziewa się dziecka. Zabrała mnie do swojego domu, razem oczekiwałyśmy na poród. Siostra urodziła zdrową córkę, a dwa miesiące później ja. To właśnie siostra nauczyła mnie miłości do tej małej istoty, którą nosiłam pod sercem i którą każdego dnia kochałam coraz bardziej. A kiedy pojawiła się na świecie, wiedziałam, że muszę być dla niej silna i stworzyć jej prawdziwy dom.
Pani Małgorzata poznała swojego męża w pracy. Znalazła zatrudnienie jako listonoszka na poczcie. Pan Marek jest starszy od niej o 11 lat, jednak miłość nie patrzy na wiek. — Od razu powiedziałam mu, że mam dziecko — wspomina. — Nie przestraszył się, tylko poprosił, żebym na kolejną randkę przyszła z córką. Wzruszył mnie, bo dla mnie miał kwiaty, a dla małej lalkę. Kasia miała wtedy 6 lat, po 2 latach pobraliśmy się. Zamieszkaliśmy w gospodarstwie Marka; ja nadal pracowałam. Było nam cudownie, a Marek okazał się cudownym ojcem. W skrytości ducha chciałam urodzić mu dziecko. Niestety, na ten cud czekaliśmy 8 długich lat. Marek mnie pocieszał, mówił, że przecież mamy Kasię... Kiedy okazało się, że jestem w ciąży, oszaleliśmy wszyscy ze szczęścia. Kasia miała już 14 lat, gdy na świecie pojawiła się Ania. Pojechaliśmy pokazać naszą córeczkę mojej mamie... Wciąż piła i niewiele ją obchodziło, że została babcią.
Rozmowy z matką i próby nakłonienia jej do leczenia nic nie dały. Matka cały czas sięgała po alkohol. Zachorowała na nowotwór piersi, jednak nie chciała się leczyć. Zmarła w wieku 47 lat.
— Wiem, jak trudno jest wyjść z nałogu, ale nie rozumiem, jak można skazać swoje dziecko na takie życie — mówi pani Małgorzata. — Dobrze, że ja miałam siostrę, która była przy mnie. Gdyby jej nie było, nie wiem, kim dziś bym była. Żałuję wielu rzeczy w swoim życiu, ale wiem, że moim dzieciom dałam wszystko, stworzyłam im cudowną i bezpieczną rodzinę. Dziękuję ci, siostrzyczko, że nie zostawiłaś mnie w potrzebie i że dałaś mi szansę na normalne życie. Twoje rady są moimi drogowskazami, jak żyć. Kiedy patrzę na swoje dorosłe córki, jestem z nich taka dumna. To wspaniałe osoby, o wrażliwym sercu. Kasia rok temu została mamą, a ja najszczęśliwszą babcią. Kubuś skradł od razu nasze serca, a mój mąż oszalał na punkcie wnuka i wciąż kupuje mu zabawki. Cudownie jest patrzeć na szczęście swoich bliskich. Po burzy wychodzi słońce. Wszystko w naszym życiu dzieje się po coś — dodaje ze łzami w oczach.
Joanna Karzyńska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez