45 lat temu odszedł Jarosław Iwaszkiewicz - pisarz, który łączył epoki
2025-03-02 10:28:11(ost. akt: 2025-03-02 10:31:30)
2 marca 1980 roku dobiegło końca długie i bogate życie Jarosława Iwaszkiewicza. W oczach wielu miał wszystko - talent, powodzenie, rodzinę, kochanków, sławę i dobrobyt - ale odchodził w poczuciu niespełnienia - powiedział PAP Radosław Romaniuk, autor biografii pisarza.
Śmierć Iwaszkiewicza była końcem epoki w polskiej literaturze.
— Umarł ostatni ważny poeta łączący literaturę powojenną z Dwudziestoleciem i modernizmem, zerwała się żywa więź między tradycją a współczesnością — powiedział Radosław Romaniuk, autor dwutomowej biografii Iwaszkiewicza "Inne życie" (Iskry, 2012, 2017).
Powszechnie odbierano śmierć Iwaszkiewicza jako koniec pewnej formacji. Tak to odczuwało bardzo wielu czytelników, ale i młodszych artystów. Żaden inny pisarz nie doczekał się tak wielu "trenów", Iwaszkiewicz umierał jak patriarcha, było w tym coś pierwotnego. Tadeusz Różewicz wiersz napisany pod wpływem odejścia pisarza zatytułował "Na ścięcie drzewa". Ta śmierć była jak upadek prastarego drzewa, które sięgało korzeniami bardzo głęboko i szeroko roztaczało swoje konary".
Ale Iwaszkiewicz nie umierał z poczuciem, że jest człowiekiem spełnionym ani też docenionym.
— Niezadowolenie z siebie miał wpisane w osobowość - bardzo mocno odczuwał różnice pomiędzy wizją poetycką a jej realizacją w wierszu. Pisał szybko, bez poprawek i zdarzało mu się napisać coś na granicy prawdziwej wielkości, która błyska w jego najlepszych opowiadaniach i wierszach, ale on sam nigdy nie był z nich zadowolony. Ani twórczość, ani życie - gdzie także wykazywał maksymalizm w pragnieniach i marzeniach - nie realizowały jego poczucia własnych możliwości ani głodu przeżyć. Pod koniec życia pisał w prozie autobiograficznej, wierszach, dziennikach, że saldo jego życia jest ujemne, że czuje się przegrany i niedoceniony. Choć przede wszystkim sam nie doceniał tego, co osiągnął i co zrobił. I nawet literacka Nagroda Nobla nic by w tej kwestii nie zmieniła — mówił Romaniuk.
Być może momentem, gdy Iwaszkiewicz ostatecznie zaczął się żegnać z życiem, była śmierć jego żony, Hani, która zmarła na kilka miesięcy przed nim - 23 grudnia 1979 roku. Pisarz godził swoje homoseksualne miłości z kultem życia rodzinnego.
Zawarte w 1922 r. małżeństwo z Anną Lilpopówną, córką warszawskiego przemysłowca, przetrwało 57 lat. Przed wojną plotkowano, że Iwaszkiewicz zabezpieczył sobie byt materialny przez małżeństwo z bogatą jedynaczką. Nie do końca była to jednak prawda - pisarz właściwie nie korzystał z pieniędzy teścia, z ogromnym trudem starał się samodzielnie utrzymać rodzinę. Spadek Anny po śmierci ojca niemal od razu przeszedł pod kuratelę rady rodzinnej, a jednym z pierwszych jej posunięć było odcięcie pisarza od możliwości korzystania z tych pieniędzy.
Zaufania do Iwaszkiewicza rodzina Anny nabrała dopiero wtedy, gdy wyznaczony przez nich plenipotent okazał się hazardzistą, który doprowadził Stawisko na skraj ruiny. Iwaszkiewicz spłacał długi majątku z honorariów autorskich i pensji pracownika MSZ.
Kiedy Hania w latach 30. zachorowała psychicznie, opiekował się nią z całym poświęceniem. Irena Krzywicka wspominała, że zachowywał się wtedy "heroicznie".
— Całymi miesiącami siedział przy niej, karmił ją, czytał, znajdował zajęcia, prowadzał na spacery, zrobił dla niej to, co wspominał jako podróż Orfeusza po Eurydykę do piekieł. Na pozór nie pasowali do siebie. On - bardzo wysoki, potężny i raczej powolny, ona drobniutka, pełna emocji, energiczna, niespokojna. Dla niej bardzo ważne były sprawy wiary, nie zgadzała się też przeważnie z politycznymi wyborami męża. A przecież wzajemnie się uzupełniali, współkształtowali, wspierali — powiedział biograf autora "Sławy i chwały".
Radosław Romaniuk w "Innym życiu" podejmuje trud rozszyfrowania literackich pierwowzorów bohaterów Iwaszkiewicza, których pisarz często kamuflował, zwłaszcza gdy chodziło o mężczyzn. Tak się stało w przypadku Mieczysława Kozłowskiego, bohatera zbioru "Oktostychy", czy pracownika folwarku w Stawisku, późniejszego szofera Iwaszkiewiczów Władysława Kuświka z cyklu wierszy "Lato 1932". Ale w dziennikach pisarz podkreśla, że fascynacje homoseksualne nigdy nie były dla niego konkurencją wobec miłości do żony i córek.
— Hania oczywiście wiedziała (i to nie z plotek, ale z moich ust), kogo poślubia — wspomina Iwaszkiewicz.
Opublikowane przez Czytelnik "Dzienniki" pozwalają śledzić ostatnią wielką miłość pisarza do Jerzego Błeszyńskiego. 62-letni Iwaszkiewicz przeżywa męki zazdrości, gdy Jerzy angażuje się w związek z kobietą, sam przyznaje, że jak pensjonarka czeka na listy, telefony. Romans zamienia się w tragedię - Jerzy umiera na gruźlicę 28 maja 1959 roku. Hania poznała Jerzego, wzruszała się jego losem i pocieszała Jarosława.
Iwaszkiewicz urodził się w Kalniku niedaleko Kijowa i czuł się częścią tamtejszej polskiej społeczności, polskiej kultury tam wyrosłej. W jego prozie i wierszach można odnaleźć piękno tamtych krajobrazów, zapachy ukraińskiego stepu, szczególny urok ukraińskiej letniej nocy a także obraz życia tamtejszych Polaków.
— A jednak dostrzegał zarówno piękno tej odmiany polskości, jak i kruchość. Widział, że te polskie dwory, ziemiańskie życie było jak kwiaty bez korzeni, skazane na zagładę. A raczej – na to, aby przetrwać w innej formie: inspiracji, legendy, pewnego rodzaju wrażliwości. W ten sposób trwać w kulturze polskiej. Iwaszkiewicz, mimo całego sentymentu do rodzinnego Podola i Kijowa swojej młodości, patrzył w przyszłość, godził się ze zmianami, zbudował sobie życie w Warszawie. Ale w jednym z wierszy sycylijskich jako formę samookreślenia napisał: . A przecież nie stamtąd w sensie ścisłym na Sycylię przyjechał. Chciał przez to powiedzieć: moje pochodzi stamtąd — mówił Romaniuk.
Po wizycie Iwaszkiewicza na Ukrainie w 1969 roku jedna z czytelniczek w liście wytknęła mu zbyt przyjazny stosunek do Ukraińców i zapominanie o krzywdach Polaków .
— Nie ma jednej chwili w czasie mojego pobytu na Ukrainie, abym nie myślał o morzu krwi przelanej tam w miastach, wsiach i na polach. Krwi polskiej - w czasach, które Pani pamięta - i krwi ukraińskiej, z czasów, których Pani nie pamięta i ja nie pamiętam, ale lała się także w ilości niepomiernej. Nie wiem, czy prowadzi do jakiegoś celu wieczne rozdrapywanie wzajemnych krzywd i żalów. O tych krzywdach mówię ile mogę i kiedy mogę, bo sądzę, że tylko wyliczając te wzajemne krzywdy, możemy jakoś obrachować się za te potworne zbrodnie obustronne. Oczywiście Pani swoich krzywd nie może wybaczyć - ale czyż będziemy się wymordowywać wzajemnie do końca świata? — pytał w odpowiedzi Iwaszkiewicz.
Nieznany jest dalszy ciąg tej korespondencji, ale o stosunku anonimowej autorki listu do pisarza może świadczyć fakt, że przekazała jego odpowiedź do warszawskiego Muzeum Literatury.
Najwięcej kontrowersji wzbudza powojenny okres życia pisarza, przyjęcie przez niego roli pupilka nowej władzy. Aleksander Wat powiedział kiedyś, że Iwaszkiewicz "był zawsze dworskim pisarzem, zawsze dobrze z rządem, z górą, z elitą. Rzecz zrozumiała, że gdy się rządy zmieniły, był nadal dobrze z elitą".
Po wojnie uczestniczył aktywnie w życiu politycznym - był posłem na Sejm PRL (od 1952 roku do śmierci), przewodniczącym Polskiego Komitetu Obrońców Pokoju, laureatem Orderu Budowniczego Polski Ludowej i Nagrody Leninowskiej "za utrwalanie pokoju między narodami" (1970). Pisarz popełnił też kilka zaangażowanych ideologicznie wierszy.
— Ale Iwaszkiewicz nie był członkiem partii. I trzeba pamiętać, że poza wierszem na urodziny Bieruta, wszystkie trzy jego +ideologiczne+ wiersze miały charakter utworów o pokoju - teraz trochę inaczej wyobrażamy sobie treść tego słowa — podkreśla Romaniuk.
Zmarł 2 marca 1980 roku w Stawisku.
— Jarosław Iwaszkiewicz, pisarz wspaniały, kazał się pochować w paradnym mundurze górnika. Niektórzy przyjaciele i wrogowie zareagowali z furią, że jeszcze po śmierci Jarosław chciał się podlizać Edwardowi Gierkowi. Inni tłumaczyli, że to nonsens, bo Iwaszkiewicz chciał pokazać, że trud pisarza, drążącego w głąb słowa, duszy, myśli, jest tak straszliwy jak praca górnika — pisał Janusz Głowacki w "Przyszłem".
Julian Stryjkowski, przyjaciel Iwaszkiewicza, rozpowiadał, że autor "Panien z Wilka" po prostu uznał, że w tym mundurze ładnie wygląda. Zdaniem Radosława Romaniuka nie było w tym wyborze stroju żadnego symbolicznego zamysłu, zagrał zbieg okoliczności.
Jarosław Iwaszkiewicz przeżył kilka końców świata - rewolucja w Rosji i I wojna światowa zburzyła świat jego młodości, II wojna światowa zniszczyła życie, jakie sobie zbudował w II Rzeczpospolitej. Umarł na kilka miesięcy przed powstaniem "Solidarności" i początkiem wielkich zmian, które po raz kolejny zmieniły świat.
(PAP)
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez