Bycie trzeźwym to obietnica wartościowego życia
2025-05-11 11:08:22(ost. akt: 2025-05-11 11:11:27)
Marek pił prawie 20 lat, od ponad 20 lat nie wziął alkoholu do ust. By zerwać z nałogiem, musiało dojść do tragedii. By zacząć normalnie żyć, potrzebował wielu lat, cierpliwości, odwagi i wiary. — Gdy przychodzą trudne dni, to nigdy nie wolno sięgnąć po alkohol — mówi.
— Kiedy człowiek sięga pamięcią w swoją przeszłość, nie zawsze jest dumny z tego, co robił i jaki był — mówi Marek. — Ja dziś jestem dumny z siebie, z tego, że się nie poddałem, że zawalczyłem o swoje życie i że od ponad 20 lat nie wzięłam alkoholu do ust.
Zaczęło się od piwa
Marek sięgnął po alkohol jeszcze w szkole podstawowej. Miał 14 lat. Nie pił sam; większość kolegów piła, więc nie widział w tym niczego złego. Zaczęło się od piwa, potem było wino, a jak starczało pieniędzy, to coś mocniejszego. Świat nabierał po pijaku innych barw, a problemy wydawały się mniejsze.
— Miałem 7 lat, kiedy zmarł mój tata. To była dla mnie tragedia. Zabrakło kochanego człowieka, osoby, która była dla mnie wzorem — opowiada. — Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego ojca już nigdy nie zobaczę. Wewnątrz mnie bardzo długo tkwił smutek. Miałem żal, że większość moich kolegów ma ojców, z którymi mogą pograć w piłkę, pójść na ryby czy po prostu razem naprawić rower. Kiedy piłem, nie myślałem już o tym. Kochałem od dziecka piłkę nożną i tylko gra na boisku pozwalała mi o wszystkim zapomnieć. A po każdym meczu, wygranym czy przegranym, trzeba było się napić.
Z każdym rokiem Marek pił coraz więcej. Nawet kolejna ogromna tragedia nie spowodowała, że alkohol przestał gościć w jego życiu. Miał 19 lat, kiedy jego mama zachorowała i zmarła na nowotwór. To był kolejny cios. I choć Marek nie chciał się do tego przyznać, ta strata bardzo go zabolała. Matka to przecież najważniejsza osoba w życiu człowieka. Bywało różnie, ale sercem każdego domu jest właśnie matka. Marek wraz z siostrami został sam w domu. Każdy kąt przypominał mu o bliskich, którzy tak szybko odeszli...
— Było trudno. Nie było już w moim życiu tych najważniejszych osób — wspomina. — Niejednokrotnie człowiek w samotności płakał z bezsilności i żalu. A gdy samotność doskwierała, zawsze znalazł się ktoś chętny do wypicia. Alkohol zawładnął moim życiem. Nic już nie było ważne, tylko on. Przez wiele lat alkohol był moją ucieczką od rzeczywistości. Uciekałem od uczuć, smutku i żalu. Pijąc, pozbywałem się uczuć, chowałem je gdzieś tam w środku siebie i nie chciałem, żeby dawały o sobie znać, bo tak mi było łatwiej i prościej żyć. Za każdym razem, jak byłem zły, towarzyszył mi alkohol i tak też łagodziłem tę złość... Gdy przeżywałem cierpienie, zawsze sięgałem po alkohol w większych ilościach, żeby poczuć ulgę. Po spożyciu czasami potrafiłem się wyryczeć, a czasami nie. Przeżywałem wtedy mocno i pogrążałem się w smutku i rozpaczy, nie potrafiąc sobie poradzić.
Marek sięgnął po alkohol jeszcze w szkole podstawowej. Miał 14 lat. Nie pił sam; większość kolegów piła, więc nie widział w tym niczego złego. Zaczęło się od piwa, potem było wino, a jak starczało pieniędzy, to coś mocniejszego. Świat nabierał po pijaku innych barw, a problemy wydawały się mniejsze.
— Miałem 7 lat, kiedy zmarł mój tata. To była dla mnie tragedia. Zabrakło kochanego człowieka, osoby, która była dla mnie wzorem — opowiada. — Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego ojca już nigdy nie zobaczę. Wewnątrz mnie bardzo długo tkwił smutek. Miałem żal, że większość moich kolegów ma ojców, z którymi mogą pograć w piłkę, pójść na ryby czy po prostu razem naprawić rower. Kiedy piłem, nie myślałem już o tym. Kochałem od dziecka piłkę nożną i tylko gra na boisku pozwalała mi o wszystkim zapomnieć. A po każdym meczu, wygranym czy przegranym, trzeba było się napić.
Z każdym rokiem Marek pił coraz więcej. Nawet kolejna ogromna tragedia nie spowodowała, że alkohol przestał gościć w jego życiu. Miał 19 lat, kiedy jego mama zachorowała i zmarła na nowotwór. To był kolejny cios. I choć Marek nie chciał się do tego przyznać, ta strata bardzo go zabolała. Matka to przecież najważniejsza osoba w życiu człowieka. Bywało różnie, ale sercem każdego domu jest właśnie matka. Marek wraz z siostrami został sam w domu. Każdy kąt przypominał mu o bliskich, którzy tak szybko odeszli...
— Było trudno. Nie było już w moim życiu tych najważniejszych osób — wspomina. — Niejednokrotnie człowiek w samotności płakał z bezsilności i żalu. A gdy samotność doskwierała, zawsze znalazł się ktoś chętny do wypicia. Alkohol zawładnął moim życiem. Nic już nie było ważne, tylko on. Przez wiele lat alkohol był moją ucieczką od rzeczywistości. Uciekałem od uczuć, smutku i żalu. Pijąc, pozbywałem się uczuć, chowałem je gdzieś tam w środku siebie i nie chciałem, żeby dawały o sobie znać, bo tak mi było łatwiej i prościej żyć. Za każdym razem, jak byłem zły, towarzyszył mi alkohol i tak też łagodziłem tę złość... Gdy przeżywałem cierpienie, zawsze sięgałem po alkohol w większych ilościach, żeby poczuć ulgę. Po spożyciu czasami potrafiłem się wyryczeć, a czasami nie. Przeżywałem wtedy mocno i pogrążałem się w smutku i rozpaczy, nie potrafiąc sobie poradzić.
Wypadek zmienił jego życie
Przez prawie 20 lat lat Marek pił. Raz więcej, raz mniej. Nigdy jednak nie myślał o sobie jako o alkoholiku. Dopiero podczas imprezy nad jeziorem stało się coś, co zmieniło jego dotychczasowe życie. Pod wpływem alkoholu wszedł do wody i wypadki potoczyły się tak szybko, że nic nie pamięta.
— Ocknąłem się na brzegu jeziora. Nie wiem, kto mnie wyciągnął. Karetka zabrała mnie do szpitala, w którym spędziłem ponad miesiąc. Źle się czułem. To wtedy pojawiła się myśl, że nie będę już pił — mówi. — Zacząłem chodzić na długie spacery, poszedłem do pracy i nie starałem się zwracać uwagi na otoczenie. Siłę znalazłem przede wszystkim w wierze. Chodziłem do kościoła, wsłuchiwałem się w kazania i szukałem wskazówek, jak żyć bez nałogu. Przechodziłem przez to wszystko po to, aby móc w pełni zrozumieć ogrom zniszczeń, jakie poczynił alkohol w moim życiu. Wtedy naprawdę wiele sobie uświadomiłem i dużo chciałem zmienić, ale do zmiany musiałem być w pełni trzeźwy i kontrolować swój nałóg. Przede wszystkim starałem się pamiętać, dlaczego przestałem pić, i przypomnieć sobie, jak moje życie wyglądało, kiedy piłem. Zacząłem używać też techniki wyciszania się, żeby mi było łatwiej. Starałem się znaleźć sobie zajęcie, jak np. iść na spacer i posłuchać muzyki lub natury, zadzwonić do przyjaciela, rodziny. Obrać sobie ważny cel w życiu i za wszelką cenę dążyć do jego realizacji, pamiętając przy tym, że jak sięgnę po butelkę, to nie uda mi się go osiągnąć. Wypełnić swoje życie tak, żebym nie miał zbyt dużo okazji do myślenia o alkoholu. Robić rzeczy, które sprawiają mi radość i z którymi dobrze się czuję, jak np. spotkania z przyjaciółmi czy podziwianie naturę. Nie było mi łatwo, ale wytrwałem.
Przez prawie 20 lat lat Marek pił. Raz więcej, raz mniej. Nigdy jednak nie myślał o sobie jako o alkoholiku. Dopiero podczas imprezy nad jeziorem stało się coś, co zmieniło jego dotychczasowe życie. Pod wpływem alkoholu wszedł do wody i wypadki potoczyły się tak szybko, że nic nie pamięta.
— Ocknąłem się na brzegu jeziora. Nie wiem, kto mnie wyciągnął. Karetka zabrała mnie do szpitala, w którym spędziłem ponad miesiąc. Źle się czułem. To wtedy pojawiła się myśl, że nie będę już pił — mówi. — Zacząłem chodzić na długie spacery, poszedłem do pracy i nie starałem się zwracać uwagi na otoczenie. Siłę znalazłem przede wszystkim w wierze. Chodziłem do kościoła, wsłuchiwałem się w kazania i szukałem wskazówek, jak żyć bez nałogu. Przechodziłem przez to wszystko po to, aby móc w pełni zrozumieć ogrom zniszczeń, jakie poczynił alkohol w moim życiu. Wtedy naprawdę wiele sobie uświadomiłem i dużo chciałem zmienić, ale do zmiany musiałem być w pełni trzeźwy i kontrolować swój nałóg. Przede wszystkim starałem się pamiętać, dlaczego przestałem pić, i przypomnieć sobie, jak moje życie wyglądało, kiedy piłem. Zacząłem używać też techniki wyciszania się, żeby mi było łatwiej. Starałem się znaleźć sobie zajęcie, jak np. iść na spacer i posłuchać muzyki lub natury, zadzwonić do przyjaciela, rodziny. Obrać sobie ważny cel w życiu i za wszelką cenę dążyć do jego realizacji, pamiętając przy tym, że jak sięgnę po butelkę, to nie uda mi się go osiągnąć. Wypełnić swoje życie tak, żebym nie miał zbyt dużo okazji do myślenia o alkoholu. Robić rzeczy, które sprawiają mi radość i z którymi dobrze się czuję, jak np. spotkania z przyjaciółmi czy podziwianie naturę. Nie było mi łatwo, ale wytrwałem.
Skuteczna terapia
W ubiegłym roku Marek obchodził 20-lecie trzeźwości. Jubileusz ten uczcił w sanktuarium maryjnym w Licheniu Starym, gdzie odbywają się Ogólnopolskie Spotkania Środowisk Trzeźwościowych. Każdego roku w takim „mityngu pod gwiazdami” uczestniczą osoby uzależnione od alkoholu, papierosów, hazardu i wielu innych używek, a także ich rodziny i przyjaciele.
— Osoba uzależniona zwykle zaprzecza problemowi, a przyczyn cierpienia poszukuje w świecie zewnętrznym. Najważniejsze to przyznać się przed samym sobą, że jest się alkoholikiem — tłumaczy. — Nie sposób mówić prawdy innym, gdy nie mówi się jej samemu sobie. Nałóg dla wielu jest pociągający dlatego, że przykrywa bolesne emocje i wewnętrzną pustkę, zwalnia od konfrontacji z życiem. Zrozumienie tego jest podstawą skutecznej terapii.
Marek jest dobrym mężem i dumnym ojcem 7-letniego Antosia. Dla swojej rodziny chce być przykładem, że z każdego nałogu, trudnej sytuacji można wyjść na prostą.
— Moja rodzina to największa motywacja do życia w trzeźwości — mówi. — Szczęśliwe życie w otoczeniu bliskich mi osób, dni wypełnione radością mimo tego, że świat wcale się nie zmienił i nadal pełno w nim niepewności, problemów i trudnych sytuacji. Bycie trzeźwym i trzeźwiejącym alkoholikiem to obietnica wartościowego życia.
W ubiegłym roku Marek obchodził 20-lecie trzeźwości. Jubileusz ten uczcił w sanktuarium maryjnym w Licheniu Starym, gdzie odbywają się Ogólnopolskie Spotkania Środowisk Trzeźwościowych. Każdego roku w takim „mityngu pod gwiazdami” uczestniczą osoby uzależnione od alkoholu, papierosów, hazardu i wielu innych używek, a także ich rodziny i przyjaciele.
— Osoba uzależniona zwykle zaprzecza problemowi, a przyczyn cierpienia poszukuje w świecie zewnętrznym. Najważniejsze to przyznać się przed samym sobą, że jest się alkoholikiem — tłumaczy. — Nie sposób mówić prawdy innym, gdy nie mówi się jej samemu sobie. Nałóg dla wielu jest pociągający dlatego, że przykrywa bolesne emocje i wewnętrzną pustkę, zwalnia od konfrontacji z życiem. Zrozumienie tego jest podstawą skutecznej terapii.
Marek jest dobrym mężem i dumnym ojcem 7-letniego Antosia. Dla swojej rodziny chce być przykładem, że z każdego nałogu, trudnej sytuacji można wyjść na prostą.
— Moja rodzina to największa motywacja do życia w trzeźwości — mówi. — Szczęśliwe życie w otoczeniu bliskich mi osób, dni wypełnione radością mimo tego, że świat wcale się nie zmienił i nadal pełno w nim niepewności, problemów i trudnych sytuacji. Bycie trzeźwym i trzeźwiejącym alkoholikiem to obietnica wartościowego życia.
Bóg czuwa
Marek jest zawsze chętny do rozmowy i pomocy. Wieczorami siada z gitarą i gra. Cieszy się z każdego dnia, który jest mu dany.
— Doświadczyłem w życiu wiele, cały czas muszę nad sobą panować i czuwać — mówi Marek. — W ciszy zawsze prosiłem Boga, by czuwał nade mną. Nie chciałbym nigdy już wrócić do tego, co było. Minęło wiele lat, kiedy ostatni raz miałem w ustach alkohol. Spotykam się ze znajomymi, chodzę na wesela, imprezy. I zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie namawia do wypicia kielicha. Jednak umiejętnie się wykręcam. Teraz na trzeźwo świat wydaje się taki piękny. Każdy dzień cieszy. Bo jak człowiek pije, nie widzi tego, co go otacza. Nie dostrzega małych cudów dnia codziennego. Moja terapia trwa cały czas. Nadal spotykam się w grupie wsparcia dla osób uzależnionych, dołączyłem do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Co tydzień jestem co najmniej raz na takim mityngu, których jest bardzo dużo. Wspólnota AA dała mi niezwykle dużo. Mogę w niej podzielić się swoim doświadczeniem, ale i sam korzystam z doświadczeń innych alkoholików na trzeźwej drodze. Mam tu wielu przyjaciół i właśnie we Wspólnocie odnalazłem nieprzebrane możliwości rozwoju osobistego. Ta forma pomocy jest całkowicie bezpłatna i bezinteresowna. Tym, którzy chcą porzucić nałóg, mogę powiedzieć: najważniejsze to uznać, że jest się alkoholikiem, chcieć z całego serca zmienić swoje życie i słuchać rad tych, którym już się udało. Takich osób jak ja jest dużo, szczególnie w AA. Warto zatem pójść już dziś na pierwszy mityng i zmienić swoje życie.
Marek jest zawsze chętny do rozmowy i pomocy. Wieczorami siada z gitarą i gra. Cieszy się z każdego dnia, który jest mu dany.
— Doświadczyłem w życiu wiele, cały czas muszę nad sobą panować i czuwać — mówi Marek. — W ciszy zawsze prosiłem Boga, by czuwał nade mną. Nie chciałbym nigdy już wrócić do tego, co było. Minęło wiele lat, kiedy ostatni raz miałem w ustach alkohol. Spotykam się ze znajomymi, chodzę na wesela, imprezy. I zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie namawia do wypicia kielicha. Jednak umiejętnie się wykręcam. Teraz na trzeźwo świat wydaje się taki piękny. Każdy dzień cieszy. Bo jak człowiek pije, nie widzi tego, co go otacza. Nie dostrzega małych cudów dnia codziennego. Moja terapia trwa cały czas. Nadal spotykam się w grupie wsparcia dla osób uzależnionych, dołączyłem do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików. Co tydzień jestem co najmniej raz na takim mityngu, których jest bardzo dużo. Wspólnota AA dała mi niezwykle dużo. Mogę w niej podzielić się swoim doświadczeniem, ale i sam korzystam z doświadczeń innych alkoholików na trzeźwej drodze. Mam tu wielu przyjaciół i właśnie we Wspólnocie odnalazłem nieprzebrane możliwości rozwoju osobistego. Ta forma pomocy jest całkowicie bezpłatna i bezinteresowna. Tym, którzy chcą porzucić nałóg, mogę powiedzieć: najważniejsze to uznać, że jest się alkoholikiem, chcieć z całego serca zmienić swoje życie i słuchać rad tych, którym już się udało. Takich osób jak ja jest dużo, szczególnie w AA. Warto zatem pójść już dziś na pierwszy mityng i zmienić swoje życie.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez