"Polacy są lekomanami"
2025-07-16 15:39:47(ost. akt: 2025-07-16 15:39:57)
Działalność celebrytów promujących suplementy rzekomo leczące choroby nie różni się od działań szamanów czy szarlatanów – powiedział PAP dr Jerzy Kosikowski z Naczelnej Izby Lekarskiej. Resort zdrowia szacuje, że pseudomedyczną działalność prowadzi od kilku do kilkunastu tysięcy osób lub podmiotów.
– Jedyna różnica między celebrytami a szrlatanami jest taka, że ci pierwsi robią to bardziej profesjonalnie i są rozpoznawalni. Ta kula śniegowa toczy się od dawna, bo suplementy są sprzedawane przez celebrytki od lat, a teraz się po prostu okazało, że to jest naprawdę ogromny biznes, bo Polacy są lekomanami i suplementomanami. A w suplemencie może być cokolwiek, nikt tego nie bada, to jest tak naprawdę jedzenie sprzedawane przez internet – wyjaśnił.
W poniedziałek, 14 lipca, trenerka Ewa Chodakowska poinformowała o zakończeniu współpracy z firmą Diagnostyka. Decyzja ta zapadła po fali krytyki, jaka spadła na promowane przez influencerkę pakiety badań, mające rzekomo pomagać w diagnozowaniu endometriozy. Negatywne komentarze pojawiły się zarówno ze strony lekarzy, fundacji, jak i internautów.
Wcześniej, w maju br., uwagę opinii publicznej przyciągnęła Dorota Rabczewska. W opublikowanym w sieci nagraniu piosenkarka twierdziła, że dzięki suplementacji i odpowiedniej diecie udało jej się „zaleczyć” chorobę Hashimoto. 11 czerwca Wirtualna Polska poinformowała, że prokuratura prowadzi dochodzenie w sprawie reklamy suplementów promowanych przez Rabczewską. Zawiadomienie w tej sprawie złożył Główny Inspektor Farmaceutyczny.
Obie gwiazdy to tylko przykłady z długiej listy znanych osób, które wykorzystują swoje zasięgi do promowania suplementów, leków czy badań – mimo braku odpowiedniego wykształcenia, które pozwalałoby im rzetelnie ocenić skuteczność reklamowanych produktów.
Kosikowski, zapytany przez PAP o możliwe konsekwencje takich przypadków, podkreślił, że przy obecnie obowiązujących przepisach działania instytucji mają charakter doraźny – „od pożaru do pożaru”. - Jeśli chodzi o przyszłość takich spraw, to tak naprawdę światełkiem w tunelu jest tzw. lex szarlatan, czyli projekt nowelizacji ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta. To jest jedyna rzecz, która może spowodować, że część osób się zastanowi, czy chce takie cyrki uprawiać, bo inaczej się tego nazwać nie da - zaznaczył.
W czerwcu do konsultacji publicznych trafił projekt nowelizacji ustawy o prawach pacjenta, przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia i Rzecznika Praw Pacjenta. Ma on uregulować kwestie praktyk pseudomedycznych i przeciwdziałać dezinformacji medycznej.
Resort zdrowia podał w czerwcu, że szacuje, iż pseudomedyczną działalność może prowadzić od kilku do kilkunastu tysięcy osób lub podmiotów.
O tym, dlaczego ludzie tak łatwo wierzą w porady przekazywane przez influencerów, opowiedziała PAP Justyna Pronobis-Szczylik, psycholog kliniczna, psychoterapeutka psychodynamiczna. Wyjaśniła, że w przypadku pacjentów, którym towarzyszy lęk związany z chorobą, mogą się uruchomić mechanizmy obronne prowadzące do unikania bolesnych myśli i emocji. W efekcie stają się oni bardziej podatni na proste, ale niekoniecznie skuteczne rozwiązania proponowane przez influencerów. – Unikanie rzeczywistości blokuje rozwój i pogłębia cierpienie pacjenta – podkreśliła. Chorym często towarzyszy lęk, który osłabia naszą czujność i zdolność do podejmowania świadomych wyborów. Wysoki poziom lęku sprawia, że tracimy poczucie odpowiedzialności za swoje zdrowie – dodała ekspertka.
Jak wyjaśnił Oskar Luty, partner-założyciel Kancelarii Fairfield, specjalizujący się w doradztwie prawnym m.in. dla firm farmaceutycznych, aptek i lekarzy, leki i suplementy podlegają odrębnym regulacjom prawnym. Wspólnym elementem obu tych regulacji jest przede wszystkim zakaz wprowadzania w błąd za pomocą reklamy.
- Przy suplementach diety, pole dla nieuczciwego przedsiębiorcy jest dużo szersze, ponieważ dużo więcej można powiedzieć rzeczy nieprawdziwych o suplemencie niż o leku - opisał adwokat. - Ludzie jednak wiedzą, że lek służy do leczenia i to wprowadzenie w błąd może dotyczyć głównie parametrów, czyli co ten lek dokładnie leczy, jak szybko leczy, jak jest skuteczny. Natomiast przy suplemencie możemy opowiadać naprawdę niestworzone historie.
Zapytany o obowiązki reklamodawcy i celebryty w reklamie leków lub suplementów, Oskar Luty podkreślił, że kluczowe jest, czy celebryta działa w relacji komercyjnej z właścicielem marki lub produktu, czy też nie.
- Jeżeli osoba, którą nazwiemy celebrytą, poza kontekstem biznesowym, z własnej woli i w sposób całkowicie autonomiczny przedstawia osobiste opinie na temat jakiegoś produktu, w tym suplementu diety lub leku, znajduje się pod ochroną konstytucyjnej swobody wolności wypowiedzi. Nie możemy zabrać ludziom prawa do przedstawiania publicznie opinii. Jeżeli jednak opinie te mają charakter lub kontekst komercyjny, to obowiązują konkretne ograniczenia ze względu na ochronę interesów innych osób, a zakres konstytucyjnej swobody jest węższy - wyjaśnił adwokat.
W jego ocenie, jeżeli influencer będzie prowadził działalność reklamową na zlecenie podmiotu gospodarczego, to za to, co powie i zrobi on w zakresie reklamy, odpowiada reklamodawca. - Czyli, przykładowo, reklamodawca mówi celebrytce: słuchaj, to teraz powiedz o tym suplemencie, że on świetnie działa na ból kości, a celebrytka wykonuje te ustalenia i rozpowszechnia informację, że wzięła określony suplement, jest świetny, genialnie działa na ból kości, itp. Odpowiedzialność za tak przeprowadzone działanie reklamowe obciąża prawnie firmę, która reklamę zleciła - opisał adwokat.
Influencer również może ponieść odpowiedzialność prawną za prowadzoną działalność.
- Wiele ustaw, w tym ustawa o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji czy też ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, daje podstawy do przypisania odpowiedzialności za komunikację reklamową również wykonawcy, czyli agencji reklamowej, celebrycie itp. Z kolei reżim prawny reklamy leków lub wyrobów medycznych nakłada na firmy ścisłą odpowiedzialność za każdą reklamę prowadzoną na ich zlecenie - podkreślił Luty.
Adwokat zaznaczył, że jeszcze inną istotną kwestią są tzw. kryptoreklamy - czyli sytuacja, gdy nadawca komunikatu (np. influencer) ukrywa powiązanie ze swoim reklamodawcą lub kontekst biznesowy, czyli nie ujawnia tego, że ma jakikolwiek interes komercyjny i nie oznacza swojego komunikatu w sposób czytelny dla odbiorców.
- Jest to wypowiedź, która wprowadza w błąd poprzez sugerowanie, że jest neutralną informacją. Jest to bezprawne i w takiej sytuacji influencer odpowiada prawnie - wyjaśnił Luty.
Prezes UOKiK wydał w 2022 r. rekomendacje, w których duży nacisk kładzie się na odróżnianie komunikatów i informowanie odbiorców o tym, co jest reklamą. Niecały rok później, prezes UOKiK, Tomasz Chróstny, nałożył łącznie ponad 5 mln zł kary za nieprawidłowe oznaczanie materiałów. Z kolei w marcu br. opublikowano komunikat o ukaraniu za nieprawidłowe oznaczanie materiałów reklamowych na Instagramie Prezes UOKiK Filipa Chajzera, Dorotę Rabczewską i Małgorzatę Rozenek-Majdan. Tym razem łączna wysokość kar wyniosła prawie pół miliona zł.
Adwokat odniósł się także do słów dr. Kosikowskiego, który zaznaczył, iż walka z reklamami suplementów, które mają leczyć różne choroby, to „gaszenie pożaru za pożarem”. - Organy samorządu lekarskiego w ogóle nie mają kompetencji, żeby zwalczać nieuczciwe reklamy leków, tudzież suplementów diety, chyba że są one prowadzone przez lekarzy, co jest rzadkością. Jeżeli chodzi o organy państwa, to jestem zdania, że często jest to walka z wiatrakami - opisał.
Jak zaznaczył Luty, influencerów w samej polskiej sferze są tysiące, co uniemożliwia skuteczne zwalczanie nieprawidłowej komunikacji każdej osoby. Ponadto, influencer może być nieuchwytny i nadawać z innego państwa, co ogranicza praktyczny zasięg polskich organów. Tak, jak np. w przypadku Kourtney Kardashian, amerykańskiej milionerki, która we wrześniu ub.r. wprowadziła na rynek suplementy diety, Lemme GLP-1 Daily, które miały działać jak lek na odchudzanie.
- To, co jest teraz ogromnym problemem, z którym akurat możemy coś zrobić, to tzw. advertoriale i kryptoreklamy w czasopismach lifestyle’owych - zaznaczył Luty. - Czyli reklamy ukryte w formie wywiadów albo wypowiedzi, których ukazują się tysiące rocznie. Jak otworzymy dowolną gazetę, to znajdziemy w niej nieoznaczoną reklamę.
Adwokat podkreślił, że o advertorialach i ich nielegalności bardzo dużo mówiono w latach 2004-2008, ale zwalczane były tylko pojedyncze przypadki. - A mamy tego tysiące, jak nie dziesiątki tysięcy rocznie. Skupiamy się dziś na influencerach, bo to jest coś nowego, ale nie potrafimy sobie poradzić ze zjawiskiem advertoriali, które są obecne w naszej przestrzeni od dekad - podsumował.
Według prawnika, dużo ważniejsze jest teraz edukowanie ludzi. - Chciałbym podkreślić, że to jest mój osobisty pogląd, nie jako prawnika, tylko jako obywatela. Powinniśmy już na etapie szkoły podstawowej tłumaczyć ludziom, jak działają mechanizmy wpływu, jak mogą weryfikować informacje w internecie i filtrować komunikaty. Trzeba nauczyć społeczeństwo obrony przed takimi reklamami, bo zwalczanie tego metodami represyjnymi, będzie bardzo trudne - zaznaczył. - I mówię to zresztą jako nauczyciel: dzieci niekoniecznie powinny wkuwać na pamięć daty historyczne w sytuacji, gdy nikt ich nie uczy jak sobie radzić w rzeczywistości cyfrowej i z jak dużym dystansem trzeba do tego podchodzić. I taka edukacja to byłby najlepszy środek prewencji, lepszy od setek kar - podkreślił.
PAP/red.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez