Piotr "Lolek" Sołoducha: Nasze przywiązanie do miasta jest ogromne
2019-12-01 16:01:20(ost. akt: 2022-02-07 21:59:26)
Komu w drogę, temu czas. Dlatego umówiliśmy się na spacer z Piotrem Sołoduchą, wokalistą grupy Enej. Wrócił wspomnieniami w czasy, kiedy był małym chłopcem. Grał w piłkę i jadł ciepły chleb. Ale wybiegł też w przyszłość. Tę najbliższą, świąteczną.
Chociaż Enej jest zespołem, który zna i kocha cała Polska, to jednak na Warmii muzykom najlepiej. Dlatego umawiamy się na spacer z wokalistą grypy — Piotrem „Lolkiem” Sołoduchą. Spotykamy się przy Wysokiej Bramie.
— Mieszkałem dosyć blisko Wysokiej Bramy, bo na ulicy Warmińskiej. Prawie co każdą niedzielę przychodziłem z rodzicami na spacer na starówkę. W wakacje jedliśmy lody, a gdy bywało zimniej, piliśmy herbatę — opowiada Piotr Sołoducha, wokalista Eneja. — Obowiązkowo chodziliśmy też do koktajlu na pączówkę. Tam zawsze były najlepsze. Dzisiaj też lubię tu przychodzić. Zwłaszcza jak przyjeżdża do mnie rodzina, spacer po starówce jest obowiązkowy. Ale mamy też piękną plażę miejską. Przyjechali do nas ostatnio przyjaciele z gór i plaża zrobiła na nich oszałamiające wrażenie. Czy zima, czy lato, tam zawsze dużo się dzieje. Zawsze jest pełno ludzi.
— Mieszkałem dosyć blisko Wysokiej Bramy, bo na ulicy Warmińskiej. Prawie co każdą niedzielę przychodziłem z rodzicami na spacer na starówkę. W wakacje jedliśmy lody, a gdy bywało zimniej, piliśmy herbatę — opowiada Piotr Sołoducha, wokalista Eneja. — Obowiązkowo chodziliśmy też do koktajlu na pączówkę. Tam zawsze były najlepsze. Dzisiaj też lubię tu przychodzić. Zwłaszcza jak przyjeżdża do mnie rodzina, spacer po starówce jest obowiązkowy. Ale mamy też piękną plażę miejską. Przyjechali do nas ostatnio przyjaciele z gór i plaża zrobiła na nich oszałamiające wrażenie. Czy zima, czy lato, tam zawsze dużo się dzieje. Zawsze jest pełno ludzi.
Tłumy przesiadywały też kiedyś w amfiteatrze. Każdy olsztyniak, który chodził do szkoły w latach dziewięćdziesiątych i trochę później, zaczerwieni się, gdy mówi się o tym miejscu. To był taki pub pod chmurką. — Albo szczęście, albo nieszczęście, bo ja tego nie robiłem. Bardzo szybko z ławki szkolnej przeniosłem się na rancho u Kojrysa. Tam Enej stawiał pierwsze kroki, więc to tam działo się to, co najlepsze — podkreśla Lolek. — Odcinałem się wtedy trochę od szkolnych znajomych... Chociaż jedną bardzo wyjątkową z tamtych czasów utrzymuję do dzisiaj. To Łukasz, który mieszkał blisko mnie. Siedzieliśmy razem w ławce w szkole podstawowej, w gimnazjum i poszliśmy nawet do tego samego technikum. Na studiach trochę się rozeszliśmy, ale nasze drogi i tak się połączyły. Znamy się 25 lat. Łukasz jest teraz asystentem menagera. Pracuje na sukces Eneja. On jako jedyny kiedyś wierzył w zespół. Rozumiał, że dużo czasu zajmuje mi szkoła muzyczna i że musiałem ćwiczyć. Chłopaki wychodzili i grali w piłkę, a ja tachałem ciężki akordeon. Cieszę się więc, że nasza relacja się utrzymała.
Na scenie Piotr to żywioł. Ale w podstawówce był grzecznym chłopcem. Uczył się w „siedemnastce”, która mieściła się na ulicy Partyzantów. Później powstało tam gimnazjum nr 1, które chwilowo łączyło się z podstawówką nr 2. Dziś to liceum plastyczne.
— Do szkoły miałem rzut beretem, nie szedłem nawet trzech minut. Po drodze mijałem piekarnię, którą musiałem codziennie odwiedzić. Uwielbiałem pączki z dżemem, ale było coś jeszcze, co wspominam z apetytem. Nazywaliśmy to „słynną strawą uczniów” — wspomina Piotr Sołoducha. — Za 25 groszy można było kupić ćwiartkę gorącego chleba. Uwielbiałem chrupiącą i świeżą skórkę. Do tego sprzedawali serki w trójkątach. Za 45 groszy można więc było mieć niesamowitą ucztę. To było naprawdę super danie na cały dzień! Dawało sporo energii, a tę z kolei spalałem na betonowym boisku. Gdy tylko miałem chwilę, kopałem z chłopakami w piłkę. Dlatego miałem zawsze pozdzierane kolana. Nigdy sobie nie odmawiałem przyjemności grania, bo sporo czasu spędzałem przecież w szkole muzycznej. Pamiętam też, że nikt nie chciał użyczać swojej piłki. Bo skoro zdzierały się kolana, to i piłka długo nie wytrzymywała. Każda szybko się marnowała, więc gdy ktoś miał nową, niechętnie przynosił ją do szkoły. Mimo wszystko wspomnienia z tego czasu mam piękne. Zwłaszcza, że byłem bardzo grzecznym dzieciakiem, poważnie. Nie oszukuję! Byłem też bardzo pilnym uczniem. Miałem nawet czerwony pasek i to aż do piątej klasy podstawówki. Później już sobie trochę odpuściłem, ale trzymałem poziom.
— Do szkoły miałem rzut beretem, nie szedłem nawet trzech minut. Po drodze mijałem piekarnię, którą musiałem codziennie odwiedzić. Uwielbiałem pączki z dżemem, ale było coś jeszcze, co wspominam z apetytem. Nazywaliśmy to „słynną strawą uczniów” — wspomina Piotr Sołoducha. — Za 25 groszy można było kupić ćwiartkę gorącego chleba. Uwielbiałem chrupiącą i świeżą skórkę. Do tego sprzedawali serki w trójkątach. Za 45 groszy można więc było mieć niesamowitą ucztę. To było naprawdę super danie na cały dzień! Dawało sporo energii, a tę z kolei spalałem na betonowym boisku. Gdy tylko miałem chwilę, kopałem z chłopakami w piłkę. Dlatego miałem zawsze pozdzierane kolana. Nigdy sobie nie odmawiałem przyjemności grania, bo sporo czasu spędzałem przecież w szkole muzycznej. Pamiętam też, że nikt nie chciał użyczać swojej piłki. Bo skoro zdzierały się kolana, to i piłka długo nie wytrzymywała. Każda szybko się marnowała, więc gdy ktoś miał nową, niechętnie przynosił ją do szkoły. Mimo wszystko wspomnienia z tego czasu mam piękne. Zwłaszcza, że byłem bardzo grzecznym dzieciakiem, poważnie. Nie oszukuję! Byłem też bardzo pilnym uczniem. Miałem nawet czerwony pasek i to aż do piątej klasy podstawówki. Później już sobie trochę odpuściłem, ale trzymałem poziom.
Później przyszedł czas na myślenie o przyszłości. Muzyka była ważna, ale trzeba było zdecydować o zawodzie. — Dlatego padło na technikum hotelarskie. Ale czy chciałem być hotelarzem? To był czysty przypadek — podkreśla Lolek. — Do dziś żartuję na ten temat z przyjacielem Łukaszem, że nie wiem, czy mam być mu wdzięczny, czy wściekły na niego. Składaliśmy świadectwa do różnych szkół, również do liceum — do „trójki” i do „jedynki”, która była najbliżej. Tam się dostaliśmy. Ale Łukasz mnie namawiał: „chodź, pójdziemy na hotelarza, będziemy mieli fach w ręku”. Za jego namową zdecydowałem się. I dzięki temu siedzieliśmy ze sobą w jednej ławce przez dziewięć lat, wliczając w to podstawówkę. Ale po pół roku stwierdziliśmy, że jednak nie jest to szkoła marzeń. Że hotelarzami raczej nie będziemy. Ale kalkulacja była prosta: nawet gdybyśmy w przyszłym roku poszli do liceum i tak wyszłoby na jedno. Zostałem więc hotelarzem, ale tylko na papierze. Mogę jednak powiedzieć: mam certyfikat!
Piotr ma też babę pruską. I to u siebie w domu, a właściwie na podwórku. — Dostaliśmy taki posąg od pana prezydenta. Ona u nas gości i jednocześnie wita gości, gdy się pojawiają w domu. Zawsze wzbudza sensację. Dzieciaki wymyślają z nią superzabawy. Ubierają ją, gdy przychodzi okazja. Niestety, gdy spadnie śnieg, to wszystkie przybrania i garnki przeznaczone są dla bałwana. Ale w innym czasie baba gra pierwsze skrzypce. Bardzo ją lubię, bardzo szanuję — podkreśla muzyk. — Dzieciaki w ogóle dają nam radość życia. Sam mam córę, ale zespołowych dzieciaków jest aż dziewięcioro. I przyznam szczerze, że miejsca, które wiążą się z moim dzieciństwem, odwiedzamy dzisiaj z dziećmi. Do głowy przychodzą mi chociażby Dni Folkloru, które są pełne instrumentów i różnobarwnych strojów. Moja córka, która ma cztery lata i niekoniecznie jest odważna i pierwsza w zabawach, w czasie festiwalu wybiegła przed scenę i tańczyła. Dla mnie amfiteatr też jest miejscem znaczącym. Nie przesiadywałem tu ze znajomymi, co już mówiłem, ale grałem tu z Enejem.
Zespół powstał w 2002 roku. Od początku stawiał na ukraińskie rytmy. Trzech z ośmiu członków ma takie korzenie, inni doskonale czują te klimaty. Przez długi czas grupa jednak szukała swojego miejsca na muzycznej mapie. Dopiero w 2006 roku, kiedy zagrali na Union of Rock w Węgorzewie, stało się jasne, że to band, który ma przed sobą przyszłość. Nie bez powodu zaproponowano Enejowi napisanie hymnu olsztyńskich juwenaliów.
— My mówimy, że jest to piosenka o Kortowiadzie, a nie hymn. To zbyt duże słowo. Ja zresztą studiowałem w Olsztynie edukację artystyczną w zakresie muzyki, więc… nie w Kortowie. W 2006 roku właśnie samorząd studencki zaproponował nam, żebyśmy napisali jakiś fajny kawałek. Ale to wcale nie było łatwe. My nie byliśmy do tego przekonani — opowiada Lolek. — Ale powiedzieliśmy, że spróbujemy, więc spróbowaliśmy. Pamiętam, że piosenkę musieliśmy mieć gotową w piątek, a w środę, a więc dwa dni przed, spanikowaliśmy. Nic nam nie szło. Kortowiada startowała za tydzień, co wcale nas nie motywowało. W środę chcieliśmy zrezygnować, ale na czwartek było zamówione studio. Było więc pozamiatane. Skoro się zgodziliśmy, więc nie było zmiłuj. W tę nieszczęsną środę pisaliśmy wszystko na kolanie. Cały wieczór trwały próby i nie byliśmy niczego pewni. Piosenka ma trzy zwrotki, a my pod koniec dnia mieliśmy niecałe dwie. Pamięta, że trzecią pisaliśmy na kartonie od pizzy. Ale to chyba nie było takie złe. Bo ta piosenka się przyjęła właśnie dlatego, że była tworzona spontanicznie. Mieliśmy później nawet kilka propozycji od innych uniwersytetów. Wszystkim odmówiliśmy. Olsztyn jest jeden jedyny. Nasze przywiązanie do miasta jest ogromne. Do dzisiaj tak mamy i tym się szczycimy. Ale czy gramy tu często?
Teraz przed nami koncert kolędowy. Ale mamy już plany na wakacje. Wtedy chcemy zagrać koncert promujący naszą nową wyjątkową dla nas płytę. Krążek pojawi się w połowie marca. Pierwszy singiel do radia trafi na początku roku. A płyta będzie wyjątkowa. Marzyło nam się od dawna, żeby połączyć tradycję różnych regionów. Będą to dwie piosenki warmińskie, jedna kaszubska, kurpiowska, rzeszowska i z góralami. Enej to ośmiu facetów, ale na płycie wystąpi ponad dwudziestu muzyków.
Jednak to koncert kolęd podgrzewa teraz emocje. — Rozpoczynamy dla nas świąteczny czas. Będzie to koncert rozpoczynający trasę koncertową w tym klimacie, którą zakończymy 19 stycznia. Na scenie pojawi się 12 osób. Zaprosiliśmy niesamowitych gości. Zaśpiewa na przykład Patrycja Kunert. Wystąpi też Czarek Kuczyński, który jest niesamowitym gawędziarzem, więc będzie wspaniale opowiadał o świętach. Będzie też Arek Krawiel z Węgorzewa, który gra na cymbałach. Nie zabraknie też wirtuoza skrzypiec z Olsztyna, czyli Rolanda Bilickiego. Mam nadzieję, że do wspólnego śpiewania dołączą mieszkańcy Olsztyna. Będziemy śpiewać w języku polskim, ale nie zabraknie też kilku ukraińskich kolęd — zachęca Piotr Sołoducha. — Idea koncertu jest taka, aby od pierwszego dźwięku oddać mikrofon publiczności. Żebyśmy poczuli magię świąt.
Śpiewanie jest przecież czymś pięknym. Niestety w wielu domach odchodzi się od tego. Niektórzy wolą włączyć telewizor. Ale czy on jest magiczny? Czarujące są kolędy, zwłaszcza wspólnie śpiewani. Gdy na święta jeździłem do babci, śpiewanie kolęd było tak oczywiste jak dwanaście straw na stole. Chciałbym, aby tak było w każdym domu i w każdym sercu. I na naszym koncercie.
Koncert kolęd odbędzie się 4 grudnia w Centrum Konferencyjnym UWM o godz. 18 i 20. Bilety: 60 zł i 30 zł (studenci)
Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
choinka #2828686 | 188.147.*.* 2 gru 2019 19:37
Uroczy chłopak i uroczy wywiad ....malkontenci
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz
Marcin #2828344 | 83.9.*.* 2 gru 2019 11:00
Piotr "Lolek" to bardzo miły i ciepły facet, nie wywyższający się. Parę razy miałem przyjemność spotkać, zero wody sodowej :)
Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz
Olsztyniak #2828304 | 80.52.*.* 2 gru 2019 10:29
A czy Wy ludzie tu komentujący, potraficie nie jątrzyć? Nie narzekać? Nie siać zamętu? Ile razy tu wchodzę, to widzę wieczną krytykę, atak i hejt. Bardzo fajny artykuł, widać że to normalny chłopak i bardzo się cieszę, że im się udało! Mamy z Olsztyna fajnych artystów i powinniśmy być dumni, że promują nasze miasto w całej Polsce! Powodzenia Enej!
Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
kolec #2827791 | 188.147.*.* 1 gru 2019 16:32
chodziło się na PONCZÓWKĘ (od ponczu) a nie na "pączówkę" !!!??? Dzięnikarzu !
Ocena komentarza: warty uwagi (22) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)