Mariusz Sieniewicz: Jestem nieodrodnym dzieckiem tego miasta [ROZMOWA]
2020-09-20 20:10:23(ost. akt: 2022-02-07 21:58:28)
Nie interesuje mnie kultura jako kelnerowanie ideologiom — mówi Mariusz Sieniewicz, który trzy lata temu objął stanowisko dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie. Właśnie kończy mu się kadencja. Czy zostanie przedłużona? Zanim poznamy decyzję ratusza, podsumujmy ten czas.
— Panie dyrektorze… Albo się pana kocha, albo nienawidzi.
— Mocne wyznanie. O fanklubie adoratorów wiem niewiele, fanklub hejterów przyprawia mi gębę i włóczy moje nazwisko po necie, ale to dobrze! Stany letnie w kulturze i w sztuce są niewskazane. Zależało mi, żeby działalność Miejskiego Ośrodka Kultury rodziła emocje. Żeby wzbudzała ferment — najlepiej refleksyjny i intelektualny. Żeby MOK nie był przezroczysty. Wydobycie się na widzialność było bardzo ważne.
— Mocne wyznanie. O fanklubie adoratorów wiem niewiele, fanklub hejterów przyprawia mi gębę i włóczy moje nazwisko po necie, ale to dobrze! Stany letnie w kulturze i w sztuce są niewskazane. Zależało mi, żeby działalność Miejskiego Ośrodka Kultury rodziła emocje. Żeby wzbudzała ferment — najlepiej refleksyjny i intelektualny. Żeby MOK nie był przezroczysty. Wydobycie się na widzialność było bardzo ważne.
— Dosyć szybko się to udało.
— Niektórzy nam bardzo pomagali i nadal to robią. Jako że mijają trzy lata mojej kadencji, bardzo chciałbym się im pokłonić i podziękować. Bez nich na pewno byłoby trudniej uzyskać tę widzialność. Odwołuję się oczywiście do słynnej już wystawy w Galerii Dobro, choć rozumiem, że jest to pewna forma gry. Politycy wcale nie są zatroskani symbolami, metaforami i światem sztuki. Traktują to jako trampolinę nadgorliwości. W pewnym momencie łapiemy się jednak na tym, że im dłużej rozmawiamy z adwersarzami na takim poziomie, to ta trampolina przypomina zabawę w Małpim Gaju. Czuję coraz większy infantylizm.
— Niektórzy nam bardzo pomagali i nadal to robią. Jako że mijają trzy lata mojej kadencji, bardzo chciałbym się im pokłonić i podziękować. Bez nich na pewno byłoby trudniej uzyskać tę widzialność. Odwołuję się oczywiście do słynnej już wystawy w Galerii Dobro, choć rozumiem, że jest to pewna forma gry. Politycy wcale nie są zatroskani symbolami, metaforami i światem sztuki. Traktują to jako trampolinę nadgorliwości. W pewnym momencie łapiemy się jednak na tym, że im dłużej rozmawiamy z adwersarzami na takim poziomie, to ta trampolina przypomina zabawę w Małpim Gaju. Czuję coraz większy infantylizm.
Wszyscy, którzy obserwują tę sytuację, są zapewne nią poirytowani i zmęczeni. Ta wystawa odbyła się dwa lata temu. Przewałkowaliśmy ją na różne sposoby, zrealizowaliśmy mnóstwo projektów, również spod znaku biało-czerwonych lokalnych totemów i teraz to tylko odgrzewanie fallusowego kotleta. Nigdy nie podchodziłem do tworzenia kultury w kategoriach zysków i strat politycznych. Rozumiem, że niektórych ręce świerzbią, aby ręcznie sterować kulturą. Dla mnie to obce, obrzydliwie podejście. Niektórzy chcieliby założyć twórcom kaganiec zmurszałych dogmatów i wciąż grozić paluszkiem. Zabrzmię jak Rejtan — po moim dyrektorskim trupie (śmiech)...
— Pan, gdy startował w konkursie na dyrektora, miał zupełnie inny plan.
— Wielokrotnie podkreślałem, że jestem nieodrodnym i niepolitycznym dzieckiem tego miasta. Nie interesuje mnie kultura jako kelnerowanie ideologiom tej czy innej partii. To obraża artystów. To obraża miasto jako wspólnotę. Niezależność kultury i sztuki jest czymś elementarnym. Trzymając się freudyzmów jednego pana radnego na B. — czymś fizjologicznym. Uzależnienie kultury olsztyńskiej od polityki byłoby pustoszące i degradujące dla samego miasta.
— Wielokrotnie podkreślałem, że jestem nieodrodnym i niepolitycznym dzieckiem tego miasta. Nie interesuje mnie kultura jako kelnerowanie ideologiom tej czy innej partii. To obraża artystów. To obraża miasto jako wspólnotę. Niezależność kultury i sztuki jest czymś elementarnym. Trzymając się freudyzmów jednego pana radnego na B. — czymś fizjologicznym. Uzależnienie kultury olsztyńskiej od polityki byłoby pustoszące i degradujące dla samego miasta.
— MOK powinien być dla ludzi, a nie dla polityków.
— I jest. Tylko wtedy działanie ma sens. Jesteśmy świeżo po festiwalu Tropy. Ludzie wyrazili swoją opinię o wydarzeniu poprzez frekwencję. Cieszyliśmy się, że nie mijamy się z oczekiwaniami mieszkańców, ale wychodzimy im naprzeciw. Odbył się piękny festiwal, mądry, łączący podróż, literaturę, wyobraźnię, ale przede wszystkim ludzi.
— I jest. Tylko wtedy działanie ma sens. Jesteśmy świeżo po festiwalu Tropy. Ludzie wyrazili swoją opinię o wydarzeniu poprzez frekwencję. Cieszyliśmy się, że nie mijamy się z oczekiwaniami mieszkańców, ale wychodzimy im naprzeciw. Odbył się piękny festiwal, mądry, łączący podróż, literaturę, wyobraźnię, ale przede wszystkim ludzi.
— Uwagę przyciągnął też Autobus Kultury, który do nich przyjechał minionego lata — niemalże pod blok, na szkolne boisko.
— W momencie, kiedy przychodziłem do MOK-u, koordynatorzy, animatorzy i pracownicy zmuszeni byli często spełniać funkcje usługowo-bankomatowe dla zasłużonych i zasiedziałych beneficjentów. Zależało mi na tym, aby wydobyć potencjał twórczy i kreacyjny samego MOK-u. I nie było to trudne. Pracuję z zespołem ludzi, którzy są prawdziwą Etną pomysłów, czasami strzelają nimi do mnie jak z cekaemu. Chciałem, żeby to oni, koordynatorzy, budowali opowieść instytucji i miasta. Żeby czuli się kreatorami.
— W momencie, kiedy przychodziłem do MOK-u, koordynatorzy, animatorzy i pracownicy zmuszeni byli często spełniać funkcje usługowo-bankomatowe dla zasłużonych i zasiedziałych beneficjentów. Zależało mi na tym, aby wydobyć potencjał twórczy i kreacyjny samego MOK-u. I nie było to trudne. Pracuję z zespołem ludzi, którzy są prawdziwą Etną pomysłów, czasami strzelają nimi do mnie jak z cekaemu. Chciałem, żeby to oni, koordynatorzy, budowali opowieść instytucji i miasta. Żeby czuli się kreatorami.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Minister nie chce Sieniewicza?
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Mariusz Sieniewicz: Przez koronawirusa obudziliśmy się na ciężkim kacu [ROZMOWA]
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Autobus był tego spektakularnym, choć nie jedynym znakiem. To był pomysł, który pojawił się w dziale animacji i robiłem wszystko, żeby go zrealizować właśnie dlatego, że był nieoczywisty i szalony. Stawał w poprzek przyzwyczajeniom. Mogliśmy wyjść w przestrzeń miasta, a nie zamykać się w budynku. Brakuje nam analogowego świata jak powietrza [ROZMOWA]
Ale cieszy mnie jeszcze jedno — rok później takie same pojazdy pojawiły się w wielu polskich miastach. Było zresztą dużo takich projektów, jak chociażby „Olsztyn 2050” ukazujący apokaliptyczną wizję miasta. Fajnie wyszedł cały cykl „Testamentu z plastiku”, nowa formuła Dni Olsztyna i Jarmarku, jak i inaczej ustawiana estetyka koncertów w amfiteatrze. Estetyczne wahadło: od Vadera po Bitaminę.
— Z jakiego pomysłu jest pan najbardziej dumny?
— Jako malkontent i ironista dumę omijam z daleka. W skali miesiąca organizujemy od 15 do 20 imprez. Trudno wskazać tę jedną, bo utożsamiam się praktycznie z każdą. Ale na pewno Autobus Kultury, "Testament z plastiku", 100 twarzy olsztynian na 100-lecie odzyskania niepodległości, retro Dni Olsztyna, „Miasto jest wasze” w czasie pandemii, Park Kontroli Dystansu, ostatnio Tropy, wcześniej Marta Frej, koncerty Belli Ćwir i Sorry Boys, Leszka Możdżera... Długo by wymieniać, o czymś zapomnę i będę się musiał tłumaczyć na zebraniu koordynatorów.
— Jako malkontent i ironista dumę omijam z daleka. W skali miesiąca organizujemy od 15 do 20 imprez. Trudno wskazać tę jedną, bo utożsamiam się praktycznie z każdą. Ale na pewno Autobus Kultury, "Testament z plastiku", 100 twarzy olsztynian na 100-lecie odzyskania niepodległości, retro Dni Olsztyna, „Miasto jest wasze” w czasie pandemii, Park Kontroli Dystansu, ostatnio Tropy, wcześniej Marta Frej, koncerty Belli Ćwir i Sorry Boys, Leszka Możdżera... Długo by wymieniać, o czymś zapomnę i będę się musiał tłumaczyć na zebraniu koordynatorów.
Cieszę się na pewno z „Desantu kultury” i z tego, że w końcu udało nam się zakupić nowoczesne nagłośnienie i wyjść z epoki kamienia łupanego. W tej chwili mamy „mercedesy” na światowym poziomie. Świetnie idzie też współpraca z Miejską Biblioteką Publiczną, dzięki czemu powstają pełniejsze, bogatsze wydarzenia.
— A prywatnie... co jest dla pana najważniejsze?
— Przekraczanie samego siebie. I to, że nasz zespół też zaczął łamać, przekraczać granice. Dzisiaj działamy na kreacyjnym spidzie, intensywnie czytamy rzeczywistość, szukamy nieoczywistych działań. MOK to grupa twórców, a nie etatystycznych najemników. To istotne, bo mieszkańcy mogą mieć gwarancję tego, że budujemy autentyczną przestrzeń do wspólnego tworzenia miejskiej kultury.
— Przekraczanie samego siebie. I to, że nasz zespół też zaczął łamać, przekraczać granice. Dzisiaj działamy na kreacyjnym spidzie, intensywnie czytamy rzeczywistość, szukamy nieoczywistych działań. MOK to grupa twórców, a nie etatystycznych najemników. To istotne, bo mieszkańcy mogą mieć gwarancję tego, że budujemy autentyczną przestrzeń do wspólnego tworzenia miejskiej kultury.
— A co się nie udało?
— Zdecydowanie za dużo fallusów, a za mało wagin. Żart!!! (śmiech) Mówiąc poważnie, rzeczywiście parę rzeczy nie wyszło. Żal mi Nocy Bluesowych ze względu na ich wieloletnią tradycję, jednak jeśli mielibyśmy uczciwie je zorganizować, bez stwarzania powiatowego pozoru, musielibyśmy wziąć kredyt we frankach na sto lat. Brak sali koncertowej, niewystarczające jeszcze zabezpieczanie płacowe pracowników, Miejski Kalendarz Kulturalny, który miał zawierać zbiorcze informacje o wydarzeniach miasta, w parku Centralnym pragnąłem stworzyć Park Kultury Wody, z interaktywnymi działaniami dla dzieciaków. Ale jeśli dalej będę działał w MOK-u, chciałbym, aby te porażki były wyznacznikami kolejnych kroków działań programowych.
— Zdecydowanie za dużo fallusów, a za mało wagin. Żart!!! (śmiech) Mówiąc poważnie, rzeczywiście parę rzeczy nie wyszło. Żal mi Nocy Bluesowych ze względu na ich wieloletnią tradycję, jednak jeśli mielibyśmy uczciwie je zorganizować, bez stwarzania powiatowego pozoru, musielibyśmy wziąć kredyt we frankach na sto lat. Brak sali koncertowej, niewystarczające jeszcze zabezpieczanie płacowe pracowników, Miejski Kalendarz Kulturalny, który miał zawierać zbiorcze informacje o wydarzeniach miasta, w parku Centralnym pragnąłem stworzyć Park Kultury Wody, z interaktywnymi działaniami dla dzieciaków. Ale jeśli dalej będę działał w MOK-u, chciałbym, aby te porażki były wyznacznikami kolejnych kroków działań programowych.
Mamy już pomysł, żeby zrewitalizować nasz magazyn, czyli masarnię, która mieści się w koszarach. W tej chwili trzymamy tam sprzęt. Problem braku sali koncertowej doskwiera chyba wszystkim w Olsztynie. Wiemy, że to potrzeba pierwszej kategorii. Drugi punkt to Centrum Kultury. Uruchamia ono namysł nad definicją MOK-u, który prowadzi trochę eklektyczną, trochę schizofreniczną działalność. Oczekuje się od nas, abyśmy prowadzili wszystko to, co mieści się w definicji domu kultury — upowszechnianie kultury, wspieranie ruchów amatorskich, animacja itp. A gdy przychodzi lato, wszyscy patrzą na nas jak na agencję koncertową, która ma zaprosić gwiazdy ogólnopolskiego czy nawet światowego formatu, ale najlepiej za darmo. To rozstrzyga o niespotykanej w skali kraju specyfice MOK-u, ale i utopiach budżetowych. Mamy siedem budynków, kilka działów merytorycznych, w tym nawet Muzeum Nowoczesności. Centrum Kultury mogłoby złamać tę schizofrenię. Razem z Biurem Festiwalowym zajęłoby się dużymi projektami, a MOK ukierunkowałby się na animację, tworzenie grup warsztatowych i awangardę.
— Jest szansa, że MOK pojawi się również na osiedlach?
— To kolejna rzecz do rozstrzygnięcia. Gdyśmy mieli to robić, musielibyśmy zdecydować, co dalej z osiedliskami. Rady osiedli tworzą przecież programy kulturalne, a my je wspomagamy realizacyjnie. Druga sprawa — to wiąże się ze strategią rozwoju miasta. Nie możemy być targani różnymi kierunkami. Bo z jednej strony mówimy, że trzeba ratować i ożywiać starówkę. Jest też park Centralny, który musi być zagospodarowany. Mamy Zatorze, które chce prężnie działać. Jest Park Jakubowy… MOK musiałby zawiesić chyba własną działalność, aby skupić się na przyczółkach. Ale to kwestia rozrysowania mapy kultury i określenia, co do kogo należy.
— To kolejna rzecz do rozstrzygnięcia. Gdyśmy mieli to robić, musielibyśmy zdecydować, co dalej z osiedliskami. Rady osiedli tworzą przecież programy kulturalne, a my je wspomagamy realizacyjnie. Druga sprawa — to wiąże się ze strategią rozwoju miasta. Nie możemy być targani różnymi kierunkami. Bo z jednej strony mówimy, że trzeba ratować i ożywiać starówkę. Jest też park Centralny, który musi być zagospodarowany. Mamy Zatorze, które chce prężnie działać. Jest Park Jakubowy… MOK musiałby zawiesić chyba własną działalność, aby skupić się na przyczółkach. Ale to kwestia rozrysowania mapy kultury i określenia, co do kogo należy.
— Przed nami być może kolejne ciekawe lata...
— Jeśli ze mną w MOK-u, to chciałbym przestawić go jeszcze mocniej w stronę autorskich projektów. I wolałbym nie formatować programu na dwa, trzy lata do przodu, ale dostosowywać go do rzeczywistości, która przychodzi. Chcemy żywo i dynamicznie reagować na świat, który się zmienia. Dwa, trzy miesiące temu nikt z nas nie przypuszczał, że w listopadzie będziemy realizować projekt „Kierunek wolność” związany z Białorusią. Świat się zmienia, więc trudno trzymać się sztywno określonych na lata pomysłów. Życia nie wolno programować. Chciałbym, aby MOK czuł rytm miasta i świata, bo przecież innego świata poza nami nie będzie.
— Jeśli ze mną w MOK-u, to chciałbym przestawić go jeszcze mocniej w stronę autorskich projektów. I wolałbym nie formatować programu na dwa, trzy lata do przodu, ale dostosowywać go do rzeczywistości, która przychodzi. Chcemy żywo i dynamicznie reagować na świat, który się zmienia. Dwa, trzy miesiące temu nikt z nas nie przypuszczał, że w listopadzie będziemy realizować projekt „Kierunek wolność” związany z Białorusią. Świat się zmienia, więc trudno trzymać się sztywno określonych na lata pomysłów. Życia nie wolno programować. Chciałbym, aby MOK czuł rytm miasta i świata, bo przecież innego świata poza nami nie będzie.
ADA ROMANOWSKA
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
20 imprez miesięcznie #2975232 | 5.172.*.* 22 wrz 2020 07:32
ile przeciętny mieszkaniec olsztyna jest w stanie wymienić ?
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
Gosia #2974877 | 83.31.*.* 20 wrz 2020 23:56
Wspominając, mam kilka zastrzeżeń do działalności MOK pod jego kierownictwem, ale - nie ma świętego i brakuje kasy. Za pewne drobiazgi nie chcę a muszę podziękować np. za zaproszenie Marty Frej i jej memów do Olsztyna itp... 3 dniowy jarmark świąteczny to katastrofa, ale za nią odpowiada chyba ktoś inny..? A- generalnie - to świat należy do młodych. Powodzenia Panie Mariuszu... i pracy z dala od (tfu!) polityki...
Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz
gość #2974819 | 37.248.*.* 20 wrz 2020 21:11
On jest podobny do postaci inteligenta z Rejsu - dlatego uważa się go za inteligentnego. Położył kulturę i życie artystyczne Olsztyna smutny i nudny Pan.
Ocena komentarza: warty uwagi (17) odpowiedz na ten komentarz
eas #2974803 | 95.49.*.* 20 wrz 2020 20:21
Miasto wynajmuje urzędnika, który moderuje lokalną kulturę. Świetny pomysł dla fanów omnipotencji urzędników.
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz