Noworoczne marzenie? Lek, by wyzdrowieć po raku
2021-01-06 19:40:00(ost. akt: 2021-01-06 19:42:02)
Trwa akcja pomocy dla Anny Szwinge ze Szwarcenowa. Kobieta jest po operacji raka jajnika, a lekarstwo, które powinna przyjmować, jest bardzo drogie.
Anna Szwinge mówi, że niełatwo jej było prosić o pomoc. Jednak lawina pomocy i tak ruszyła dzięki tym, którzy ją otaczają. Pieniądze są jej potrzebne na lek Avastin, dzięki któremu może wrócić do normalnego życia po wycięciu nowotworu jajnika w trzecim stadium zaawansowania. A koszt jest ogromny! Potrzebnych jest 18 cykli, każdy co trzy tygodnie. Koszt jednego "kursu" to ponad 5 tysięcy złotych. Do tego dochodzą dojazdy do szpitala, badania.
– Razem ze mną choruje cała rodzina – mówi nam Ania. – Wszyscy się przejmują moim stanem, jest tych osób więcej, niż kiedykolwiek bym przypuszczała! Dzięki nim wszystkim, dzięki ich wsparciu, jest mi o wiele lżej.
Było ciężko, ale jest nadzieja, że będzie lepiej. Lepiej ma być dzięki pospolitemu ruszeniu ludzi dobrej woli, wśród nich jest wielu z Nowego Miasta, Iławy, Lubawy i dalszej okolicy. To oni uczestniczą w licytacjach, z których dochód przekazany zostanie na kupno drogiego leku dla Ani.
Stan zdrowia Ani musi się poprawić. Trzydziestoletnia kobieta ma 1,5 roczną córeczkę. Chce jak najdłużej słyszeć jej słodki głosik wołający "mama!". – Najbardziej chciałabym widzieć, jak moja córka dorasta, być przy niej, kiedy będzie tego potrzebować, nie chcę, aby pamiętała mamę tylko ze zdjęć – marzy pani Ania.
W tej chwili pani Ania czuje się dobrze, bo już od ponad dwóch miesięcy nie przyjmowała chemii. Operację przeszła ok. 1,5 miesiąca temu. Wszystko, co niedobre, udało się wyciąć. – Miałam niedawno zrobione badanie tomografem, wynik jest niejasny, nie za dobrze widać. Skierowano mnie na badanie PET, a właściwie zalecono mi to badanie. Dopiero po tym badaniu będziemy wiedzieć, jak to dokładnie wygląda... Prawdopodobnie mam jakieś zrosty pooperacyjne, ale na tomografii nie widać, czy to na pewno to. Kiedy to badanie się odbędzie? Jeszcze nie wiadomo, pani Ania czeka na telefon od swojej lekarki. To bardzo drogie badanie, przeważnie nierefundowane. – W moim przypadku powinno być refundowane, ale lekarze niechętnie na nie kierują – opowiada pani Ania. – Jeśli moja lekarka mnie nie skieruje, to pójdę na to badanie prywatnie. Żeby chociaż dla samej siebie wiedzieć, co to jest. By nie żyć w niepewności. By wiedzieć, bo opis tomografii "zrosty pooperacyjne ze znakiem zapytania i podejrzenie zmian nowotworowych" to trochę za mało, by spać spokojnie. – A te znaki zapytania najwidoczniej to za mało, by mnie skierować – ze smutkiem mówi mieszkanka Szwarcenowa.
Czekanie to drugie imię Anny. Czeka też na telefon w sprawie pierwszej z dwóch ostatnich chemii.
– Siły mi już wracają. Na początku było ciężko. Trudno było mi dotrzeć samej do łazienki, nie mówiąc już o samodzielnej kąpieli – opowiada, podczas gdy obok kwili córeczka. – Ale teraz jest już lepiej, znacznie lepiej. I mam nadzieję... Jeszcze tylko dwie chemie i... – pani Ani łamie się głos. Ale czy można się dziwić? Jeszcze nie tak dawno żyła zwykłym, spokojnym życiem. Wyszła za mąż, urodziła córeczkę. Czy pamięta ten moment, gdy zauważyła, że coś jest nie tak? Gdy z jej ciałem zaczęło się dziać coś, co było inne, niż do tej pory? Oczywiście! Nie da się tego zapomnieć. – Miałam duży brzuch. Myślałam, że to po ciąży – przyznaje. – Urodziłam na koniec maja 2019 r. A jeszcze na początku 2020 brzuch był spory. Łudziłam się, że to po ciąży. Jednak do tego doszły bóle, jakby skurcze. Ignorowałam to – wspomina. – E tam, boli, może to owulacja? – wyjaśniała sobie nietypowe zachowanie organizmu. Do lekarza wysłała ją mama. Którejś nocy pani Ania miała tak dokuczliwe bóle, że już sięgała po telefoniczną słuchawkę, by zadzwonić na pogotowie. Bóle zelżały na tyle, że z wezwania pogotowia zrezygnowała. Wybrała się za to prywatnie do jednej z ginekolożek w Iławie. – Pani doktor stwierdziła, że mam się obserwować. Nic się nie dzieje, ona tam niczego nie dojrzała. Ale nadal mnie bolało – wspomina pani Ania. Prywatnie zrobiła sobie badanie USG jamy brzusznej. – Pani, która mi to badanie wykonywała, stwierdziła, że jeszcze czegoś takiego nie widziała. I że albo jest to rozsiana endometrioza, albo nowotwór. Natomiast trzeba było to jeszcze sprawdzić u ginekologa. Poszłam do doktora Ramela, zrobił mi dokładne badanie. Wysłał mnie na markery nowotworowe, wyszły wysokie – lekarz skierował swoją pacjentkę od razu do szpitala w Olsztynie. – Tam mnie otworzyli, wycięli kawałek guza, który miał 10 centymetrów. Najprawdopodobniej rósł od dawna – podejrzewa pani Anna. Po pobraniu wycinka została skierowana na chemię. Trzy cykle spowodowały utratę włosów, ale także bardzo osłabiły organizm, ale nie poprawiły stanu zdrowia. Okazało się, że guz jest chemioodporny, chemie nie dały nic. Co więcej, niechciane wnętrze nadal rosło! – Ciocia znalazła mi profesora w Warszawie, bo w Olsztynie nie chciano się tego podjąć, zalecając inne rodzaje chemioterapii. Nie chciałam, chciałam mieć pewność. W stolicy od razu podjęto się operacji – powiada pani Anna. Największy z guzów był wielkości piłki.
Jej noworoczne marzenie to lek Avastin. Nie jest to tani lek, ale może dzięki temu będzie mogła normalnie funkcjonować. – Czytałam, że można po nim normalnie żyć, nie tak, jak po chemiach – mówi. Sama operacja bowiem nie wystarczy, by nowotwór znów się nie uaktywnił.
Osoby, które chcą wesprzeć zbiórkę, zapraszamy na FB: Licytacje dla Ani Szwinge.
– Razem ze mną choruje cała rodzina – mówi nam Ania. – Wszyscy się przejmują moim stanem, jest tych osób więcej, niż kiedykolwiek bym przypuszczała! Dzięki nim wszystkim, dzięki ich wsparciu, jest mi o wiele lżej.
Było ciężko, ale jest nadzieja, że będzie lepiej. Lepiej ma być dzięki pospolitemu ruszeniu ludzi dobrej woli, wśród nich jest wielu z Nowego Miasta, Iławy, Lubawy i dalszej okolicy. To oni uczestniczą w licytacjach, z których dochód przekazany zostanie na kupno drogiego leku dla Ani.
Stan zdrowia Ani musi się poprawić. Trzydziestoletnia kobieta ma 1,5 roczną córeczkę. Chce jak najdłużej słyszeć jej słodki głosik wołający "mama!". – Najbardziej chciałabym widzieć, jak moja córka dorasta, być przy niej, kiedy będzie tego potrzebować, nie chcę, aby pamiętała mamę tylko ze zdjęć – marzy pani Ania.
Z powodu chemii Ani wypadły włosy fot. archiwum prywatne ![]() |
W tej chwili pani Ania czuje się dobrze, bo już od ponad dwóch miesięcy nie przyjmowała chemii. Operację przeszła ok. 1,5 miesiąca temu. Wszystko, co niedobre, udało się wyciąć. – Miałam niedawno zrobione badanie tomografem, wynik jest niejasny, nie za dobrze widać. Skierowano mnie na badanie PET, a właściwie zalecono mi to badanie. Dopiero po tym badaniu będziemy wiedzieć, jak to dokładnie wygląda... Prawdopodobnie mam jakieś zrosty pooperacyjne, ale na tomografii nie widać, czy to na pewno to. Kiedy to badanie się odbędzie? Jeszcze nie wiadomo, pani Ania czeka na telefon od swojej lekarki. To bardzo drogie badanie, przeważnie nierefundowane. – W moim przypadku powinno być refundowane, ale lekarze niechętnie na nie kierują – opowiada pani Ania. – Jeśli moja lekarka mnie nie skieruje, to pójdę na to badanie prywatnie. Żeby chociaż dla samej siebie wiedzieć, co to jest. By nie żyć w niepewności. By wiedzieć, bo opis tomografii "zrosty pooperacyjne ze znakiem zapytania i podejrzenie zmian nowotworowych" to trochę za mało, by spać spokojnie. – A te znaki zapytania najwidoczniej to za mało, by mnie skierować – ze smutkiem mówi mieszkanka Szwarcenowa.
fot. archiwum prywatne ![]() |
Czekanie to drugie imię Anny. Czeka też na telefon w sprawie pierwszej z dwóch ostatnich chemii.
– Siły mi już wracają. Na początku było ciężko. Trudno było mi dotrzeć samej do łazienki, nie mówiąc już o samodzielnej kąpieli – opowiada, podczas gdy obok kwili córeczka. – Ale teraz jest już lepiej, znacznie lepiej. I mam nadzieję... Jeszcze tylko dwie chemie i... – pani Ani łamie się głos. Ale czy można się dziwić? Jeszcze nie tak dawno żyła zwykłym, spokojnym życiem. Wyszła za mąż, urodziła córeczkę. Czy pamięta ten moment, gdy zauważyła, że coś jest nie tak? Gdy z jej ciałem zaczęło się dziać coś, co było inne, niż do tej pory? Oczywiście! Nie da się tego zapomnieć. – Miałam duży brzuch. Myślałam, że to po ciąży – przyznaje. – Urodziłam na koniec maja 2019 r. A jeszcze na początku 2020 brzuch był spory. Łudziłam się, że to po ciąży. Jednak do tego doszły bóle, jakby skurcze. Ignorowałam to – wspomina. – E tam, boli, może to owulacja? – wyjaśniała sobie nietypowe zachowanie organizmu. Do lekarza wysłała ją mama. Którejś nocy pani Ania miała tak dokuczliwe bóle, że już sięgała po telefoniczną słuchawkę, by zadzwonić na pogotowie. Bóle zelżały na tyle, że z wezwania pogotowia zrezygnowała. Wybrała się za to prywatnie do jednej z ginekolożek w Iławie. – Pani doktor stwierdziła, że mam się obserwować. Nic się nie dzieje, ona tam niczego nie dojrzała. Ale nadal mnie bolało – wspomina pani Ania. Prywatnie zrobiła sobie badanie USG jamy brzusznej. – Pani, która mi to badanie wykonywała, stwierdziła, że jeszcze czegoś takiego nie widziała. I że albo jest to rozsiana endometrioza, albo nowotwór. Natomiast trzeba było to jeszcze sprawdzić u ginekologa. Poszłam do doktora Ramela, zrobił mi dokładne badanie. Wysłał mnie na markery nowotworowe, wyszły wysokie – lekarz skierował swoją pacjentkę od razu do szpitala w Olsztynie. – Tam mnie otworzyli, wycięli kawałek guza, który miał 10 centymetrów. Najprawdopodobniej rósł od dawna – podejrzewa pani Anna. Po pobraniu wycinka została skierowana na chemię. Trzy cykle spowodowały utratę włosów, ale także bardzo osłabiły organizm, ale nie poprawiły stanu zdrowia. Okazało się, że guz jest chemioodporny, chemie nie dały nic. Co więcej, niechciane wnętrze nadal rosło! – Ciocia znalazła mi profesora w Warszawie, bo w Olsztynie nie chciano się tego podjąć, zalecając inne rodzaje chemioterapii. Nie chciałam, chciałam mieć pewność. W stolicy od razu podjęto się operacji – powiada pani Anna. Największy z guzów był wielkości piłki.
fot. archiwum prywatne ![]() |
Jej noworoczne marzenie to lek Avastin. Nie jest to tani lek, ale może dzięki temu będzie mogła normalnie funkcjonować. – Czytałam, że można po nim normalnie żyć, nie tak, jak po chemiach – mówi. Sama operacja bowiem nie wystarczy, by nowotwór znów się nie uaktywnił.
Osoby, które chcą wesprzeć zbiórkę, zapraszamy na FB: Licytacje dla Ani Szwinge.
Edyta Kocyła-Pawłowska
fot. archiwum prywatne
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez