Gdybym nie miał pomocy, nie przeżyłbym: rehabilitacja po COVID-19
2021-03-05 12:31:00(ost. akt: 2022-02-07 21:57:44)
Wygrali walkę z koronawirusem. Ale po chorobie też walczą o normalność. Muszą pokonać zmęczenie, luki w pamięci i na nowo uczyć się oddychać. Pomaga im w tym oddział rehabilitacji pocovidowej, który działa przy Samodzielnym Publicznym Zespole Gruźlicy i Chorób Płuc w Olsztynie.
Zakażony koronawirusem Andrzej Rungo z Olsztynka walczył o życie w szpitalu. Bał się zakażenia, jak każdy, choć prawie codziennie stawał z wirusem twarzą w twarz. Jest ratownikiem medycznym.
— Zaraziłem się najprawdopodobniej w pracy. Choć miałem na sobie gogle i szczelny kombinezon, często przez osiem godzin non stop, jakoś musiałem złapać wirusa. Może jednak przeniknął? Gdy nie pracowałem, odkażałem w kółko ręce, nosiłem maseczki, trzymałem dystans, żeby nie sprowokować wirusa. Okazał się cwańszy — podkreśla Andrzej Rungo. — Może zakaziłem się w sklepie, może gdzieś na ulicy… Ale podejrzewam, że właśnie dopadł mnie pracy, bo tam miałem z nim bezpośredni kontakt.
Był styczeń. Najpierw złapały go dreszcze i temperatura.
— Później kaszel i duszność. Bolały mnie mięśnie, a nawet kości. Od razu wiedziałem, że to koronawirus. Pierwsze, co pomyślałem, to żeby nie umrzeć. Żeby wyjść z tego, bo wiedziałem, że to ciężka choroba. Przez dwa dni jakoś dawałem radę. Myślałem, że przejdzie. A dziś mogę tego, co przeszedłem, nie życzę nikomu — podkreśla pan Andrzej. — Najgorsza była duszność. Po prostu nie mogłem oddychać. W ogóle nie łapałem tchu! Organizm był niedotleniony i się dusiłem. Gdybym nie miał pomocy, nie przeżyłbym. Plułem krwią, co potwierdzało, że z moimi płucami było bardzo źle. Że zostały zniszczone. Naprawić się ich nie da od razu. Dlatego dziś potrzebuję rehabilitacji. W planie są trzy tygodnie. Czyli łącznie to miesiąc wyjęty z życia, bo w szpitalu miejskim, gdzie walczyłem z covidem, leżałem aż 11 dni. A kiedy wrócę do pracy? Chciałabym jak najszybciej, ale choroba mi na to nie pozwala. Jestem na zwolnieniu od 10 stycznia, bo wtedy zachorowałem. Kiedy się ono skończy? Nie wiem…
"Każdy myśli, że przejdzie go jak grypkę. A to guzik prawda"
Gdy pan Andrzej trafił na rehabilitację do Samodzielnego Publicznego Zespołu Gruźlicy i Chorób Płuc w Olsztynie, był wrakiem człowieka.— Robiłem dziesięć kroków, a czułem się, jakbym przebiegł maraton. Zadyszka, brak powietrza, kaszel do tego… Byłem bardzo zmęczony. Schody też były wyzwaniem. Dwa, trzy stopnie i odpoczynek. Musiałem wchodzić na raty — wspomina pan Andrzej. — Ale na szczęście trafiłem w dobre ręce. Tu, na oddziale pocovidowym, od samego rana mam ćwiczenia ruchowe i oddechowe. To taki fitness, ale ukierunkowany na mięśnie klatki piersiowej i na płuca. Po dwóch tygodniach widzę zdecydowaną poprawę. Niemniej jednak mogę przestrzec innych: nie lekceważmy koronawirusa. Każdy myśli, że przejdzie go jak grypkę. A to guzik prawda. Może jednemu się udać, ale drugiemu czy trzeciemu już tak łatwo nie będzie. Niestety Polak mądry po szkodzie.
Pan Andrzej nie ukrywa też, że walka z koronawirusem dużo go kosztowała. Potrzebował pomocy psychologicznej.
— Miałem doła… Nie mogłem się otrząsnąć, bo widziałem, jak ludzie cierpią w szpitalu. Wiedziałem też, jak ja cierpię. Tego nie widać na ulicy. A covid to bardzo ciężka choroba — powtarza ratownik. — Nie prowokujmy wirusa. On tylko czeka na nasz błąd.
"Mówiłem: ratujcie mnie!"
Witold Wrąbel z Olsztyna zachorował 19 lutego. Też uważa, że złapał wirusa w pracy. Ale nie przypuszczał, że aż tak go przejdzie. Mieszka w domu jednorodzinnym, więc dużo czasu spędza w ogrodzie. Jest świeżo po chorobie, nie wrócił do formy, choć wyszedł już ze szpitala. Ale został przewieziony do drugiego, do pulmonologicznego właśnie. W tej chwili trwa jego diagnozowanie.— Wcześniej nie skarżyłem się na zdrowie. Miałem co prawda operacje, ale cały czas robiłem coś na świeżym powietrzu, byłem w ruchu. A koronawirus mnie unieruchomił. Byłem nie do życia — opowiada pan Witold. — Było tragicznie. Brakowało powietrza, miałem zawroty głowy i czułem się bardzo osłabiony. Aż nie potrafię określić, jak bardzo było mi źle. Na początku leczyłem się w domu, ale gdy już nie miałem na nic siły, zawołałem karetkę. Mówiłem: ratujcie mnie! W domu brakowało mi fachowej pomocy. Dzisiaj, chociaż już nie mam wirusa, cały czas jest mi trudno. Cały czas brakuje mi powietrza. Czuję się zmęczony i obojętny. I walczę o każdy oddech. Na razie jestem diagnozowany. Dopiero, gdy będą wyniki, zostanie podjęte właściwe leczenie. Ale wiem, że jest mi niezbędne. Wiem też, że zdrowie jest najważniejsze. Jak we fraszce Kochanowskiego: „szlachetne zdrowie, nikt się nie dowie, jako smakujesz aż się zepsujesz”.
"Muszą przypominać sobie słowa, które kiedyś nie sprawiały im kłopotu"
Oddział rehabilitacji pocovidowej działa przy szpitalu pulmonologicznym w Olsztynie. Powstał jako drugi w Polsce — po szpitalu MSWiA w Głuchołazach. Rehabilitacja trwa tu 21 dni, ale szpital można opuścić wcześniej, jeśli pacjent szybciej dojdzie do zdrowia.— Koronawirus jest faktem. Choroba covid też jest faktem. I konsekwencje po jej przebyciu też są faktem. To nie jest problem pojedynczych przypadków. To problem naprawdę wielu osób. Cały czas walczymy z wirusem. I myślę, że życie pokaże nam, jak duże będzie zapotrzebowanie na niezbędne już w tej chwili oddziały postcovidowe — podkreśla dr n. med. Joanna Pawlak, konsultant wojewódzki w dziedzinie chorób płuc, specjalista alergologii, specjalista chorób wewnętrznych Samodzielnego Publicznego Zespołu Gruźlicy i Chorób Płuc w Olsztynie. — Jedni pacjenci przenoszeni są do nas ze specjalistycznych oddziałów szpitalnych COVID – z powodu utrzymujących się nasilonych zmian w płucach i niewydolności oddychania. Oni nie mogą po prostu złapać tchu — nie tylko po wysiłku, ale i w spoczynku. Pacjenci różnie to opisują. Mówią, że nie mogą oddychać, ale my, lekarze widzimy to jako spadek saturacji, czyli wysycenia hemoglobiny tlenem. Inni pacjenci z kolei opuścili szpitale czy izolację domową, ale cały czas źle się czują. Odczuwają duszność i zmęczenie. Trafiają do poradni pulmonologicznej w naszym szpitalu i tu są badani. I dzięki temu dostają wskazówki — jak mają ćwiczyć w domu albo że muszą na przykład uzupełnić witaminę D, która jest istotnym czynnikiem przeciwzapalnym i regulującym funkcję układu immunologicznego. Wielu pacjentów natomiast kierujemy do naszego ośrodka rehabilitacji, gdzie otrzymują profesjonalną opiekę. W szybkim czasie ich stan zdrowia ulega poprawie.
I dodaje: — Pacjenci skarżą się również, że objawy po przebyciu covid utrzymują się długo. Objawy nie mijają w ciągu miesiąca, ale, gdy spotykam ich po pół roku, nadal nie czują się dobrze. Najbardziej dokucza im przewlekłe zmęczenie. Nie powraca często w stu procentach węch i smak. Skarżą się na zaburzenia pamięci. Muszą przypominać sobie słowa, które kiedyś nie sprawiały im kłopotu. Nie pamiętają nawet tego, co robili w poprzednim dniu albo co zaplanowali. Brakuje im sił do życia. Pomaga im wtedy nie tylko pulmonolog, ale też inni specjaliści — między innymi psycholodzy, kardiolodzy czy neurolodzy.
Pocovidowe powikłania często trwają dłużej niż sama choroba. Skutki pozostają na długie miesiące. I bywają zaskakujące.
— Trudno powiedzieć, jak długo takie objawy będą się utrzymywały — zaznacza dr n. med. Joanna Pawlak. — Literatura mówi, że choroba covid może być związana z utrzymującą się przewlekłą chorobą płuc. Myślę tu o zmianach śródmiąższowych, a nawet o zwłóknieniu. Takie osoby mogą doznawać skutków przebytych udarów mózgu i zatorowości płucnej. W tej grupie mogą znaleźć się też osoby, które w przyszłości będą miały choroby neurodegeneracyjne. Bierze się pod uwagę występowanie chorób psychicznych, między innymi depresji. To są pewne sygnały, a co pokaże nam życie i statystyka, to się dopiero okaże.
ADA ROMANOWSKA
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez