Jak nie dać się inflacji? Musimy nauczyć się mądrze wydawać pieniądze
2021-10-19 09:09:15(ost. akt: 2021-10-19 08:43:39)
Ceny w Polsce szaleją. Musimy więc nauczyć się wydawania własnych pieniędzy — radzi ekonomista. Dodaje, że konsumpcjonizm jest w nas bardzo rozwinięty. I dlatego robimy z inflacji aż taką tragedię. Na pewno?
Czy z inflacją da się żyć? W sumie można powiedzieć, że nie taki diabeł straszny. To, ile wydajemy, zależy nie tyle od drożyzny w sklepach, ale od tego, jak potrafimy ją obejść. Ekonomista Marcin Iwuć zauważa na swoim blogu, że nie ma tej samej inflacji dla wszystkich. Ta zależy od naszych decyzji zakupowych.
— Nie ma czegoś takiego jak jedna miara, która w sposób jednoznaczny, obiektywny i uniwersalny pokazuje prawdziwą inflację. Dlaczego? Bo każdy z nas wydaje pieniądze na coś innego, na inne produkty. Każdy z nas robi zakupy w innych sklepach i płaci różne ceny za podobne towary. Jeśli mój kolega je kotleta mielonego, a ja gotowaną kapustę — to średnio jemy gołąbka — ale z naszą rzeczywistością ma to niewiele wspólnego — zauważa Marcin Iwuć, autor autorskiego bloga na temat domowych finansów. — Kupując z głową tańsze dobra, w tańszych lokalizacjach, a przede wszystkim nie kupując tego, co zbędne — sprawisz, że w twojej kieszeni zostanie więcej pieniędzy. Myślę, że obecna epidemia i związane z nią obawy o poziom dochodów skłoniły wiele osób do ograniczenia wydatków. Teraz macie okazję naprawdę przekonać się, które z waszych zakupów to potrzeby, a które to zwykłe zachcianki.
Jest sporo racji w tym, co mówi ekonomista. Tylko że również nasze potrzeby idą tak mocno w górę, że aż trudno połapać się w cenach. Na przykład olej rzepakowy jednego dnia kosztował ok. 6 zł, a już następnego dnia zbliżał się do 10 zł. Tak drastyczny skok ceny zauważalny jest nie tylko w delikatesach, ale nawet w dyskontach. Olej jest ostatnio gwiazdą internetu — właśnie ze względu na swoją cenę. „Niech mnie ktoś obudzi z tego koszmaru” — można przeczytać w jednym z komentarzy.
Aż o 11 proc. zdrożało mięso drobiowe, a o 10,2 proc. wzrosły ceny warzyw. O ponad 8 proc. wzrosły ceny wód mineralnych, a pieczywo zdrożało o 7,2 proc. Tak podaje GUS. Podczas zakupów musimy więc trzymać się za kieszeń. Ale też warto zachować zdrowy rozsądek. A może zdrowe podejście do drożyzny. Żeby aż tak bardzo nie odczuć cen, szukamy alternatyw i pomysłów na to, żeby nie przepłacać.
— Często kupuję na promocjach. Mam aplikację, która podpowiada mi, gdzie jest taniej i jakie są okazje. Telefon pomaga mi więc zaoszczędzić kilka złotych. Mam duży dom, więc mogę kupić więcej i przechować na później. Dlatego często kupuję trzy produkty w cenie dwóch. Ostatnio skorzystałam z takiej promocji na pieluszki. Tym sposobem kupiłam też ziemniaki. Promocja polega na tym, że jak kupi się 5 kg, to za jeden płaci się 79 groszy. Dzięki temu nie widzi się aż takiego ubytku w portfelu. Oczywiście, gdy coś skończy się nagle, trzeba iść do sklepu bez analizowania ceny. Ale wiele zakupów można rozplanować — mówi Aleksandra Kleszczyńska z Ługwałdu. — Ostatnio ceny bardzo idą w górę. Nawet chleb. Bochenek, który zawsze kosztował trochę ponad 3 zł, teraz zdrożał do 5 zł.
Pani Aleksandra zdradza, że robi też dużo przetworów.
— Kiszę z mężem kapustę która jest nie tylko smaczna, ale i zdrowa. Robię też sporo dżemów, nawet z owoców, które można znaleźć za darmo. Można na przykład pozbierać mirabelki — podpowiada pani Aleksandra. — I dzięki temu mam pyszny dżem… i mogę nim posmarować coraz droższy chleb.
— Staram się wyszukiwać dobrej jakości zamienniki, żeby wydaj mniej. Niektóre rzeczy nie różnią się od droższych produktów, więc po co przepłacać? — dodaje Agata Kujawa z Dobrego Miasta. — Oczywiście również korzystam z promocji. W dzisiejszych czasach są niezbędne.
— Ja z kolei zakupy zaczynam od przejrzenia półek z towarami, którym kończy się termin ważności. Sklepy wtedy przeceniają produkty nawet o połowę. Dzięki temu mogę kupić to, na co normalnie nie byłoby mnie stać. I tak ostatnio kupiłem wędzonego pstrąga za 5 zł i kawałek francuskiego sera za 2,50 zł — podkreśla Zbigniew Ostrowski z Olsztyna. — Natomiast gdy kupuję pieczywo, od razu biorę więcej i natychmiast mrożę. Wyjmuję jedną kromkę albo jedną bułkę z zamrażarki i dzięki temu czerstwe pieczywo nie trafia do kosza. Nie kupuję też tego, czego po prostu nie zjem. Kiedyś górę brało moje łakomstwo. W sklepie miałem na coś ochotę, a potem w domu okazywało się, że jednak tego nie tknę. I też lądowało w koszu. Teraz nie łapię się na promocje i zachęty. Wkładam do koszyka to, co na pewno zjem.
— Przy takich wzrostach cen trzeba myśleć, jak wydać najmniej. Gdy idę na zakupy, kupuję to, co niezbędne. Nie zastanawiam się, czy dany produkt kupię gdzieś taniej. Oczywiście lubię promocje. I one na pewno motywują mnie do zrobienia zakupów w tym, a nie w innym sklepie. Ale nie zaciskam aż tak bardzo pasa. Na jedzeniu trudno aż tak oszczędzać, ale z zakupu nowej elektroniki już można zrezygnować. I tak jest u mnie — twierdzi Paweł Wójcik z Olsztyna. — Najbardziej zaskakują mnie jednak ceny benzyny. Jak ona drożeje, to potem wszystko idzie w górę. Mniej jednak nie tankuję, nie chodzę też na piechotę. Ale jeżdżę bardziej ekonomicznie. Zdejmuję nogę z gazu, bo dzięki temu samochód mniej pali.
Musimy być elastyczni
Ceny w Polsce szaleją. We wrześniu były średnio o 5,9 proc. wyższe niż rok wcześniej. Ostatni raz taką inflację widzieliśmy dwie dekady temu — w lipcu 2001 roku wyniosła 5,2 proc., a w czerwcu 6,2 proc. w skali roku.
— W pierwszej kolejności wydajemy pieniądze na niezbędne artykuły. Kupujemy jedzenie i opłacamy rachunki za mieszkanie. Dopiero to, co zostanie, przeznaczamy na przyjemności. Pytanie tylko, czy coś zostanie? Myślę, że mogłoby zostać. Musimy jednak nauczyć się zarządzać własnym budżetem. Niestety ludzie przyzwyczajeni się do swobody zakupowej i kiedy przychodzą trudne czasy, nie mogą przestawić się na inne tory — stwierdza dr Waldemar Kozłowski, ekonomista UWM. — Ludzie muszą wiedzieć ile i na co mogą przeznaczyć. Trzeba zmienić nastawienie i percepcję. Nie możemy dziś kupować jednej pary butów co miesiąc, ale co kilka. Oczywiście każdy też ma inny koszyk inflacyjny. Ludzie, którzy nie mają samochodu, nie przejmują się cenami paliw. Ci z kolei, którzy mają pięcioro dzieci, analizuję ceny bułek i mleka. Ostatnio rozkwitły różnego rodzaju bary, bo ludzie przestali gotować w domu. Z wygody. Może warto znowu gotować w domu? Może warto piec swój chleb i robić przetwory? Za czasów komuny nie było i pieniędzy, i towarów w sklepach. A ludzie sobie radzili. W PRL-u było gorzej, a dziś nie mamy aż takiej tragedii. Po prostu trzeba zmienić nastawienie i wrócić do dawnych przyzwyczajeń.
I dodaje: — Konsumpcjonizm jest w nas bardzo rozwinięty. I dlatego robimy z inflacji aż taką tragedię. Nagle trudno nam zrozumieć, że musimy sobie czegoś odmówić. Ale takie są cykle w ekonomii, taka jest gospodarka. Po prostu musimy być elastyczni.
Jaki jest najtańszy supermarket w Polsce?
Agencja marketingowa ASM Sales Force opublikowała najnowsze wyniki analizy średniej wartości koszyka zakupowego w najpopularniejszych sieciach handlowych.
10. inna sieć Cash&Carr
średnia wartość koszyka zakupowego: 248,67 zł
9. Tesco
średnia wartość koszyka zakupowego: 242,33 zł
8. Intermarche
średnia wartość koszyka zakupowego: 228,80 zł
7. Carrefour
średnia wartość koszyka zakupowego: 225,28 zł
6. Biedronka
średnia wartość koszyka zakupowego: 223,80 zł
5. E.Leclerc
średnia wartość koszyka zakupowego: 220,42 zł
4. Kaufland
średnia wartość koszyka zakupowego: 219,62 zł
3. Makro
średnia wartość koszyka zakupowego: 212,13 zł
2. Lidl
średnia wartość koszyka zakupowego: 210,53 zł
1. Auchan
średnia wartość koszyka zakupowego: 204,47 zł
ADA ROMANOWSKA
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez