Młodzi coraz częściej się rozwodzą
2021-11-13 17:04:35(ost. akt: 2021-11-13 09:15:33)
Wielka miłość, długoletni związek, huczne wesele... i po kilku miesiącach rozwód. Coraz więcej młodych małżeństw rozpada się w pierwszych latach wspólnego życia. Powód? — Niezgodność charakterów — mówią i składają pozwy rozwodowe.
Kamila 26 lat
W lutym 2019 roku wyszła za mąż. Z Andrzejem byli ze sobą prawie 5 lat. Marzyli o dużym weselu jak z bajki. Rodzice wzięli kredyt na ślub. Na weselu bawiło się prawie 150 osób. Była też wymarzona podróż poślubna do Włoch. Po powrocie i kilku miesiącach wspólnego życia w ich związku zaczęło coś się psuć.
— Denerwowało mnie w nim prawie wszystko, a to, że zostawiał brudne ubrania w pokoju, nie mył po sobie wanny ani naczyń. A już szczytem wszystkiego był fakt, że w nocy potrafił przynieść jedzenie do łóżka i tam jeść. Rano zdarzało mi się obudzić na łóżku pełnym pokruszonych ciastek czy resztek jedzenia. On natomiast zarzucał mi, że we wszystkim słucham matki i cały czas siedzę w internecie lub piszę ze znajomymi — opowiada. — Zaczęliśmy codziennie się kłócić. Kłótnie przybierały na sile i czasem awantury słyszał cały blok, bo nie przebieraliśmy w słowach i wypominaniu sobie.
Bywały dni, że małżonkowie nie odzywali się do siebie. Po 8 miesiącach po raz pierwszy padło słowo "rozwód", po roku Kamila znalazła adwokata i złożyła w sądzie pozew rozwodowy.
— Nie potrafiliśmy się porozumieć i chyba tego nie chcieliśmy — mówi. — Wspólne mieszkanie pokazało nam, że mamy inne charaktery, lubimy inne rzeczy i mamy inną wizję przyszłości. Tak dłużej być nie mogło, dlatego postanowiliśmy, że się rozwiedziemy. Lepsze to niż mielibyśmy się pozabijać, bo w nerwach to człowiek mógłby zrobić coś głupiego. A co dziwne, w kwestii rozwodu oboje byliśmy zgodni. Teraz jesteśmy już wolni i o dziwo, jak się gdzieś na mieście spotkamy to potrafimy ze sobą normalnie rozmawiać. Widać oboje nie dorośliśmy do prawdziwego związku. Teraz ani myślę wiązać się z kimś na stałe. Szkoda mi tylko rodziców, którzy wciąż spłacają kredyt za nasze wesele...
Jacek, 23 lata
W Ewelinie zakochał się już jako 16-latek, ona była w tym samym wieku. Chodzili do jednej szkoły. Szkolna znajomość szybko przerodziła się w miłość. Na 18 urodziny kupił pierścionek zaręczynowy. Oświadczył się, a ona zgodziła się wyjść za niego za mąż. Rok później okazało się, że zostaną rodzicami. Zorganizowali skromny ślub, a już kilka miesięcy później zostali rodzicami.
— Początkowo wszystko było dobrze. Ja pracowałem, Ewelina czekała na mnie w domu. Wszystko się zmieniło, gdy na świecie pojawiło się dziecko — mówi. — Ewelina była cały czas zła, że mała płacze, że musi ją karmić. Chodziła cały dzień w piżamach, przestała dbać o siebie. Żądała, żebym jej pomagał, a ja pracowałem po kilkanaście godzin fizycznie, żebyśmy mieli za co żyć. Ciągle się czepiała. Po 1,5 roku wspólnego życia zażądała rozwodu.
— Początkowo wszystko było dobrze. Ja pracowałem, Ewelina czekała na mnie w domu. Wszystko się zmieniło, gdy na świecie pojawiło się dziecko — mówi. — Ewelina była cały czas zła, że mała płacze, że musi ją karmić. Chodziła cały dzień w piżamach, przestała dbać o siebie. Żądała, żebym jej pomagał, a ja pracowałem po kilkanaście godzin fizycznie, żebyśmy mieli za co żyć. Ciągle się czepiała. Po 1,5 roku wspólnego życia zażądała rozwodu.
Mimo interwencji rodziców małżonków i prób pogodzenia pary nie udało się dojść do kompromisu. Ewelina złożyła papiery rozwodowe. Jacek próbował jeszcze ratować ich związek, jednak się to nie udało. W wieku 21 lat został rozwodnikiem.
— Nikogo do miłości zmusić się nie da. Skoro nie kocha to znaczy, że ślubu nie brała z prawdziwej miłości. Może było to tylko zauroczenie, może decyzja była oparta na innych przesłankach. Na pewno rok czy półtora codziennego, normalnego, szarego życia na pewno potrafi pokazać w ukochanej osobie wiele elementów, o których wcześniej nie miało się pojęcia. I wychodzi tzw. niezgodność charakterów — tłumaczy. — Bo jeśli chorobliwa pedantka wyjdzie za bałaganiarza i lekkoducha to będą sobie niezmiennie działać na nerwy. Jeśli mąż okaże się domatorem, a żona będzie chciała wciąż nowych atrakcji, podróży. Albo młodym małżonkom na nerwy działać będzie rodzina drugiej strony. U nas jakoś po narodzinach Zuzi, Ewelinie nic się nie podobało. Nagle się okazało, że to co ja lubię, ona nie lubi. Sprzeczaliśmy się o wszystko. Teraz, po półtora roku od rozwodu myślę, że dużo zdrowiej jest rozstać się po roku niż po 5 latach. Wydaje mi się, że dużo lepsza jest odpowiedzialna decyzja o rozstaniu się, niż żeby dziecko przez całą młodość obserwowało ludzi, którzy się ze sobą męczą, wyzywają się i na dodatek zabierają sami sobie szczęście. I potem dzieci uczą się, że tak właśnie wygląda małżeństwo. Małżeństwo nie jest wartością autoteliczną. Taką wartością może być miłość małżonków, ale nie jakaś instytucja. Dla dzieci lepszym rozwiązaniem jest życie rodziców osobno, niż słuchanie awantur i walk. Jeśli dzieci zostają przy jednym z rodziców, to drugi choć jest na odległość - powinien traktować je tak, by one nie odczuły, że to ich wina. Dzieci nie są nigdy winne i nie wolno je włączać w swoje walki... My w tym temacie jesteśmy zgodni. I widzę po córce, że jest szczęśliwa, mimo, że nie mieszkam z nią na stałe.
Agata 27 lat
Od jej rozwodu minęły już 4 lata. Za mąż wyszła w 2016 roku z wielkiej, jak jej się wydawało, miłości. Od dnia kiedy się poznali byli nierozłączni, Agata świata poza Markiem nie widziała. Szybko podjęli decyzję – bierzemy ślub! Ich entuzjazmu nie podzielali rodzice, ale młodzi postawili na swoim. Planowali z zapałem, odliczali dni, rozsyłali zaproszenia. Było piękne wesele, byli goście i biała suknia z welonem. Kiedy opadły emocje związane z całą uroczystością, entuzjazm zszedł z nich niczym powietrze z baloników. Nagle okazało się, że codzienność nie jest tak kolorowa, jak im się wydawało. Wesele zaplanowali, ale nie byli w stanie zaplanować tego, co będzie potem.
— Zamieszkaliśmy z rodzicami Marka, szukaliśmy pracy. Bezskutecznie, dlatego Marek wyjechał do pracy do Anglii kilka miesięcy po ślubie. Nie mieliśmy wyboru, nie chcieliśmy żyć u rodziców na garnuszku — tłumaczy. — Miałam do niego dołączyć, ale rodzice przekonali mnie, że powinnam iść na studia. Twierdzili, że jeden błąd popełniłam, to drugi mogę sobie darować. I znowu nie posłuchałam, nie chciałam studiować, chciałam być z mężem. Pojechałam. Proza życia jednak szybko dała nam się we znaki. Kiedy pakowałam mrożonki do kartonów w Anglii, zrozumiałam, że ten ślub w naszym wieku był absurdem. Wszyscy dookoła bawili się, poznawali nowych ludzi, a ja utknęłam w obcym kraju pakując mrożonki. Przerosło mnie to.
Życie we dwoje, za granicą nie było łatwe. Powoli wszystko się sypało... Marek po pracy pił, z czasem pił też zamiast pracować małżonkowie kłócili się coraz częściej. Agata tęskniła za krajem, ale Marek ani myślał wracać. Rozwiedli się.
— Wstyd mi, że jestem rozwódką, że popełniłam taki błąd, że nalegałam na to wesele. Teraz czasu nie cofnę. Wróciłam do kraju, skończyłam studia, może jeszcze jest dla mnie jakaś nadzieja — mówi. — Czasem takie decyzje o ślubie lepiej jest odłożyć w czasie. Nie ma się co spieszyć. Teraz do wszystkiego podchodzę z dystansem, bo nie chciałabym drugi raz się "sparzyć". Dobrze, że nie mieliśmy dzieci, to było nam łatwiej, choć wciąż gdzieś we mnie jest jeszcze ból. Wiem, że ten związek nie miał szansy przetrwania ale jest mi przykro. I czasem myślę, że może kiedyś spotkam kogoś, komu zaufam, z kim stworzę cudowną rodzinę. Niestety ślubu w kościele już nie będę mogła z nim wziąć, a dla mnie to ważne, bo jestem osobą wierzącą...
Joanna Karzyńska
j.karzynska@gazetaolsztynska.pl
j.karzynska@gazetaolsztynska.pl
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Dorota #3080956 13 lis 2021 20:28
"Wysokie podatki i nadmiar regulacji zniechęca ludzi do podejmowania działalności. Dokładnie ten sam mechanizm niszczy mężczyzn i rodzinę. Gdyby nie państwo, które pozbawia mężczyznę pieniędzy i możliwości opiekowania się rodziną (bo tak należy widzieć „ochronę” kobiet, jaką zapewnia państwo), problem by nie istniał. Należy zlikwidować zastępczego męża w postaci „Pana Państwo”, z którym mężczyźni muszą konkurować i z którym nie mają szansy na dłuższą metę wygrać – przekonuje Warszawski"
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz