Jedna z 29 skradzionych ikon wróciła do Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie [ZDJĘCIA]
2021-12-21 17:05:30(ost. akt: 2021-12-21 16:54:40)
31 lat temu w Olsztynie skradziono 29 wartościowych ikon. Jedną z nich, przedstawiającą Michała Archanioła, odnaleziono w Niemczech. Wróciła właśnie na zamek.
W pierwszej chwili trudno było uwierzyć, że 29 drogocennych ikon zniknęło z Muzeum Warmii i Mazur. Bo niby jak można włamać się do zamku obronnego? Złodzieje zabrali 29 ikon. We wtorek 21 grudnia jedna z nich wróciła do Olsztyna.
— Kradzież wartościowych ikon miała miejsce w grudniu 1990 roku, czyli dokładnie 31 lat temu. Takie zdarzenie dla muzealników jest traumatyczne. To tak, jakby stracić coś niezwykle ważnego, jakby stracić najbliższą osobę w sposób kompletnie nieprzewidywalny. Na przykład w wypadku samochodowym czy w niewytłumaczalnej, wręcz irracjonalnej sytuacji — mówi Piotr Żuchowski, dyrektor Muzeum Warmii i Mazur. — Proszę sobie wyobrazić, jak bardzo ucieszyła nas wiadomość o tym, że jedną z 29 ikon udało się odnaleźć i że wróci do naszego muzeum. I jak bardzo cieszymy się, że już jest ponownie z nami.
— Odzyskanie tej ikony jest niezwykłe, bo takie wydarzenie miało miejsce pierwszy raz w Europie. Udało się skutecznie zastosować procedurę przewidzianą w dyrektywie Rady Europejskiej i Parlamentu Europejskiego. Jej celem jest zwrot skradzionych zabytków i nielegalnie przemieszczonych z terytorium państwa członkowskiego — dodaje Elżbieta Rogowska z Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. — Nie byłoby tej ikony w Olsztynie, gdyby nie zrozumienie i bliska współpraca z muzealnikami z Olsztyna i z Niemiec.
Ikona do Polski przyjechała z Muzeum Ikon w Recklinghausen w Nadrenii Północnej-Westfalii. Trafiła tam w 2019 roku za sprawą kolekcjonera dzieł sztuki dr Reiner Zerlina. Podarował on miastu Recklinghausen kolekcję składającą się z około 250 obiektów sztuki wschodnio-chrześcijańskiej, głównie greckich i rosyjskich ikon drewnianych. Kiedy latem 2020 roku kolekcja została zaprezentowana na wystawie czasowej w Kunsthalle w Recklinghausen, udostępnionej również online, pracownik ministerstwa rozpoznał skradzioną ikonę.
— Na znalezienie czeka kolejnych 28 ikon, które padły ofiarą kradzieży — podkreśla Elżbieta Rogowska. — Mogę zdradzić, że bardzo intensywnie nad tym pracujemy.
Wartość skradzionych dzieł ze szkół moskiewskiej i nowogrodzkiej oceniono na 912 milionów ówczesnych złotych. Ile warta jest odzyskana ikona? Na razie trudno oszacować.
— Jest to malarstwo doskonałe. Można powiedzieć, że mistrz wykazał biegłość, gdy chodzi o kompozycję, rysunek i kładzenie koloru — opowiada o ikonie Andrzej Rzempołuch, kierownik działu sztuki dawnej i rzemiosła artystycznego Muzeum Warmii i Mazur. — Ta ikona ma piękne nasycenie barwy. Jest doskonale przetworzona, czyli niesamowicie przeniesiono istotę anielskości na formę malarską. To wynika między innymi z kładzenia czerwieni na złocie, co jest charakterystyczne dla Michała Archanioła.
Jak skradziono ikony z muzeum?
Złodzieje wcale nie zastosowali sztuczek rodem z filmu „Mission: Impossible”, gdzie grany przez Toma Cruise'a bohater wisząc na linie musiał niemalże lewitować nad podłogą, kiedy włamywał się do siedziby głównej CIA. W Olsztynie w nocy z 5 na 6 grudnia 1990 roku włamywacze przy pomocy składanej drabinki dostali się do znajdującego się na wysokości ok. 10 metrów okna. Wycięli siatkę zabezpieczającą, wypchnęli fragment okna witrażowego, po czym zbili wewnętrzną szybę i już byli u celu. Cenne ikony ze szkoły moskiewskiej i nowogrodzkiej datowane na XVI-XVIII w. wybierali z kolejnych gablot niczym produkty ze sklepowej półki.
Prasa natychmiast obwołała to największym rabunkiem w historii ówczesnego województwa olsztyńskiego. W grudniu tamtego roku „Gazeta Olsztyńska” pisała: „Pracownicy muzeum ostatni raz wchodzili do sal kopernikowskich w poniedziałek, 3 grudnia — mówi Grażyna Kobrzeniecka-Sikorska. — Potem do godziny 11.30 w piątek drzwi były zamknięte i zaplombowane. W piątek mieliśmy gości z Leningradu: profesora, specjalistę od ikon z Ermitrażu i jego żonę. Chcieli obejrzeć nasze ikony. Weszliśmy we trójkę do Sali Administratorów i dech mi w piersiach zaparło. Coś krzyknęłam, nie pamiętam już co. Pobiegłam do telefonu na portiernię, żeby z parteru zawiadomić dyrektora Cygańskiego. Dyrektor był zajęty na kolegium kustoszów, nie chcieli go poprosić do telefonu. Pobiegłam na górę, przeprosiłam, powiedziałam co się wydarzyło. Dyrektor był kompletnie zszokowany. Mówił coś o tym, że 19 grudnia szykował się jubileusz muzeum, ale fety nie będzie, bo w muzeum żałoba”.
— To był czarny dzień. Jeden z najczarniejszych w moim życiu zawodowym — wspominał 25 lat po kradzieży Janusz Cygański, który dyrektorem Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie był w latach 1987-2013. — Pamiętam to jako szczególnie ciężki czas dla mnie, ponieważ wydarzyło się to akurat wtedy, kiedy moja mama umierała w szpitalu. Z jednej strony miałem więc dramat rodzinny, a z drugiej jeszcze taką historię w pracy.
Dlaczego nie złapano złodziei?
Od początku działano po omacku. Jak ogromne było zamieszanie świadczy to, że prowadzącą śledztwo policja długo nie mogła ustalić nawet dokładnej daty napadu. W końcu mundurowi doszli, że najpewniej wszystko wydarzyło się w nocy 5 na 6 grudnia, ponieważ według relacji świadka, w środę ok. godz. 22 przy murze zamkowym zauważono parkującego opla kadetta o jasnym kolorze. Dwóch nieznanych mężczyzn miało wkładać do auta dwa mocno wypchane worki, po czym opel pojechał pod prąd ulicą Nowowiejskiego. Historia była jednak jeszcze ciekawsza. Ironizowano, że skok w Olsztynie był chyba pierwszą tak głośną kradzieżą w Polsce, którą w pewnym sensie „zapowiedziała” lokalna prasa. Już 21 września jeden z pracowników Galerii BWA obchodząc otoczenie zamku zauważył bowiem schowaną pod liśćmi drabinę. O podejrzanym znalezisku powiadomiono policję, a ta potwierdziła, że może to być sprzęt służący do wspinania się po murach i być może kradzieży. Rozpoczęto obserwację. Przez długie tygodnie z ukrycia przyglądano się, czy zjawi się właściciel drabiny. Nikt jednak nie przychodził, dlatego ludzie zostali odwołani. Dalszy ciąg wydarzeń jest już znany.
Nadkomisarzem wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie, który nadzorował sprawę, był wówczas Jerzy Punda.
— To była największa kradzież, z którą miałem do czynienia. I zapewne kradzież na zlecenie. Do rozwiązania zagadki zostało zaangażowanych bardzo wielu policjantów, Warszawa zawiadomiła też Interpol. Sprawdzaliśmy każdy ślad, bo ludzie skuszeni 50-milionową nagrodą dzwonili z zaskakującymi informacjami. Skontaktowała się z nami chociażby kobieta, która wskazała konkretnego mężczyznę jako sprawcę, ale była to zemsta opuszczonej żony — opowiadał o okolicznościach śledztwa.
Kradzieży można było uniknąć, gdyby muzealny system zabezpieczeń był szczelniejszy. 31 lat temu temu pisaliśmy: „System alarmowy w olsztyńskim zamku istnieje, ale jest to atrapa. Część urządzenia zdemontowano wcześniej, zaś ono samo wysiadło podobno zaraz po założeniu na początku lat 70. — Działało jeden dzień! — precyzuje wieloletni pracownik muzeum. — Fotokomórka uruchamiała syrenę w portierni. Potem coś zepsuło się i tak to trwa od kilkunastu lat”. Cały system był więc fikcją, ale nikt nie wierzył, że może on zostać obnażony w taki sposób.
Do dziś nie złapano sprawców kradzieży.
ADA ROMANOWSKA, rb
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Stary dziad #3085804 22 gru 2021 13:26
Jejku, muszę popatrzeć co tam w chlewiku dziadek z NKWD pochował z czasów gdy wyzwalał Polskę. Będzie za co alko kupić.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz
Tutejszy2 #3085780 22 gru 2021 08:53
Zaginionych (ukradzionych) dzieł sztuki szukajcie w USA. Większość naszych strat wojennych jest w kolekcjach za oceanem a tylko garstka "na wschodzie".
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz