Wspominają jedyną szkołę wojskową w Olsztynie. Centrum Szkolenia Uzbrojenia i Elektroniki nie działa już od 20 lat
2022-06-10 18:31:00(ost. akt: 2022-06-10 16:26:03)
To była jedna z najlepszych szkół wojskowych w Polsce. Centrum Szkolenia Uzbrojenia i Elektroniki w 2002 roku zostało zamknięte. Choć minęło 20 lat, trudno o niej zapomnieć. Dlatego ostatni rocznik kadetów wróci do uczelnianych murów.
Dokładnie 20 lat temu w czerwcu zlikwidowano w Olsztynie jedyną szkołę wojskową. Centrum Szkolenia Uzbrojenia i Elektroniki mieściło się przy ul. Saperskiej. Dlaczego szkoła zniknęła z mapy miasta?
— W tamtym czasie byliśmy młodzi. Mieliśmy zaledwie po 19-20 lat i nikt z nas nie miał zielonego pojęcia o wojsku, a tym bardziej o polityce wojskowej na szczeblu operacyjnym oraz strategicznym. Wtedy w ogóle były likwidowane wszystkie szkoły chorążych w całej Polsce — opowiada Piotr Sopczak, absolwent Centrum Szkolenia Uzbrojenia i Elektroniki w Olsztynie i do dziś wojskowy. — Pamiętam, jak na placu apelowym podczas popołudniowej musztry instruktor st. chor. szt. Kołodziejczak, pseudonim „Koło” — tak na niego wołaliśmy po części od nazwiska i po części dlatego, bo wszędzie jeździł swoją kolarzówką — powiedział, że „wszystkie szkoły chorążych są likwidowane, bo Wojsko Polskie musi być zredukowane z 320 tys. żołnierzy do 210 tys.” A do tego tam, gdzie remontowali stołówkę żołnierską, za chwilę likwidowali też jednostkę wojskową. A u nas w 2002 roku zaczął się właśnie remont stołówki…
Nie tylko trep
Czy remont stołówki wpłynął na decyzję o zamknięciu szkoły? Chorążówki zamykano wówczas zgodnie z planem reformy szkolnictwa wojskowego, wdrażanym przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Takich szkół funkcjonowało wtedy 21 w Polsce, trzy na Warmii i Mazurach — w Elblągu, Kętrzynie i w Olsztynie. Każdy, kto ukończył taką szkołę, zostawał żołnierzem zawodowym w stopniu młodszy chorąży w Korpusie Chorążych, czyli gdzieś w środku całej hierarchii wojskowej.
— W 2000 roku, kiedy składałem dokumenty do szkoły chorążych, był to mój drugi wybór po UWM. Los, a może „żołnierskie szczęście” zdecydowało, że z jedną z pierwszych lokat dostałem się do „wojska” — dodaje Tomir Stalewicz, absolwent olsztyńskiej chorążówki i zawodowy wojskowy. — Szkoła uczyła bycia specjalistą. Oczywiście nikt po skończonej nauce nie uważał się za omnibusa z danej specjalności, ale z drugiej strony byliśmy pasjonatami niektórych przedmiotów. Choć mój żołnierski los nie skierował mnie do wojsk pancernych i zmechanizowanych, do dnia dzisiejszego z rozrzewnieniem wspominam trenażer systemu stabilizacji armaty w czołgu T-72. To tutaj instruktorzy oraz wykładowcy wpoili nam, żeby czerpać wiedzę z każdego źródła i od bardziej doświadczonych żołnierzy, i od młodszych stopniem, np. szeregowych, kaprali czy sierżantów. Nauka w szkole rozwijała. Pozwalała na pozostanie człowiekiem, a nie tylko „trepem”.
— W tamtych czasach ta szkoła była jedną z najlepszych szkół wojskowych w Polsce. W środowisku wojskowym szanowano absolwentów z tej uczelni, bo byli oni cenionymi fachowcami pod kątem uzbrojenia. Budziła respekt — podkreśla Piotr Sopczak. — Szkoła nabierała rozpędu. Mój rocznik był pierwszym rocznikiem, dla którego MON wyraziło zgodę na przyjęcie pierwszych dziewczyn do wojska. Na 32 kadetów przyjęto ich trzy: Agnieszkę, Darię i Kamilę. W kolejnych latach miało być ich coraz więcej, ale na tym się skończyło. Byliśmy pierwszym i zarazem ostatnim rocznikiem z tak pionierskim posunięciem.
Wtedy nie było internetu
Jako że szkoła budziła respekt, przyciągała też ludzi, którzy nie zawsze marzyli o wojsku.
— Nie mam w rodzinie tradycji wojskowych. Ale zdecydowałem się na szkołę wojskową, bo zawsze — już za przedszkolaka, a potem w szkole podstawowej — ganiałem z patykiem po podwórku i bawiłem się z kolegami w wojnę. Zawsze siedział we mnie taki „żołnierzyk”. Lubiłem też uprawiać sport, szczególnie sztuki walki, a później koszykówkę, więc tata zaproponował mi: „Może po maturze wojsko…?”. Puściłem to mimo uszu. Do tego pod moje technikum przed maturą podjechał STAR 200 (pojazd wojskowy) i z niego wyskoczyli żołnierze w zielonych mundurach. Chyba coś chyba sprzątali… I wtedy, gdy zobaczyłem żołnierzy na żywo, dotarło do mnie, że muszę zrobić wszystko, aby nie iść do wojska. Po części się go bałem. To były lata 98-99. Narracja w telewizji była taka, że w wojsku jest fala, czyli znęcanie się nad młodszymi. Nawet nakręcili o tym film „Samowolka”, a w TVP2 leciał serial o tym „Kawaleria powietrzna” — wspomina Piotr Sopczak. — Nie było wtedy internetu, Netflixa, Youtube… Pamiętam jednak, jak tydzień przed maturą siedzieliśmy w klasie od polskiego. Nauczycielka Barbara Napiórkowska zapytała, gdzie idziemy po maturze. Jeden z moich dobrych kolegów Piotrak powiedział, że do wojska do Olsztyna. „Człowieku, zgłupiałeś do reszty?” — usłyszał od nas.
I dodaje: — Piotrak zaproponował: „A może wszyscy pójdziemy do wojska?” Byliśmy klasą męską, która liczyła 31 chłopaków. Po kilku minutach zebraliśmy się jeszcze raz naszą paczką klasową, około 10 chłopaków i zaczęliśmy o tym rozmawiać. Piotrak przedstawiał nam to w ten sposób: „Chłopacy, pochodzę z bardzo małej miejscowości, z Dźwierzut. Codziennie dojeżdżam. Dzięki wojsku będę miał stałą wypłatę, regularne jedzenie, a w przyszłości może nawet mieszkanie i prestiż. Dodatkowo w dwuletniej szkole wojskowej w Olsztynie nie ma fali i nie trzeba iść do „Z-tki”, 18-miesięcznej służby zasadniczej”. Reszta chłopaków też się zajarała i umówiliśmy się w 10 osób, że po maturze w sierpniu spotykamy się na egzaminach w Olsztynie. W biurze przepustek byłem jednak tylko jedyny z naszej paczki.
Turbo dojrzewanie mentalne
A później rzeczywiście nie było fali?
— Pamiętam, jak staliśmy wszyscy w szeregu pod magazynem broni i zdawaliśmy nasze oporządzenie po zajęciach. I wtedy stanął przed nami nasz dowódca plutonu chor. Jasiński i powiedział: „Będziecie mieli w szkole prze…, ale wspomniecie kiedyś moje słowa, że to będą wasze najlepsze lata w życiu”. Miał rację. To był mój najlepszy czas w życiu i żadnej chwili z tamtych czasów bym na nic nie zamienił — podkreśla Piotr Sopczak. — Z dziecka stałem się prawdziwym mężczyzną, w pełni świadomy swoich wartości i celów w życiu. Nazwałbym to w moim przypadku turbo dojrzewaniem mentalnym do samodzielnego funkcjonowania w społeczeństwie pod każdym względem. Choć przyszedłem do uczelni wojskowej tylko po to, aby odbębnić służbę zasadniczą i odejść, to śmieję się czasem sam z siebie, że odchodzę już tak 22 lata.
— Po 20 latach „żołnierskie szczęście” skierowało mnie do Marynarki Wojennej RP, choć w 2000 roku taka myśl nie przemknęła mi przez głowę. Teraz dzięki zaszczepionym wzorcom właśnie w Szkole Chorążych, staram się być jak najlepszym ambasadorem „olsztyńskich uzbrojeniowców” — zdradza pan Tomir. — Dzisiaj w obiektach szkoły znajduje się 22 Wojskowy Oddział Gospodarczy, który umożliwił nam wizytę w murach byłego Centrum, za co serdecznie dziękujemy komendantowi, ppłk Arkadiuszowi Mroczkowi.
Bracia się wspierają
Po 20 latach znowu dojdzie do spotkania przy ul. Saperskiej. Na zjazd, który odbędzie się w weekend 10-12 czerwca przyjedzie 19 z 31 osób, które ukończyły szkołę w 2002 roku.
— W pierwszym dniu po dostaniu się do szkoły, ogoleniu na łyso, przydzielono mnie do pokoju nr 207. Zamieszkałem z trzema chłopakami, którzy zostali moimi największymi, najlepszymi, wiernymi kolegami na całe życia. Co jakiś czas staramy się spotykać z naszymi obecnymi rodzinami, nazywając siebie tzw. „Pokojem 207” — opowiada Piotr Sopczak. — W 2021 roku zorganizowałem zjazd wakacyjny „Pokoju 207” z rodzinami w domkach turystycznych przy jeziorku koło Iławy. Przy wieczornym grillu Tomir zaproponował, aby zorganizować spotkanie naszego rocznika. Dużo się w moim życiu działo, więc nie byłem entuzjastą tego pomysłu, ale widziałem, że Tomirowi zależy. Jesteśmy nieformalnymi braćmi, a bracia się wspierają nawet, gdy drugiemu mocno się nie chce. Odpowiedziałem: „Rozkaz!”.
A na ile dzisiaj taka szkoła byłaby potrzebna w Olsztynie?
— W życiu wszystko zatacza koło. Na obecną chwilę rozkazy wojskowe mówią, aby polską armię rozwijać i znowu wracamy z redukcji 120 tyś. armii do zwiększania wojska kilkukrotnie. Nie mnie jednak to oceniać — zauważa pan Piotr. — Uważam jednak, że szkolnictwa wojskowego nigdy za mało.
ADA ROMANOWSKA
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Ryszard Jedliński #3101401 11 cze 2022 03:12
Jestem absolwentem z czynnej służby, rocznik 1971, i jako młodszy specjalista, po 6cio miesięcznej szkole pojechałem do innej jednostki
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz