Spieszmy się kochać ludzi... Tak szybko odchodzą
2023-11-01 19:26:44(ost. akt: 2023-11-01 19:29:55)
Dzień Wszystkich Świętych w naszym kraju to rodzinne spotkania nad grobami. Ludzie przejeżdżają setki kilometrów, by odwiedzić cmentarze,zapalić znicze na grobach rodziców, męża, żony, dzieci, znajomych i przyjaciół. To czas kiedy zatrzymujemy się i rozmyślamy nad sensem ludzkiego życia, nad naszym przemijaniem. Nauczmy się kochać ludzi, wybaczać, cieszyć się z ich obecności, bo za chwilę może ich już nie być wśród nas...
Święto Zmarłych to jeden z najsmutniejszych dni w roku, dzień pełen melancholii, zadumy, wspomnień o bliskich, których już nie ma obok nas, ale pozostają wciąż w naszej pamięci. Uśmiechają się z fotografii, otulają ciepłem wełnianego szalika wydzierganego dla nas przez babcię w prezencie gwiazdkowym, odmierzają upływający czas na wyblakłym cyferblacie zegarka podarowanego przez ojca. Bywa, że są w naszych myślach na co dzień, ale w tym listopadowym czasie wspominamy ich w szczególny sposób i dajemy temu wyraz pochylając głowy nad grobami.
1 listopada Kościół katolicki obchodzi uroczystość Wszystkich Świętych. Dzień ten kojarzy się dla wielu ze zniczem, z grobem bliskich osób, z cmentarzem, dla innych z wiązanką kwiatów, jeszcze dla innych z modlitwą i pamięcią o tych, którzy wyprzedzili nas w drodze do wieczności.
1 listopada Kościół katolicki obchodzi uroczystość Wszystkich Świętych. Dzień ten kojarzy się dla wielu ze zniczem, z grobem bliskich osób, z cmentarzem, dla innych z wiązanką kwiatów, jeszcze dla innych z modlitwą i pamięcią o tych, którzy wyprzedzili nas w drodze do wieczności.
Nigdy nie jesteśmy gotowi na śmierć najbliższych...
Pani Leokadia na cmentarzu odwiedza męża, który do wieczności odszedł nagle 3 lata temu. Mimo, że mieszka z dziećmi, wciąż tęskni za swoją drugą połówką.
— Na grób przychodzę często, jakoś łatwiej mi znieść samotność. Patrzę jak płoną znicze i wspominam — opowiada 67-latka. — Przeżyliśmy razem wiele dobrych lat, ponad czterdzieści. Doczekaliśmy się dzieci i wnuków. Niestety, mąż pewnego dnia zasłab, wezwaliśmy pogotowie, jednak zawał był tak silny, że zmarł. Pierwszego listopada całą rodziną przyjeżdżamy na cmentarz, modlimy się, a potem zasiadamy razem do stołu i opowiadamy historie sprzed lat. Wspominamy tych bliskich, których już z nami nie ma — dodaje.
Idąc cmentarnymi alejami co chwila napotykamy groby naszych bliskich, przyjaciół, znajomych. Często mijamy groby dzieci. Jest ich wiele.
— Syn zmarł w wieku 12 lat — opowiada pani Kamila. — I choć minęło już ponad 10 lat ból jest ogromny. Za każdym razem gdy wspominam Michała nie mogę powstrzymać łez. To takie trudne, gdy rodzic musi pożegnać się z dzieckiem. Cały świat się wali człowiekowi na głowę. Obwinia się wszystkich, szczególnie siebie, że mogło się zapobiec, coś zmienić. Gdy stoję nad grobem dziecka i patrzę na płonące świece to myślami wracam do chwil kiedy syn był z nami. I choć mam jeszcze dwójkę dzieci to nic nie ukoi mojego bólu. O tym się nie zapomina — zapewnia.
Śmierć rodziców i bliskich tkwi w nas przez wiele lat i wywołuje smutek...
Pani Mariola po raz pierwszy ze śmiercią zetknęła się w wieku 9 lat, gdy w wypadku w pracy zginął jej ojciec. Dla małego dziecka była to sytuacja trudna i niezrozumiała.
— Pamiętam tylko płacz i trumnę ustawioną z tatą w dużym pokoju — wspomina. — Bałam się podejść do trumny. Mama tłumaczyła mi, że tata poszedł do nieba i że już nigdy go nie zobaczę. Nie rozumiałam, dlaczego nie ma go przy nas, dlaczego już nigdy nie będzie się ze mną bawił czy uczył jeździć na rowerze. Było mi smutno, bałam się go dotknąć. Najtrudniejszym momentem był pogrzeb i moment, kiedy trumnę spuszczano do grobu. Byłam w szoku, krzyczałam i pytałam mamę, dlaczego go zakopują. Przez długi okres po pogrzebie miałam traumę, płakałam, bałam się sama zasypiać i wychodzić po zmierzchu na podwórko. Towarzyszył mi też ogromny strach, że i mama może umrzeć... Przez całe dzieciństwo i młodzieńcze lata bardzo brakowało mi taty, jego wsparcia, pomocy. Z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których ojcowie podwozili je do szkoły, jeździli z nimi na wycieczki i pomagali wykonywać skomplikowane prace techniczne. Tęsknota za tatą była duża. Zawsze, kiedy miałam jakiś problem, pojawiałam się przy grobie i rozmawiałam z nim w myślach. W dzień swojego ślubu rano pojechałam na cmentarz, by z nim "porozmawiać". Mówiłam mu, że jest mi przykro, że nie będzie ze mną w tym wyjątkowym dniu, że nie poprowadzi mnie do ołtarza i nie zatańczy ze mną. Do dziś, gdy wspominam swojego tatę, łzy mi napływają do oczu. Niewiele mam wspomnień z nim, ale co roku w dzień zmarłych siadamy z mamą, moim mężem i dziećmi, otwieramy album ze zdjęciami i wspominamy.
Pani Joanna pożegnała w krótkim czasie cztery najważniejsze osoby.
— Najpierw brat zmarł nagle na zawał. Miał 39 lat i był człowiekiem, którego nie sposób było nie lubić. Dusza towarzystwa, pełen pozytywnej energii, osoba, która z każdej sytuacji potrafiła znaleźć wyjście — opowiada. — 20 grudnia jest pogrzeb, a 4 dni później zasiadamy do wigilijnego stołu. Nie jesteśmy w stanie składać sobie życzeń, bo każdy z nas w gardle ma dławiącą gulę, a po twarzy płyną łzy. Pojawia się rok później iskra w tunelu smutku, bo okazuje się, że jestem w ciąży. Niestety, w siódmym miesiącu ciąża dziecko umiera. Biała trumienka i ogrom bólu i pytanie "dlaczego?" Pytam Boga coraz częściej, lecz nie odnajduję odpowiedzi... Po trzech latach tata umiera. Niestety, nie mam czasu przeżywać żałoby, bo mama choruje. Umiera 8 miesięcy po tacie. Zostaję tylko z mężem. Nie ma już tych, których kochałam najbardziej. Zostają zdjęcia i wspomnienia. Ale one tak bardzo bolą. Cisza i pustka w domu. Świadomość, że już ich nigdy nie zobaczę, i że nie ma ich przy mnie jest okrutna. Kiedy odwiedzam ich na cmentarzu, nie mogę powstrzymać łez. Czas nie leczy ran, a tęsknota nie mija...
Pani Leokadia na cmentarzu odwiedza męża, który do wieczności odszedł nagle 3 lata temu. Mimo, że mieszka z dziećmi, wciąż tęskni za swoją drugą połówką.
— Na grób przychodzę często, jakoś łatwiej mi znieść samotność. Patrzę jak płoną znicze i wspominam — opowiada 67-latka. — Przeżyliśmy razem wiele dobrych lat, ponad czterdzieści. Doczekaliśmy się dzieci i wnuków. Niestety, mąż pewnego dnia zasłab, wezwaliśmy pogotowie, jednak zawał był tak silny, że zmarł. Pierwszego listopada całą rodziną przyjeżdżamy na cmentarz, modlimy się, a potem zasiadamy razem do stołu i opowiadamy historie sprzed lat. Wspominamy tych bliskich, których już z nami nie ma — dodaje.
Idąc cmentarnymi alejami co chwila napotykamy groby naszych bliskich, przyjaciół, znajomych. Często mijamy groby dzieci. Jest ich wiele.
— Syn zmarł w wieku 12 lat — opowiada pani Kamila. — I choć minęło już ponad 10 lat ból jest ogromny. Za każdym razem gdy wspominam Michała nie mogę powstrzymać łez. To takie trudne, gdy rodzic musi pożegnać się z dzieckiem. Cały świat się wali człowiekowi na głowę. Obwinia się wszystkich, szczególnie siebie, że mogło się zapobiec, coś zmienić. Gdy stoję nad grobem dziecka i patrzę na płonące świece to myślami wracam do chwil kiedy syn był z nami. I choć mam jeszcze dwójkę dzieci to nic nie ukoi mojego bólu. O tym się nie zapomina — zapewnia.
Śmierć rodziców i bliskich tkwi w nas przez wiele lat i wywołuje smutek...
Pani Mariola po raz pierwszy ze śmiercią zetknęła się w wieku 9 lat, gdy w wypadku w pracy zginął jej ojciec. Dla małego dziecka była to sytuacja trudna i niezrozumiała.
— Pamiętam tylko płacz i trumnę ustawioną z tatą w dużym pokoju — wspomina. — Bałam się podejść do trumny. Mama tłumaczyła mi, że tata poszedł do nieba i że już nigdy go nie zobaczę. Nie rozumiałam, dlaczego nie ma go przy nas, dlaczego już nigdy nie będzie się ze mną bawił czy uczył jeździć na rowerze. Było mi smutno, bałam się go dotknąć. Najtrudniejszym momentem był pogrzeb i moment, kiedy trumnę spuszczano do grobu. Byłam w szoku, krzyczałam i pytałam mamę, dlaczego go zakopują. Przez długi okres po pogrzebie miałam traumę, płakałam, bałam się sama zasypiać i wychodzić po zmierzchu na podwórko. Towarzyszył mi też ogromny strach, że i mama może umrzeć... Przez całe dzieciństwo i młodzieńcze lata bardzo brakowało mi taty, jego wsparcia, pomocy. Z zazdrością spoglądałam na koleżanki, których ojcowie podwozili je do szkoły, jeździli z nimi na wycieczki i pomagali wykonywać skomplikowane prace techniczne. Tęsknota za tatą była duża. Zawsze, kiedy miałam jakiś problem, pojawiałam się przy grobie i rozmawiałam z nim w myślach. W dzień swojego ślubu rano pojechałam na cmentarz, by z nim "porozmawiać". Mówiłam mu, że jest mi przykro, że nie będzie ze mną w tym wyjątkowym dniu, że nie poprowadzi mnie do ołtarza i nie zatańczy ze mną. Do dziś, gdy wspominam swojego tatę, łzy mi napływają do oczu. Niewiele mam wspomnień z nim, ale co roku w dzień zmarłych siadamy z mamą, moim mężem i dziećmi, otwieramy album ze zdjęciami i wspominamy.
Pani Joanna pożegnała w krótkim czasie cztery najważniejsze osoby.
— Najpierw brat zmarł nagle na zawał. Miał 39 lat i był człowiekiem, którego nie sposób było nie lubić. Dusza towarzystwa, pełen pozytywnej energii, osoba, która z każdej sytuacji potrafiła znaleźć wyjście — opowiada. — 20 grudnia jest pogrzeb, a 4 dni później zasiadamy do wigilijnego stołu. Nie jesteśmy w stanie składać sobie życzeń, bo każdy z nas w gardle ma dławiącą gulę, a po twarzy płyną łzy. Pojawia się rok później iskra w tunelu smutku, bo okazuje się, że jestem w ciąży. Niestety, w siódmym miesiącu ciąża dziecko umiera. Biała trumienka i ogrom bólu i pytanie "dlaczego?" Pytam Boga coraz częściej, lecz nie odnajduję odpowiedzi... Po trzech latach tata umiera. Niestety, nie mam czasu przeżywać żałoby, bo mama choruje. Umiera 8 miesięcy po tacie. Zostaję tylko z mężem. Nie ma już tych, których kochałam najbardziej. Zostają zdjęcia i wspomnienia. Ale one tak bardzo bolą. Cisza i pustka w domu. Świadomość, że już ich nigdy nie zobaczę, i że nie ma ich przy mnie jest okrutna. Kiedy odwiedzam ich na cmentarzu, nie mogę powstrzymać łez. Czas nie leczy ran, a tęsknota nie mija...
Nie zapominajmy o bohaterach...
1 listopada to również tradycja nawiedzania miejsc pamięci narodowej i cmentarzy wojennych. W tradycji polskiej pamięć o tych, dzięki którym żyjemy w wolnym kraju, nosi szczególne znamiona. Liczne znicze i kwiaty na grobach bliskich to tradycja chyba każdej polskiej rodziny. Istnieją jednak mogiły opuszczone i zapomniane i to od nas zależy, czy na nich również zapłonie symboliczny ogień pamięci.
1 listopada to również tradycja nawiedzania miejsc pamięci narodowej i cmentarzy wojennych. W tradycji polskiej pamięć o tych, dzięki którym żyjemy w wolnym kraju, nosi szczególne znamiona. Liczne znicze i kwiaty na grobach bliskich to tradycja chyba każdej polskiej rodziny. Istnieją jednak mogiły opuszczone i zapomniane i to od nas zależy, czy na nich również zapłonie symboliczny ogień pamięci.
Ocalić od zapomnienia
Szczęśliwy ten, którego grób odwiedzają bliscy. Nie ma bowiem nic smutniejszego na cmentarzu niż mogiły opuszczone, rozmyte przez deszcze i roztopy, z zardzewiałymi krzyżami, wytartymi nazwiskami, których nie da się już odczytać...
Wiele jest zaniedbanych i zapomnianych cmentarzy. Pochowani są na nich ludzie, którzy zamieszkiwali te ziemie na długo przed nami. Niektóre groby są skromne, inne ozdobione. Pochowane w nich osoby poza śmiercią łączy to, że obecnie prawie nikt o nich nie pamięta...
Często przejeżdżając przez niewielkie miejscowości widzimy porośnięte krzewami, zaniedbane cmentarze... Czasem o tym, że w danym miejscu był cmentarz, można się tylko domyślać na podstawie charakterystycznego ukształtowania terenu lub roślinności. Dawniej prawie w każdej wiosce był cmentarz. Przez wiele lat miejsca te zarosły, pomniki poprzewracały się, lub ktoś im w tym pomógł. Może warto ocalić te miejsca od zapomnienia? Bo przecież ile grobów, tyle ludzi w nich pochowanych...
Szczęśliwy ten, którego grób odwiedzają bliscy. Nie ma bowiem nic smutniejszego na cmentarzu niż mogiły opuszczone, rozmyte przez deszcze i roztopy, z zardzewiałymi krzyżami, wytartymi nazwiskami, których nie da się już odczytać...
Wiele jest zaniedbanych i zapomnianych cmentarzy. Pochowani są na nich ludzie, którzy zamieszkiwali te ziemie na długo przed nami. Niektóre groby są skromne, inne ozdobione. Pochowane w nich osoby poza śmiercią łączy to, że obecnie prawie nikt o nich nie pamięta...
Często przejeżdżając przez niewielkie miejscowości widzimy porośnięte krzewami, zaniedbane cmentarze... Czasem o tym, że w danym miejscu był cmentarz, można się tylko domyślać na podstawie charakterystycznego ukształtowania terenu lub roślinności. Dawniej prawie w każdej wiosce był cmentarz. Przez wiele lat miejsca te zarosły, pomniki poprzewracały się, lub ktoś im w tym pomógł. Może warto ocalić te miejsca od zapomnienia? Bo przecież ile grobów, tyle ludzi w nich pochowanych...
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez