Komar, Pchła, Osa - to nie tylko nazwy nielubianych owadów, ale i... łodzi. Właściciele jachtów, dezet i omeg wykazują się nieraz niezwykłą inwencją w nadawaniu im imion. - Wszystko zależy od widzimisię właściciela - tłumaczy pan Waldek z olsztyńskiej Warmii.
Niby Posejdon
Pomarszczona tafla jeziora, nad nią szare niebo, a wszystko to przecięte zielonym pasmem drzew. Piękny obrazek. Przycumowane do brzegu delikatnie bujaj się na falach łodzie. Bardzo różne łodzie - i te malutkie, przypominające raczej szalupy ratunkowe niż coś, czym można z przyjemnością pływać po jeziorze i te naprawdę spore, przywodzące na myśl luksusowe domy na wodzie. A na tych tak różnych łodziach całkiem różne nazwy. Są i imiona (głównie damskie), są nazwy owadów (- To taki zwyczaj. Mamy całą serię owadzią), ale są i takie oryginalne nazwy jak Perepłut. Perepłut to taki nasz słowiański niby Posejdon, niby Bachus. Nasi przodkowie wierzyli na przykład, że nie wolno wrzucać kamieni do jeziora, bo to może rozgniewać Perepłuta.
Ostatnia wydana złotówka
Napotkanego żeglarza, pana Henia, pytam o najbardziej oryginalną nazwę łodzi, jaką zdarzyło mu się zobaczyć.
- Oj, dużo tego. Ale chyba najciekawsza to Ostatnia wydana złotówka.
- Ostatnia wydana złotówka?! – dziwię się.
- A no tak. Franek wydał wszystko, żeby kupić tę łódź. Zawsze zazdrościł mi mojej Anki.
Pan Henio nadał nazwę swojej pierwszej łodzi po żonie Annie. Z żoną nie wyszło, ale druga łódź (tak z przyzwyczajenia) nosi nazwę Anka II.
Tylko 3 i pół
Obok wejścia do pokoju szefa KKS Warmia przycumowana jest do pomostu łódź o intrygującej nazwie 3 i pół. To dlatego, że pływa się na niej średnio - nie jest źle, ale mogłoby być lepiej.
- Nie ma obowiązku nadawania nazw łodziom. Wszystko zależy od widzimisię właściciela. Ale jak już się jakiejś imię nadaje, to musi być uroczyście - tłumaczy pan Waldek, pilnujący bezpieczeństwa olsztyńskich żeglarzy.
Szampana o burtę się nie rozbija. Za duże ryzyko zepsucia łodzi. Polewa się więc tylko pokład alkoholem. Tak na szczęście.
pele
Pomarszczona tafla jeziora, nad nią szare niebo, a wszystko to przecięte zielonym pasmem drzew. Piękny obrazek. Przycumowane do brzegu delikatnie bujaj się na falach łodzie. Bardzo różne łodzie - i te malutkie, przypominające raczej szalupy ratunkowe niż coś, czym można z przyjemnością pływać po jeziorze i te naprawdę spore, przywodzące na myśl luksusowe domy na wodzie. A na tych tak różnych łodziach całkiem różne nazwy. Są i imiona (głównie damskie), są nazwy owadów (- To taki zwyczaj. Mamy całą serię owadzią), ale są i takie oryginalne nazwy jak Perepłut. Perepłut to taki nasz słowiański niby Posejdon, niby Bachus. Nasi przodkowie wierzyli na przykład, że nie wolno wrzucać kamieni do jeziora, bo to może rozgniewać Perepłuta.
Ostatnia wydana złotówka
Napotkanego żeglarza, pana Henia, pytam o najbardziej oryginalną nazwę łodzi, jaką zdarzyło mu się zobaczyć.
- Oj, dużo tego. Ale chyba najciekawsza to Ostatnia wydana złotówka.
- Ostatnia wydana złotówka?! – dziwię się.
- A no tak. Franek wydał wszystko, żeby kupić tę łódź. Zawsze zazdrościł mi mojej Anki.
Pan Henio nadał nazwę swojej pierwszej łodzi po żonie Annie. Z żoną nie wyszło, ale druga łódź (tak z przyzwyczajenia) nosi nazwę Anka II.
Tylko 3 i pół
Obok wejścia do pokoju szefa KKS Warmia przycumowana jest do pomostu łódź o intrygującej nazwie 3 i pół. To dlatego, że pływa się na niej średnio - nie jest źle, ale mogłoby być lepiej.
- Nie ma obowiązku nadawania nazw łodziom. Wszystko zależy od widzimisię właściciela. Ale jak już się jakiejś imię nadaje, to musi być uroczyście - tłumaczy pan Waldek, pilnujący bezpieczeństwa olsztyńskich żeglarzy.
Szampana o burtę się nie rozbija. Za duże ryzyko zepsucia łodzi. Polewa się więc tylko pokład alkoholem. Tak na szczęście.
pele