Słowa Merza o „brudnej robocie” Izraela wywołują burzę w Niemczech

– Zamiast cynicznych i ignoranckich komentarzy oczekuję, że niemiecki rząd zrobi wszystko, by doprowadzić do deeskalacji sytuacji – powiedziała Luise Amtsberg z Zielonych, odnosząc się do słów szefa rządu.

Kontrowersyjna wypowiedź padła na marginesie szczytu G7 w Kanadzie, po tym, jak dziennikarka ZDF użyła określenia „brudna robota” w odniesieniu do izraelskich działań wojskowych. Merz przyjął to sformułowanie z aprobatą.

– Dziękuję pani za to określenie. To rzeczywiście brudna robota, którą Izrael wykonuje w naszym imieniu. My również jesteśmy ofiarami tego reżimu. Reżimu mułłów, który przyniósł światu śmierć i zniszczenie – powiedział kanclerz. – Mam ogromny szacunek dla izraelskiej armii i przywódców za odwagę, jaką się wykazali – dodał.

Słowa te wywołały krytykę, także w szeregach współrządzącej SPD. – Taki język wywołał irytację w klubie parlamentarnym – powiedział portalowi ZDFheute.de Adis Ahmetović, ekspert SPD ds. polityki zagranicznej.

Ostre głosy dezaprobaty popłynęły również ze strony Zielonych, Lewicy oraz Sojuszu Sahry Wagenknecht. – W tak napiętej sytuacji oczekuję odpowiedzialności, a nie prowokacyjnych uwag – powtórzyła Luise Amtsberg.

Sam Merz broni się, twierdząc, że jego słowa spotkały się z szeroką akceptacją i tylko potwierdzają słuszność jego stanowiska.

Sprawę komentują również niemieckie media. Severin Weiland z „Der Spiegel” ostrzega, że wypowiedź Merza może oznaczać zerwanie z dotychczasową linią niemieckiej polityki zagranicznej. – To zdanie brzmi jakby wyjęte z retoryki Donalda Trumpa – pisze dziennikarz. – Budzi pytania o to, czy Niemcy rezygnują z dotychczasowego kursu dyplomatycznego wobec Iranu.

Weiland przypomina, że jeszcze dziesięć lat temu ówczesny minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier – obecnie prezydent Niemiec – wyrażał nadzieję na nowy rozdział w relacjach z Iranem po podpisaniu porozumienia nuklearnego. Merz, jego zdaniem, wykonał dramatyczny zwrot.

„Die Zeit” przedstawił dwa przeciwstawne stanowiska w sprawie słów kanclerza. Georg Ismar broni Merza, podkreślając jego bezpośredniość i gotowość do wypowiedzi niewygodnych, ale – jego zdaniem – potrzebnych. – Takie jasne słowa mogą przynieść polityczne korzyści i zwiększyć wpływ Niemiec na izraelską politykę – twierdzi komentator.

Zdecydowanie odmienne stanowisko zajęła Sara Maria Behbehani. – „Brudna robota”: co za określenie! Takie słowa nie przystoją niemieckiemu kanclerzowi – pisze, zaznaczając, że kanclerz powinien kierować się godnością urzędu i odpowiedzialnością, a nie retoryką wojenną. – Co z cywilami, którzy giną? Czy oni również są częścią tej „brudnej roboty”? – pyta retorycznie autorka.

Na temat wypowiedzi Merza piszą także media regionalne. „Märkische Oderzeitung” ocenia, że choć jego słowa nie przeszłyby przez usta większości dyplomatów, to jednak są wyrazem brutalnie szczerej realpolitik. – Milczenie lub owijanie w bawełnę nie jest właściwym podejściem. Tylko nazywając rzeczy po imieniu, polityka może być zrozumiała – czytamy w komentarzu.

źródło: Interia