Wassermann: To przecież absolutna prowokacja

2024-09-11 08:54:25(ost. akt: 2024-09-11 08:59:46)

Autor zdjęcia: wPolsce24

Poseł PiS Małgorzata Wassermann nie ma żadnych wątpliwości, że działania prowokatorów, zakłócających w haniebny sposób obchody miesięcznic smoleńskiej, są po prostu „sterowane”. „Policja pozwala na to, żeby oni na nas fizycznie natarli. (…) Przecież to jest dla mnie absolutna prowokacja” - podkreśliła w programie „Gość Wiadomości wPolsce24”.
Są to działania absolutnie sterowane
Prowokatorzy podjęli kolejną próbę złożenia haniebnej tabliczki przed Pomnikiem Ofiar Tragedii Smoleńskiej 2010 roku!

Co kieruje tymi ludźmi? Red. Michał Adamczyk pytał o to na antenie telewizji wPolsce24 poseł PiS Małgorzatę Wassermann.

Ja nie mam żadnych wątpliwości, że ci ludzie nie przychodzą tam dlatego, że im się to podoba. Być może im się to podoba, bo są to ludzie specyficzni. Natomiast są to działania absolutnie sterowane. Ich celem jest zrobienie tam za każdym razem awantury i uwikłanie nas w tę awanturę. Oczywiście takim długofalowym celem jest to, aby społeczeństwo zostało znowu bardzo „umęczone” tym faktem, że ktoś składa wieniec pod pomnikiem. Problem tylko polega na tym, że po prostu my chcemy podjechać, położyć wieniec i odjechać. Natomiast oni nam to uniemożliwiają, wymyślając przeróżne akcje z tym związane. Te akcje mają właśnie za zadanie nakierować opinię publiczną na to, że tam są burdy, żeby w końcu powiedzieli: „Boże, daliby już spokój”

— mówiła Małgorzata Wassermann.

Każdy z państwa idzie na cmentarz, kładzie kwiaty, zapala znicz i odchodzi. My chcemy tylko tego samego! Nie chcemy ani asysty policji, ani tych ludzi, ani rozgłosu! My chcielibyśmy, zrobić to w ciszy i spokoju

— dodała.

„Rozpoczęli te burdy, które trwają do dzisiaj”
Jak zauważyła poseł PiS, „nie dzieje się to od samego początku”.

Do 2015 roku raz w miesiącu przejeżdżaliśmy na Wawel do prezydenta Lecha Kaczyńskiego i proszę mi wierzyć, że przez pięć lat nikt nawet nie wiedział, że my tam przychodzimy na tę godzinę, jest Msza, składamy kwiaty i wychodzimy

— opowiedziała.

Po wygraniu wyborów, wtedy kiedy Donald Tusk, Grzegorz Schetyna i cała reszta zapowiedzieli, że będzie teraz „ulica i zagranica”, wymyślili właśnie ten patent na przeszkadzanie nam w tym i rozpoczęli te burdy, które trwają do dzisiaj

— mówiła dalej.

Każdy człowiek ma potrzebę, po pierwsze, pochowania swojego bliskiego. Jak wiemy, każdy szuka tej prawdy i jeżeli jest taka potrzeba, sprowadza się nieraz bardzo długo i z trudnych warunków ciało. Myśmy to wszystko przeżyli. Walczyliśmy o to, żeby nasi bliscy wrócili i walczyliśmy, i walczymy o to, żeby uzyskać jednoznaczne wyniki, jeżeli chodzi o to, co się wydarzyło i tak jak każdy człowiek chcemy mieć prawo, po prostu wtedy, kiedy mamy takie poczucie, że byśmy chcieli to zrobić, położyć tę wiązankę, zapalić znicz i się pomodlić

— kontynuowała.

I nagle się okazuje, że przychodzi kilka osób w asyście policji - bo to tak trzeba uczciwie nazwać - mówią: „Nie, wy do tego prawa nie macie”. I zaczynają się bardzo niewybredne okrzyki, napisy i blokowanie fizyczne

— dodała.

„Przecież to jest dla mnie absolutna prowokacja”
Małgorzata Wasserman opowiedziała w telewizji wPolsce24, że próbowała kilka razy nawiązać z tymi ludźmi jakikolwiek kontakt.

Ale to się mija jakby z celem, dlatego że oni są absolutnie odporni na wszystkie argumenty. Macie zresztą państwo nagrania i zdjęcia. Ich zachowanie i sposób bycia tych ludzi, widać na tych nagraniach, że oni są niesamowicie pobudzeni

— mówiła.

Parlamentarzystka wskazała też na dość postawę policji….

Szanowni państwo, nie bądźmy dziećmi. Nas przychodzi garstka, ich przychodzi parę osób. To są zgłoszone normalnie zgromadzenia publiczne. Policja potrafi rozdzielić między sobą ogromne grupy, potrafi zarządzać takimi imprezami wysokiego ryzyka jak mecze, czy jakiekolwiek inne i nie dopuścić do tego, by dwie grupy, które są zarejestrowane, się ze sobą zetknęły. Tutaj dochodzi do kontaktu fizycznego

— opowiedziała.

Ja to widziałam dzisiaj bardzo wyraźnie. Policja pozwala na to, żeby oni na nas fizycznie natarli. Ja nie mogę powiedzieć, żebym widziała rękoczyny, natomiast to, że ich dopuszcza fizycznie, oni zaczynają nas bardzo mocno spychać, głównie idąc w kierunku prezesa [Jarosława Kaczyńskiego]. To jest ich celem. I policja dopiero gdy dochodzi do kontaktu fizycznego, który już wtedy przestaje być kontrolowany - a tam są kobiety w środku, niektórzy są niskiego wzrostu - ten tłum zaczyna nacierać, zaczyna się robić niebezpiecznie i ewentualnie wtedy zaczyna rozdzielać

— kontynuowała.

Przecież to jest dla mnie absolutna prowokacja

— podkreśliła.

„Organy państwa zezwalają grupie wyrzutków robienie tego typu rzeczy”
Jak zaznaczyła Małgorzata Wassermann w rozmowie z red. Michałem Adamczykiem, celem jest odczłowieczenie i przedstawienie obrazu uczestnictwa „w jakichś dzikich burdach”.

Nie dajcie się państwo temu zwieść. My naprawdę nie oczekujemy w przypadku pójścia na miejsce pamięci ani niczyjego zainteresowania, ani absolutnie nie chcemy żadnego zaangażowania państwa. To jest spowodowane działaniem drugiej strony i ona konsekwentnie to realizuje. Ja naprawdę nigdy nie widziałam takiej sytuacji, w której przychodzi osoba prywatna, fizyczna osoba, przynosi jakiś paszkwil szkalujący kogoś i jest prowadzona przez policję, żeby mogła go położyć, a następnie policja tego pilnuje. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś z państwa idzie na grób swojej mamy, taty czy cioci, a ja idę za każdym razem za nim i kładę mu tabliczkę z napisem „tu leży morderczyni”

— mówiła.

Podkreśliła, że mamy do czynienia z paranoją.

Organy państwa zezwalają grupie wyrzutków robienie tego typu rzeczy

— spuentowała Małgorzata Wassermann.

Tekst ukazał się na portalu wpolityce.pl